poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 3


W nocy dość kiepsko spałem. Przewracałem się z boku na bok, dziwiąc własnej głupocie. - Po co ja mu złożyłem tę obietnicę? Co mnie podkusiło? Będą z tego tylko same problemy. – Prawdę mówiąc z grubsza wiedziałem co się będzie działo, bo już kiedyś miałem tego próbkę. Chciałem się trochę odegrać na narzeczonym i dlatego tak ochoczo się zgodziłem zmienić swój image. Teraz już nie byłem taki pewny swojej decyzji. Nie znosiłem być w centrum zainteresowania. Chyba właśnie strzeliłem sobie samobója. Oczywiście jak zwykle zaspałem. Rano obudził mnie dźwięk komórki. Kiedy odebrałem, rozległ się głosik zniecierpliwionej Ali.
-Ile można spać? Dzisiaj jest festiwal kwiatów pójdziesz z nami?
- Może po południu uda mi się wyrwać. Teraz umówiłem się z Dawidem.
- Ok. To zdzwonimy się później – dziewczyna się wyłączyła, a ja zacząłem się ubierać. Opornie mi to szło. Wcale nie miałem ochoty na to spotkanie. – Co ja zrobię jak znowu się będzie do mnie kleił? Może nawet spróbuje mnie pocałować? – zrobiło mi się jakby cieplej, a serce zaczęło mi szybciej bić. - Oh, jak to co ty idioto?- uszczypnąłem się mocno w ramię. - To co wszystkim zboczuchom. W pysk albo z kopa w jaja.- Te zgrania miałem doskonale opanowane i wypraktykowane. Nie pytajcie! Stara historia.
Kiedy wkroczyłem do pałacyku Lutomirskich sztywny lokaj już na mnie czekał. Najwyraźniej nie byłem jego ulubionym gościem. Westchnął na mój widok z dezaprobatą i zaprowadził mnie na taras, gdzie czekał na mnie narzeczony.
- Witaj mały – uśmiechnął się do mnie – mamy mało czasu. Po południu zabieram cię na festiwal kwiatów. W pokoju obok czeka na ciebie fryzjer, potem kosmetyczka, a jak będziesz gotowy, to przymierzysz ciuchy, które przygotował dla ciebie nasz projektant.
- Żartujesz, to wszystko mam zrobić przed obiadem? – jęknąłem.
- Skarbie, zobaczysz, będziesz jak nowy – posłał mi całusa i spojrzał kpiąco, wyciągając się wygodnie na fotelu. – No tak, ten łajdak będzie się tu wylegiwał, a ja odwalę całą robotę – warczałem w myślach - Zamiast spędzić wesoło czas z przyjaciółmi, muszę tu robić za kopciuszka. Już ja mu dam festiwal. Pożałuje, że mnie tu ściągnął.
- Oczywiście kochanie, jak sobie życzysz. Nie możemy dopuścić, żeby ktoś posądził cię o zły gust – odparłem słodziutko i udałem się za młodą pokojówką do sąsiedniego pokoju. Jak tylko usiadłem na wskazanym miejscu sprowadzony fryzjer dosłownie załamał nade mną ręce. I tak się zaczęła moja męka. Kolejni fachowcy obracali mną jak marionetką. Klepali, targali, smarowali jakimiś mazidłami jednym słowem przeszedłem przez piekło. Na koniec jakiś wymoczkowaty koleś cmokał nade mną i zmuszał do przymierzania coraz to nowych łaszków. O godzinie drugiej po południu byłem już zupełnie wykończony. Zostałem sam z pokojową, która wodziła za mną rozanielonym wzrokiem. Popatrzyłem na zafascynowaną dziewczynę i coś mnie tknęło. - Muszę zobaczyć co oni ze mną zrobili. Ta smarkula dziwnie na mnie patrzy.
- Idę się odświeżyć, a ty powiedz panu, że jestem gotowy – spłonione dziewczę dygnęło i wybiegło z pokoju. Zaniepokojony pobiegłem do łazienki, zamknąłem drzwi na zameczek i stanąłem prze dużym lustrem.
- O boże, to straszne – wydałem okrzyk zgrozy na widok swojej wypacykowanej jak u modela twarzy. Wielkie, brązowe oczy z długimi jak u dziewczyny rzęsami patrzyły na mnie zaszokowane. Do tego delikatne różowe usta i jedwabista kurtyna ciemnozłotych, modnie pocieniowanych włosów opadająca aż do łopatek. Było źle, naprawdę źle, o wiele gorzej niż dwa lata temu, kiedy ukochana mamusia usiłowała mnie sprowadzić na ścieżkę mody. – Nie mogę się tak nikomu pokazać! - Załamałem ręce.
- Piotrek, co tam wyprawiasz? Spóźnimy się na obiad! – usłyszałem głos Dawida.
- Idź sam. Ja zostaję tutaj. Możesz mi podać potem jakieś resztki przez szparę – wyjęczałem zrozpaczony.
- Nie wygłupiaj się. Nie może być tak źle. Pokaż się wreszcie – niecierpliwił się narzeczony.
- To zbyt okropne. Nie nadaję się do towarzystwa. Musisz dzisiaj iść sam – kolejny rzut oka w szklaną taflę i wydałem z siebie następny okrzyk. – Kurwa, wyglądam jak najprawdziwsza  Barbi, a wkurzony moim uporem Ken właśnie dobija się do drzwi.
- Piotrek, jak zaraz nie otworzysz wyłamię zamek! – stwierdził groźnie Dawid.
- Dobra, ale żebyś potem nie mówił, że cię nie ostrzegałem.
- Naprawdę fachowcy się nie popisali? – usłyszałem jeszcze głos mężczyzny.
- Tego się nie da opisać. Musi pan zobaczyć na własne oczy – dobiegł mnie wesoły chichot pokojówki. Odetchnąłem głęboko i zebrałem w sobie resztki odwagi. Powoli uchyliłem drzwi od łazienki i nieśmiało wszedłem do pokoju. Stanąłem przed Dawidem, który pierwszy raz w mojej obecności kompletnie zaniemówił. Wytrzeszczał tylko na mnie oczy bezgłośnie poruszając ustami.
- Eeeh… Piotrek, to naprawdę ty?? – wyjąkał z iście baranim wyrazem twarzy.
- Nie skądże, wynająłem dublera! - warknąłem na niego wkurzony. – Coś ci nie pasuje? To ty mnie doprowadziłeś do tego stanu i weźmiesz za to odpowiedzialność. Rusz się, jestem głodny. Miał być rodzinny obiadek, prawda?
- Nie spodziewałem się czegoś takiego. Czuję się, hehe, jakby właśnie odleciała stąd dobra wróżka. Jesteś pewny, że przez te prę godzin nie wpadłeś pod różdżkę jakiejś wiedźmie? – Dawid oglądał mnie ze wszystkich stron jak jakieś dziwowisko, a oczy lśniły mu coraz bardziej. Kiedy jednak spróbował mnie objąć, nadepnąłem mu mocno na nogę, z premedytacją miażdżąc palce.
- Ała…! – wrzasnął zaskoczony, odskakując na bezpieczną odległość. - Nie bądź taki skąpy. Wyglądasz ślicznie i w dodatku należysz do mnie. Zapowiadał się taki nudny dzień, a tu taki prezent wprost z nieba – pokpiwał ze mnie drań nie odrywając wzroku od mojego tyłka opiętego ciasnymi jeansami. – A ta dupcia! Mniam. Jakby stworzona dla moich rąk – ślinił się dalej ten dupek.
- Nie podchodź do mnie bliżej niż na metr. A o mizianiu możesz tylko pomarzyć. Nie jesteś dziewczyną więc nic z tego – popatrzyłem na niego oburzony jego zachowaniem. – Myślałem, że dżentelmeni z wyższej półki mają więcej kultury.
- Piotrusiu słoneczko. Zbyt wiele wymagasz od wygłodniałego samca. Jak mogę trzymać ręce przy sobie, mając obok takie cudeńko? To zwyczajnie niemożliwe – nawet nie zauważyłem jak spryciarz podszedł bliżej, objął mnie od tyłu w talii i wpił usta w kark. Prąd przeszedł przez całe moje ciało.
- Zabieraj łapy, bo ci je odgryzę! Pomyśl choć przez chwilę logicznie. Jeśli ty, znając mnie, tak zareagowałeś, jak zachowają się twoi kumple oraz inni nieznani osobnicy? Idziemy dzisiaj na festiwal, pamiętasz? – wykrzywiłem się do niego złośliwie, a on po prostu stanął w miejscu jak wryty z otwartymi szeroko oczami. – Cieszę się kochanie, że zaczynasz kojarzyć fakty. Liczę na to, że twoje męskie ramię ochroni mnie przed tymi wszystkim zboczeńcami.
- Cholera jasna! Zostajemy w domu! – krzyknął usiłując złapać mnie za rękę.
- Dawid, co to za wyrażenie. Jesteś w domu nie w knajpie z kolegami – usłyszeliśmy z tyłu wytworny głos jego matki. – Świetnie wyglądasz Piotrze – skinęła mi głową z aprobatą. - A ty zachowuj się jak dżentelmen, a nie jaskiniowiec! Zjedzcie coś i zabieraj chłopaka do parku. Musi poznać kilku przyjaciół ojca.
………………………………………………………………………

Po upływie niecałej godziny szliśmy przez park, w którym odbywał się właśnie międzynarodowy festiwal kwiatów. Ogrodnicy z całej Europy zjechali się, aby pochwalić się swoimi najwspanialszymi okazami. Alejami przewalały się prawdziwe tłumy. Pogoda dopisała, więc spora część Krakusów przyszła tu, by nacieszyć oczy i nos naturalnym pięknem. Szedłem sobie wesolutko, większość ludzi ustępowała mi drogi z uśmiechem. Niektórzy odważniejsi próbowali mnie zagadywać, ale ponury wzrok mojego wspaniałego narzeczonego szybko wybijał im to z głowy. Dziedzic rodziny Lutomirskich szedł za mną powarkując na przechodniów jak zły wilk z bajki o kapturku. Mógłbym przysiąc, że chwilami z jego oczu sypały się czerwone iskry.
- Rozchmurz się kochanie, mamy taki cieplutki dzień. Nie rozumiem dlaczego się tak marszczysz – szczebiotałem jak najęty, posyłając na prawo i lewo promienne uśmiechy. Kręciłem tyłeczkiem i wyginałem się na wszystkie strony udając, że nie widzę pogarszającego się z minuty na minutę humoru narzeczonego. Wspaniale się bawiłem. Czułem się w jego obecności bezpiecznie, więc mogłem swobodnie flirtować, nie narażając się na chamskie zaloty. Oh, zemsta czasami jest taka słodka. Przy stoisku z lodami stało kilku młodych, elegancko ubranych mężczyzn. Na nasz widok zaczęli machać jak szaleni.
- Kurczę, jeszcze ich tylko brakowało. To tak zwani złoci chłopcy i najwięksi plotkarze w okolicy. Szkoda, że nas zauważyli – westchnął z rezygnacją Dawid.
- Ej, Lutomirski skąd wziąłeś tego słodziaka? Nie boisz się, że narzeczony się dowie? – odezwał się ulizany blondyn.
- Przedstaw kolegów temu maleństwu. Daj łapkę, na dobry początek przyjaźni – jeden z dryblasów chciał ująć moją dłoń, ale czujny Dawid kopnął go w łydkę co na chwilę zniechęciło go do ataku.
- To jest właśnie Piotr Czarnoryski, mój narzeczony kretyni! – warknął na swoich kumpli rozeźlony Lutomirski. Złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
- Nie złość się brachu, chcieliśmy się tylko przywitać – odparł potężnie zbudowany brunet. – Jestem Alek, śliczny. Mam nadzieję, że będziemy się częściej widywać – uśmiechnął się do mnie przyjacielsko. W jego oczach zobaczyłem psotnie iskierki. Od razu się zorientowałem, że to swój człowiek.
- Nie wiem czy to możliwe  – ułożyłem usta w podkówkę. – Dawid na nic mi nie pozwala i strasznie się denerwuje jak z kimś rozmawiam – zatrzepotałem rzęsami  robiąc słodką minkę skrzywdzonej niewinności. Ukradkiem puściłem nowemu znajomemu oczko.
- Hehe, a to ci dopiero, nie mów mi, że jest takim zazdrośnikiem. Lutomirski, może i na ciebie przyszła wreszcie kolej? Nigdy nie spodziewałem się, że zobaczę cię zakochanego! To będzie wiadomość tygodnia. Od miesięcy nie słyszałem czegoś równie zabawnego. Chłopaki idziemy. Trzeba to posłać dalej – odwrócili się i z chichotem pomaszerowali alejką. Każdy trzymał w ręku komórkę na której puszczał SMS-y  prędkością światła. Spojrzałem w bok i spotkałem się z groźnie błyszczącymi czarnymi oczami.
- Ty przebiegły smarkaczu. Już ja cię nauczę, gdzie twoje miejsce! – widząc gniew na jego twarzy pisnąłem i pognałem w kierunku grupki mężczyzn, wśród których zauważyłem jego ojca. Dopadłem ich mocno zdyszany.
- Coś się stało Piotrze? –zapytał mnie zaniepokojony Lutomirski.
- Ależ skąd! – uśmiechnąłem się do niego grzeczniutko. – Zepsuł się nam samochód i zastanawiałem się, czy możemy się z panem zabrać zagruchałem milutko. Kłaniałem się przy tym na wszystkie strony z szacunkiem spoglądając na starszych panów.
- To narzeczony twojego syna? Jaki wspaniały chłopak. Świetnie wybrałeś partnera dla Dawida – pochwały sypały się ze wszystkich stron. Widziałem  jak stojący z boku czarnooki mężczyzna zgrzyta bezsilnie zębami. Wiedziałem, że nie ujdzie mi to bezkarnie. Z daleka słyszałem trybiki obracające się w jego głowie. Na pewno planuje jakiś odwet. Dobrze mu tak! Mógł wybrać któregoś z moich braci, oni doskonale poradziliby sobie z rolą pani domu. Zrobił to na złość swojemu ojcu. Zabaweczkę sobie kretyn znalazł. Nawet przez chwilę nie pomyślał, że niszczy komuś życie. Miałem tyle marzeń i pomysłów, a on je wszystkie posłał w niebyt jednym zdaniem. Jeśli myśli, że zamknie mnie w złotej klateczce, gdzie będę śpiewał na rozkaz, to grubo się myli. Niech go szlag! Niespodziewanie zachciało mi się płakać. Oczy mi się zaszkliły.
- Jesteś zmęczony Piotrusiu? – zapytał pan Benedykt i pogłaskał mnie po głowie. – Odwieziemy cię do domu. Miałeś dzisiaj sporo wrażeń. Kiedyś musimy się umówić na pogawędkę, ale może jeszcze nie teraz. I nie martw się, zobaczysz, że wszystko się ułoży.
...............................................................................................................................................
Betowała kot_w_Butach

12 komentarzy:

  1. oczami wyobraźni widzę tego słodziaka! <3
    i tylko czekam aż Dawidek zacznie działać hehe ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj narzeczony to taki zazdrośnik, aż miło się czyta. W sumie nie ma co się dziwić, jednakże Piotrek i tak musi za niego wyjść. Ciekawe co Dawid zrobi Piotrkowi za tą dzisiejszą akcje.
    Notka cudna i aż nie mogłam się doczekać kiedy coś się tu pojawi.
    Jestem zachwycona. Dużo weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy moje podejrzenia o odwecie Dawida w wersji fapfap są możliwe? *o* ( jakoś dziwnie to brzmi ._. )

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne:) i to było to co kocham. Taka zazdrość ale sobie na to zasłużył i mam nadzieje że jeszcze nie zrezygnujesz z tego motywu bo jest wspaniały.
    Pisz szybko nowe notki bo nie mogę się już doczekać.
    Dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszę z komórki, więc krótko. Bardzo mi się podoba to opowiadanie, tak jak chciałam i pisałam ci pod skończonym ostatnio opowiadaniem :-) Tutaj Kisielek/yaoice. Proszę, dodaj następny rozdzial jeszcze dzisiaj! Straciłam fortunę tutaj nad morzem próbując zobaczyc czy coś dodałaś do bloga, sprawdzajac prawie co pól godziny :P
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Sugoi:)coś czuję że zemsta będzie słodka,tylko żeby nasz Piotruś za bardzo nie ucierpiał;D Daj szybko następną notkę,albo od razu dwie;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Umarłam..... ze szczęścia,, matko kochana,, !!!!
    Ja zginę jeśli nie wstawisz szybko kolejnego rozdziału, zakochałam się w twoim nowym opku,dosłownie ;3
    Twoja Maru ,,,
    :33333

    OdpowiedzUsuń
  8. Strasznie mi szkoda Piotrka:( Został okropnie ubezwłasnowolniony przez tego Dawida. Coś czuję, że Dawid szykuje dla niego jakąś bardzooo zboczoną karę hihihi.
    Już nie mogę się doczekać!
    http://death-note-love-yaoi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest cudowne ^^^ <333 Piotrek jest boski :D Dołączę do Maru jeśli nie wstawisz kolejnego rozdziału! Kupcie mi czarną trumnę wykładaną szmaragdami!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mi się podoba.pa.pa.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka,
    wspaniale, pięknie Piotrusiu cudownie to rozegrałeś, Dawid no cóż pewnie przyszykuje zemstę no to i to jak powarkiwał jak ten był taki radosny... ale och to może znajdzie Piotrek dobrego kumpla...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń