piątek, 19 października 2012

Epilog


Przez następne sześć miesięcy Dawid doprowadzał mnie do szału. Nadopiekuńczy i nadgorliwy nie opuszczał mnie ani na krok. Dosłownie zmiatał każdy pyłek na mojej drodze. Musiał jednak pracować i kiedy go nie było w domu zastępowali go dwaj ochroniarze. Byli z nich niesamowici służbiści i żadne prośby, przekupstwa i groźby się ich nie imały. Jedynie do kibelka mogłem chodzić sam, a wtedy jeden z nich stał pod drzwiami i co jakiś czas pytał czy dobrze się czuję. Każdego pięknego dnia modliłem się, żeby ta ciążą wreszcie się skończyła.
Któregoś dnia Dawid przyniósł wiadomość, że proces Kamila Warskiego i jego przyjaciół właśnie się zakończył. Dostał dziesięć lat więzienia ponieważ był przywódcą. Jego kumple spędzą w celach nieco mniej czasu bo tylko po osiem lat. Długo więc będziemy mieli z nimi  spokój. Jak dla mnie najlepiej,  żeby zostali tam na zawsze.
O wiele bardziej skomplikowana okazała się sprawa Karolka. Dawid wystąpił o prawo do opieki nad nim i jakie było jego zdumienie, kiedy okazało się, że rodzice Warskiego wpadli na ten sam pomysł. Należy tu dodać, że obie nasze rodziny były temu pomysłowi bardzo przeciwne. Uważali, że w ten sposób tylko ściągniemy na siebie kłopoty. Po długim, paskudnym procesie Karolek zamieszkał z nami, a Kamilowi odebrano prawa rodzicielskie.
Maciek z Noahem stworzyli dziwny związek, kochają się, kłócą i godzą nieustannie. Razem z Alą przestaliśmy dawno za nimi nadążać. Nigdy nie wiemy w jakiej aktualnie znajdują się fazie, sądząc jednak z odgłosów jakie wydają w czasie seksu są chyba całkiem szczęśliwi. Może kiedyś w końcu dogadają się i pójdziemy na elegancki, egzotyczny ślub.
Ala niestety nadal jest singielką i przy jej wygórowanych wymaganiach chyba jeszcze długo nią zostanie. Często do mnie wpada i wyciąga z domu na różne niemądre eskapady czym bardzo denerwuje mojego męża. Ostatnio przysiągł, że choćby nie wiem co, to zabawi się w swata i znajdzie dla niej partnera, najlepiej zza oceanu. Z początku się trochę przestraszyła, ale po kilku nieudanych próbach zaczęła śmiać się z niego otwarcie. Dawid jednak zawziął się i nie odpuszcza. Myślę, że w końcu postawi na swoim i zatańczy na jej weselu.
Po sześciu miesiącach urodził się nasz syn Jerzy i z zadowoleniem stwierdziłem, że jest bardzo do mnie podobny. Jeśli będzie miał także mój charakter, a na to się zapowiada, biedny Dawid nie zazna spokoju. Nie ośmieli się zbyt długo przesiadywać w biurze w obawie, że przestawimy mu dom do góry nogami.
 Tak jak powiedział podczas ślubu mój mąż byliśmy bardzo szczęśliwi wbrew wszystkiemu i wszystkim. Razem, powoli, z dnia na dzień zbudowaliśmy dla nas i naszych dzieci pełen miłości dom. Zajęło nam to sporo czasu, ale cóż, było naprawdę warto.
………………………………………………………………………..

Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy wytrwali do końca za to, że mnie dopingowaliście i nie pozwoliliście mi zwątpić w to opowiadanie, a była taka chwila, że miałam zamiar je zawiesić. Zresztą doskonale o tym wiecie. Wielu z was chyba liczyło na dłuższą opowieść, ale myślę, że to dobry moment, aby ją zakończyć. Przedłużanie tego opowiadania w nieskończoność mogłoby tylko je zepsuć.
Trochę mi  smutno, bo mam wrażenie, że żegnam się z przyjaciółmi. Będzie mi ogromnie brak Piotrusia, Dawida, Ali, Maćka i Noaha.
Nowe opowiadanie już jest, ale to nie komedia. Gorzki smak sławy - link macie obok.

piątek, 12 października 2012

Rozdział 24



Była dopiero dwudziesta druga, a ja już leżałem w łóżku. Obok mnie chrapał Dawid. Ledwo przyłożył głowę do poduszki już odpłynął w niebyt. Mnie tymczasem wcale nie chciało się spać. Kręciłem się na wszystkie strony co tylko pogorszyło sprawę. Kołderka nieco się zsunęła i widok umięśnionego torsu męża zaparł mi dech w piersiach. Od pierwszej wizyty u lekarza ten głupek latał jak opętany. Znosił mi książki o ciąży i pielęgnacji niemowląt, ciągał po sklepach kupując ciuszki i zabawki, dbał o moje zdrowie o wiele lepiej niż ja sam, zmuszając mnie do jedzenia samej zdrowej żywności.
Zatrudniona gosposia i pokojowa od razu ostro wzięły się do pracy. Po kilku dniach nasz domek lśnił czystością. Tymczasem ja nudziłem się coraz bardziej. Dawid nie mógł mi poświęcić zbyt wiele czasu ze względu na swoją pracę. Starał się jak mógł, ale o jednej maleńkiej rzeczy zupełnie zapomniał. Chociaż dzisiaj doszedłem jednak do odmiennego wniosku. Nie zapomniał, tylko robił to z premedytacją. Pewnie jesteście ciekawi o co chodzi? Ostatnio unikał bliskiego kontaktu jakby bał się, że może to jakoś zaszkodzić mnie lub dziecku. Od jakiegoś czasu nie uprawialiśmy seksu. W życiu bym nie pomyślał, że tak mi będzie tego brakowało. Może złapałem od tego napaleńca wirusa bzycantimus maximus, bo patrząc na jego nagie ciało miałem się ochotę na niego rzucić. Poczułem znajome gorąco w dole brzucha. Zerknąłem na męża i westchnąłem ciężko.
- Mam nadzieję, że to szaleństwo szybko ci minie, bo długo tego nie wytrzymam – szepnąłem. Wstałem po cichutku i odpiąłem pas.
– Mamusia potrzebuje chwili relaksu. Poleżysz tu sobie grzecznie – położyłem go na stole – a ja wezmę długi, gorący prysznic. – Chyba nie powinienem gorszyć maluszka i mówić mu, że idę na szybki numerek.- Puściłem muzykę z ,,Różowej pantery” i zrobiłem sobie słabego drinka. Rozebrałem się z bokserek i stanąłem nagi przed lustrem. Przybrałem pozę zawodowego modela i uśmiechnąłem się do siebie. Okręciłem się dookoła w rytm melodii wypinając pupę.
- Widzisz Piotrusiu, nie jest z tobą tak źle - postukałem palcem w szklaną taflę. – Zgrabny tyłeczek – klepnąłem się w pośladek – niezły kaloryferek – pogładziłem się po brzuchu – gotowy do akcji sprzęt – uścisnąłem stojącego na baczność członka. – Może panterą to ty nie jesteś, ale niezły z ciebie kocurek. Chyba będziesz musiał niestety wrócić do starych, licealnych czasów. Tylko ty, dużo różowej piany i konwaliowy żel pod prysznic. To nie jest taki zły pomysł prawda? – Pomachałem do swojego odbicia i w nieco lepszym humorze ruszyłem do łazienki. Napuściłem pełną wannę wody i nalałem mnóstwo płynu do kąpieli. Wkrótce po całym pomieszczeniu zaczęły latać mydlane banieczki. Wszedłem do wody i ułożyłem się wygodnie. Włączyłem opcję hydromasażu. Muzyka grała, alkohol przyjemnie szumiał mi w głowie, bąbelki powietrza  drapały w tyłek  jednym słowem pełny luzik. Zacząłem leniwie przesuwać ręką po nabrzmiałym penisie. Niespodziewanie poczułem jak czyjeś ciepłe ramiona unoszą mnie do góry.
- Kocurku – zamruczał mi do ucha Dawid – może jednak zabawimy się razem? Różowa piana może być, ale żel wolę migdałowy – usiadł za moimi plecami rozsuwając szeroko uda. Umościłem się pomiędzy nimi z zadowoleniem. Oparłem się o jego tors. Wyczułem jak coś twardego wbija mi się w pośladek.
- Właściwie to wcale cię nie potrzebuję – prychnąłem na niego oburzony jego bezczelnością. – Doskonale radziłem sobie sam. Cały tydzień mnie unikałeś, więc po co teraz przyszedłeś?
- Przepraszam kochanie. Przyznaję, że to było głupie. Przecież wiesz, że miewam takie napady nadgorliwości. Nic tak dobrze nie przywraca mi rozsądku jak widok twojej wypiętej pupy, kołyszącej się w takt muzyki – zaczął sunąć ustami po mojej szyi podszczypując ją zębami. Jedna dłoń błądziła po mojej klatce piersiowej wyszukując wszystkie erogenne miejsca z mistrzowską precyzją. Druga zaczęła się skradać do zaciśniętego wejścia. Wsunął mi do środka od razu dwa palce niecierpliwie rozciągając mięśnie. Zacząłem cicho pojękiwać wijąc się w jego ramionach. Podniósł mnie i oparł o brzeg wanny. Czułem jak jego penis wchodzi we mnie wolno, okrężnymi ruchami potęgującymi rozkoszne doznania.
- Szybciej – warknąłem na niego, opętany narastającym pożądaniem.
- Słońce, ja daję ci po prostu czas do namysłu – zachichotał złośliwie – przecież mówiłeś, że nie jestem ci do niczego potrzebny. – W odpowiedzi na to rozsunąłem szerzej nogi i pchnąłem mocno do tyłu nabijając się na jego członka do samego końca.
- Aaa… - krzyknęliśmy oboje, by po chwili natychmiast zatracić się w starym jak świat rytmie. Kochaliśmy się zapamiętale, postękując z przyjemności i popędzając się nawzajem do mocniejszych i ostrzejszych ruchów. Jak się pewnie domyślacie jeden raz bynajmniej nam nie wystarczył. Szczytowaliśmy kilkakrotnie skamląc z rozkoszy. Kiedy w końcu opadliśmy kompletnie z sił, opatuleni jednym ręcznikiem wczołgaliśmy się na łóżko. Ciasno przytuleni mruczeliśmy sobie nawzajem do uszów słodkie głupstwa jakie znają tylko zakochani. Nagle coś mnie tknęło. O czymś zapomnieliśmy! O czymś bardzo ważnym!
- Cholera, dziecko! – wyskoczyłem z posłania jak z procy natychmiast odzyskując energię. Podbiegłem do stołu na którym zostawiłem pas. Wszystkie kontrolki świeciły się spokojnie. Najwyraźniej wszystko było w porządku. - Nie gniewaj się maluszku, mamusia kompletnie straciła głowę – założyłem urządzenie i zerknąłem na zegar. Minęły już cztery godziny jak go zdjąłem. W dodatku zgubiłem gdzieś mikrofon.
- Dawid wstawaj i pomóż mi znaleźć to ustrojstwo. Nigdzie go nie widzę – mąż pojękując zwlókł się z łóżka. Następną godzinę spędziliśmy czołgając się po pokoju i łazience, ale niestety nic nie wskóraliśmy. Mały, czarny krążek zniknął bez śladu.
- Pewnie spłynął z wodą. Nie martw się. Rano pójdziemy do lekarza – Dawid zmusił mnie do ponownego położenia się i nakrył nas obu kołdrą. Przytuliłem się do jego boku i zasłuchany w bicie jego serca, mimo zdenerwowania,  zasnąłem jak niemowlę.
………………………………………………………………

Doktor Kamyk przyjął nas bezzwłocznie. Wytłumaczyliśmy mu telefonicznie na czym polega problem. Stwierdził, że i tak muszę odbyć rutynową kontrolę i zażądał obecności Dawida. Oboje rano stawiliśmy się w jego gabinecie z niewyraźnymi minami.
- Narozrabialiście co? – odezwał się na nasz widok lekarz. – Zdejmij koszulę Piotrze, zobaczymy czy wszystko jest w porządku.
- To może ja tylko pas ściągnę? – pisnąłem zmieszany.
- Rób co każę. Coś ty się nagle taki wstydliwy zrobił? – zapytał mężczyzna rozbawiony. - Trudno, rozkaz to rozkaz. - Zdjąłem garderobę i położyłem się na kozetce. Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej usiłując zasłonić liczne znaki jakie zostały po naszym wczorajszym szaleństwie. Lekarz na ich widok tylko pokręcił głową i uśmiechnął się do mnie. – Spokojnie, nie takie rzeczy widziałem. Nakleję ci nowy mikrofon. Postarajcie się na przyszłość nie przekraczać limitu czasowego.
- Doktorze , dlaczego właściwie Piotruś musi nosić ten pojemnik? Przecież mógłby równie dobrze gdzieś stać w bezpiecznym miejscu, a mikrofon nastawiło by się na większą odległość – zapytał Dawid.
- Niestety, to tak nie działa. Wieloletnie eksperymenty wykazały, że nic nie może zastąpić kontaktu z ciałem matki. Mimo, że to tylko sztuczna macica i nie ma połączenia z krwioobiegiem, maluchy w jakiś sposób wyczuwają brak  rodzicielki i nie rozwijają się prawidłowo zwłaszcza pod względem psychicznym i umysłowym. Rodzą się też mniej odporne i z niższą wagą. Coś jeszcze?
- Ja mam pytanie – odezwałem się nieśmiało – tylko trochę krępujące – zarumieniłem się.
- Po to tu jestem Piotrze, żeby rozwiać wszystkie wasze wątpliwości – odezwał się poważnie lekarz.
- Czy powinienem ściągać pas w czasie seksu? Czy wstrząsy nie zaszkodzą jakoś maleństwu? – poczerwieniałem jeszcze bardziej.
- Naprawdę myślisz, że kobieta zachodząc w ciążę zachowuje dziewięć miesięcy wstrzemięźliwość? – odpowiedział mi pytaniem na pytanie doktor Kamyk. – Należy tylko unikać pozycji w których moglibyście przygnieść dziecko. Ostatnio jak tu byliście, zapomniałem ci coś dać – wyciągnął do mnie rękę ze srebrną bransoletką. Zapiął mi ją na lewej ręce. Kiedy przyjrzałem się bliżej, zobaczyłem na każdym ogniwie wygrawerowanego zabawnego bociana z węzełkiem w otwartym dziobie.
- Do czego to służy? – zapytałem zaciekawiony, ubierając koszulę.
- Po pierwsze zawiera chip z danymi o tobie i dziecku. Gdyby przydarzyło wam się coś złego każdy lekarz odczyta bez trudu zawarte w nim wiadomości. Po drugie jest po to, by inni ludzie wiedzieli, że jesteś przyszłą mamusią i odpowiednio się wobec ciebie zachowywali. Ta ozdóbka jest zwykłym środkiem ostrożności.
- Dziękujemy za pomoc doktorze i postaramy się nie sprawiać więcej kłopotów – Dawid wyciągnął do lekarza rękę i mocno ją uścisnął. – Chodź Piotrusiu.
……………………………………………………………

Miałem zamiar jechać wprost do uczelni, ale kiedy usiedliśmy w samochodzie głośno zaburczało mi w brzuchu. Dawid zaczął się śmiać i wyciągnął do mnie rękę z bananem.
- Phi, nie będę się żywił samym zielskiem – wydąłem kapryśnie usta. – Chcę mięsko i frytki.
- Piotruś, kto je takie rzeczy na śniadanie? Będziesz wyglądał za niedługo jak kulka, a tyle się napracowałeś nad swoim kaloryferkiem – pokręcił głową mąż.
- Nie słyszałeś, że w ciąży trzeba jeść za dwóch? – zadarłem do góry nos.
- Dobrze, już dobrze. Nie będę dyskutował z mamusiem i jego zachciankami. Jedziemy do restauracji – Po dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Kiedy złożyliśmy zamówienie kelner na nas trochę dziwnie popatrzył, ale nie skomentował niczego ani jednym słowem. Pojawił się z powrotem dość szybko z kawą i dwoma czosnkowymi tostami dla Dawida. Przede mną postawił ogromny befsztyk, miseczkę z sałatką i soczek. Zabrałem się z zapałem do jedzenia obrzucając talerz Dawida pogardliwym wzrokiem.
-  To ma być posiłek? Nic dziwnego, że o dziesiątej padasz na łóżko jak kłoda. Odżywiaj się tak dalej, a już niedługo nie będę miał z ciebie żadnego pożytku. Ani chlebka, ani porządnego seksu – dodałem nieco ciszej.
- Nie bój się skarbie, wieczorem ci udowodnię, że jednak trochę sił mi jeszcze pozostało – odparł Dawid, przesuwając znacząco wzrokiem po mojej klatce piersiowej. Zaczerwieniłem się pod jego gorącym spojrzeniem, a stojący w pobliżu kelner zaczął się nagle dławić i dziwnie bulgotać. Pewnie się biedaczek czymś zakrztusił. Po skończonym posiłku udaliśmy się do szatni. Mąż wyszedł do toalety, a ja poszedłem po nasze ubrania. Zgadnijcie kogo tam spotkałem?  Ryżego Kamila we własnej osobie. Jak zwykle nienagannie ubrany. Zadbany od stóp do głów. Każdy włosek na swoim miejscu. Mógłby teraz wkroczyć na wybieg w Paryżu i wszyscy zaproszeni goście klaskaliby z zapałem. Zlustrował mnie wzrokiem godnym bazyliszka. Kiedy sięgnąłem po kurtkę zabrzęczała srebrna bransoletka. Mężczyzna wbił w nią zaskoczony wzrok, potem podniósł na mnie oczy, a ja aż cofnąłem się do tyłu. Było w nich tyle zazdrości, nienawiści i jadu, że po plecach zaczął mi pełznąć zimny dreszczyk. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale w tym momencie wyszedł z łazienki Dawid. Na jego widok Kamil złapał do ręki płaszcz i ruszył do wyjścia.
- Jeszcze się spotkamy – syknął groźnie, mijając mnie w pośpiechu. Nie powiedziałem o tym nieprzyjemnym incydencie mężowi. Nie chciałem zaogniać i tak nie najlepszych stosunków między nimi. Polubiłem małego Karolka i chciałem, żeby miał szczęśliwe dzieciństwo. Jeśli to oczywiście możliwe, mając takiego ojca.
…………………………………………………………

Dawid odwiózł mnie na uniwerek. Oczywiście spóźniłem się jak zwykle. Wślizgnąłem się do sali wykładowej jak wąż. Ala z Maćkiem pomachali do mnie z daleka pokazując, że zajęli dla mnie miejsce. Jak profesor odwrócił się tyłem, przepełzłem między siedzeniami. Dzisiaj miałem szczęście. Nikt się nie zorientował. Lekcje szybko minęły. Przyjaciele chcieli jeszcze pójść do biblioteki wypożyczyć materiały do jakiejś pracy. Mnie zachciało się pić, zostałem więc sam na opustoszałym korytarzu i postanowiłem skorzystać z automatu z napojami. Zabrałem soczek i już miałem wrócić do biblioteki kiedy drogę zastąpił mi Kamil wraz z dwoma rosłymi ochroniarzami.
- Popatrz, patrz jaki ten świat mały. Znowu się spotykamy – rzucił chłodno obrzucając mnie wrogim spojrzeniem. W jego postawie było coś takiego, że odruchowo zacząłem cofać się do tyłu. – W pojedynkę nie jesteś już taki odważny. Nie ma z tobą Dawida, ani twoich nędznych przyjaciół.
- Czego chcesz? – zapytałem cicho, starając się opanować drżenie w moim głosie. Zacząłem się naprawdę bać. W pobliżu nie było nikogo. Byłem zupełnie sam z trzema napakowanymi facetami. Przypomniała mi się podobna sytuacja sprzed wielu lat i zacząłem się trząść. Stałem tam bezradnie jak zahipnotyzowany przez węża królik.
- Przestraszyłem cię parszywa gnido? – Kamil chwycił mnie za gardło i przyparł do ściany. – Jak śmiałeś się zaciążyć? Chcesz odebrać spadek mojemu synowi przeklęty złodzieju? – Uderzył mnie w twarz i rozciął mi wargę. Czułem jak krew spływa mi cieniutką strużką po twarzy. – Wytniemy ci dzisiaj tego małego raka! – krzyknął z wściekłością i kopnął mnie kolanem w brzuch. Osunąłem się na ziemię i skuliłem się najmocniej jak potrafiłem. - Nie pozwolę im skrzywdzić maluszka! Muszę wziąć się w garść! Jak zacznę krzyczeć, może ktoś jednak mnie usłyszy!
- Na co czekacie! Bierzcie się do roboty! – wrzasnął na dryblasów Kamil. Przyskoczyli do mnie i zaczęli mnie kopać podkutymi buciorami. Osłaniałem brzuch jak potrafiłem najlepiej. Ból dosłownie mnie sparaliżował. – Nie mogę się poddać, bo zabiją mnie i dzidziusia! - myślałem przerażony.
- Ratunkuu…! Pomocy…! – krzyknąłem niespodziewanie ile miałem sił w płucach.
- Zatkajcie mu tę cholerną gębę! – Szalał  Warski. – Jeszcze ściągnie na nas gliny.
- Ratunkuu…! – pisnąłem ostatkiem sił i osunąłem się bez przytomności na ziemię, kiedy celnie wymierzony cios trafił mnie w głowę. Nie mam pojęcia co się działo dalej. Ocknąłem się ponownie na moment na jakiejś białej sali. – To chyba szpital? – przemknęło mi przez skołataną głowę. - Dziecko, pomóżcie najpierw dziecku – wyszeptałem z trudem do stojącego nade mną lekarza. Czułem się jakby moje ciało miało się właśnie rozlecieć na tysiąc kawałków. Zacząłem głośno jęczeć i zwijać się z bólu.
- Spokojnie chłopcze. Z twoim malcem wszystko w porządku. Teraz zajmiemy się tobą. Zaraz dostaniesz coś przeciwbólowego i poczujesz się lepiej – dobiegł mnie jak przez mgłę ciepły głos mężczyzny. Powieki zrobiły się takie ciężkie i mimo, że walczyłem z całych sił z ogarniającą mnie sennością, zaczęły opadać. Musieli mi podać jakiś mocny lek, bo zasnąłem w ciągu sekundy.
………………………………………………………….

Przez jakiś czas musiałem znosić niekończące się pielgrzymki krewnych, aż w końcu zdenerwowany Dawid położył temu kres. Czuwał przy mnie nie odstępując nawet na krok. Od niego dowiedziałem się o dalszym rozwoju wypadków. Podobno moje rozpaczliwe krzyki usłyszał Maciek i bez wahania ruszył mi na ratunek. Nieźle oberwał zanim przybyła pomoc wezwana przez Alę. Napastnicy zostali schwytani przez policję i osadzeni w areszcie. Mojej małej kruszynce na szczęście nic się nie stało. Doktor Kamyk przyszedł by osobiście mi o tym powiedzieć. Popłakałem się z radości zupełnie jak jakaś baba. Okazało się jednak, że niestety muszę zostać jeszcze kilka dni w szpitalu. Miałem rozległe krwiaki na całym ciele i cztery złamane żebra. Najważniejsze jednak, że dzidziuś był ze mną cały i zdrowy. Pogłaskałem się czule po wypukłym brzuszku. Zerknąłem na sąsiednie łóżko na którym leżał wkurzony Maciek. Chłopak paskudnie znosił pobyt w szpitalu. Warczał na wszystkich, którzy tylko się do niego zbliżyli. Miał złamaną lewą nogę i opatrunek na prawej ręce. Nie mógł więc obsłużyć się sam i stąd pewnie jego zły humor. Sprzeczał się właśnie z pielęgniarką, która uzbrojona w miskę z wodą i gąbkę, usiłowała go umyć.
- Niech pan nie będzie dzieckiem. Nie może pan leżeć taki brudny i spocony, bo jeszcze wda się jakaś infekcja - tłumaczyła cierpliwie dziewczyna.
- Wypad stąd, ale już! Nie będzie się tu jakaś smarkula nade mną znęcała – burczał chłopak, kłapiąc na zębami jakby rzeczywiście chciał ją ugryźć. Miałem się właśnie wtrącić, kiedy w drzwiach pojawił się Noah z ogromnym bukietem róż.
- Proszę pana – zwróciła się do niego pielęgniarka - tu nie wolno przynosić kwiatów.
- To weź sobie te badylki panienko i zostaw nas samych. Mój przyjaciel pewnie się ciebie krępuje i dlatego nie pozwala umyć. Zrobię to chętnie za ciebie – uśmiechnął się do dziewczyny zniewalająco. Zachwycona, wzięła od niego kwiaty i czmychnęła zanim nieszczęsny Maciek zdążył otworzyć buzię. Przymknąłem na wszelki wypadek oczy, aby myślał, że śpię. Właśnie nadarzyła się rzadka okazja do odrobiny rozrywki w nudnym szpitalnym życiu. Za żadne skarby z niej nie zrezygnuję. Byłem ogromnie ciekawy jak Noah poradzi sobie z tym marudą.
- Jak się czujesz? – zapytał Maćka mężczyzna, błądząc zachwyconymi oczami po jego odsłoniętej klatce piersiowej. Na widok prężących się pod skórą mięśni dosłownie się oblizał. – Biedactwo – pogłaskał parskającego chłopaka po policzku. – Taki chory, zupełnie bezbronny i cały tylko mój – cmoknął z zadowoleniem.
- Nie waż się do mnie zbliżać, bo zadzwonię po pomoc – złapał za dzwonek speszony chłopak.
- Ależ słodki Kwiatuszku – wyszarpnął z kontaktu wtyczkę Noah – to nie będzie ci potrzebne. Zaopiekuję się tobą – wziął gąbkę do ręki i zanurzył ją w wodzie.
Ale przedstawienie – obserwowałem ich spod przymrużonych powiek, chichocząc w duszy.
- Ja naprawdę sobie poradzę, lewą rękę mam zupełnie zdrową – szepnął przestraszony nie na żarty Maciek.
- Wątpisz w moje umiejętności? – obruszył się mężczyzna patrząc na niego z łobuzerskim uśmieszkiem. – Umyję dokładnie każdziutki kawałeczek twojego ponętnego ciała – wyszeptał mu gorąco do ucha. Chłopak na takie oświadczenie zacisnął mocno uda pod kołdrą. – Nie martw się słońce. Tym bezcennym organem zajmę się szczególnie delikatnie i poświęcę mu najwięcej czasu - zerknął w odpowiednie miejsce Noah.
- Nieee… ! – pisnął chłopak chowając głowę pod kołdrę. – Zabiję cię jak tylko ściągną mi ten przeklęty gips! – usiłował odgrażać się Maciek, ale zabrzmiał to bardzo żałośnie.
- Och, Gwiazdeczko, to jeszcze daleka przyszłość. Masz przed sobą sześć, długich tygodni inwalidztwa. Będę przychodził codziennie i rozpieszczał cię najlepiej jak potrafię – zachichotał beztrosko mężczyzna.
.................................................................................
Betowała kot_w_butach

poniedziałek, 8 października 2012

Rozdział 23


Trochę obawiam się waszej reakcji na dzisiejszy rozdział. Miejcie na uwadze, że zostaliście uprzedzeni we wstępie o moich zamiarach. Wiem, że niektórzy z was z pewnością naostrzą na mnie noże, widelce bądź grabie. Uprzedzam, że mam w domu obronnego psa i groźną papugę.
Bawcie się dobrze i nie bijcie autorki!


Dawid pośpiesznie się ubrał. Usiadł na fotelu z pokerową miną, wziął do ręki kopertę i spojrzał na Alę z wyrzutem.
- Nie wiesz, że nie wolno otwierać cudzej korespondencji?
- Nie pouczaj mnie. Co miałam robić? Wy spaliście jak zabici i nie mogłam was dobudzić. Bałam się, że to coś bardzo ważnego i czas gra tu jakąś rolę – odezwała się beztrosko dziewczyna. – Muszę przyznać, że po przeczytaniu tego całkowicie mnie zatkało. Dlaczego się tak śpieszycie? Piotruś ani słowem mi o tym nie wspomniał, a zwykle taka z niego papla – spojrzała na mnie z wyrzutem. Dawid rozwinął telegram, rzucił na niego okiem i nieco zbladł. Spojrzał na mnie niepewnie i bez słowa podał mi kartkę. Porwałem ją niecierpliwie i zacząłem czytać na głos.
                                                                                                         1 grudnia 2012
Krakowski Instytut Medyczny
                              
                         Zawiadomienie
Zawiadamiamy panów Dawida Lutomirskiego i Piotra Czarnosryskiego, że wasz syn będzie do odebrania w poniedziałek 6 grudnia 2012 o godzinie 10.00 w Sali numer 7. Trzymiesięczna ciąża rozwija się bez zakłóceń. O szczegółach poinformuje was doktor  Kamyk.
                                                                 d.n. med. Ciepełko

Patrzyłem na męża szeroko otwartymi ze zdumienia oczami i z kompletnie baranim wyrazem twarzy. Przeczytałem cały tekst jeszcze dwa razy i nie byłem mądrzejszy ani odrobinę.
- Dawid o co tu chodzi? Jaki instytut, jaki syn, jaka kurwa ciąża?! To idiotyczny kawał czy coś?! – wyszeptałem zbielałymi wargami, potrząsając jego ramieniem.
- Czego tu nie rozumiesz, przecież pisze wyraźnie?! Rodzinka po prostu przyspieszyła całą procedurę i tyle! Ostatnio sporo się kłóciliśmy, więc może po prostu spanikowali – tłumaczył mi Dawid nieco drżącym głosem. Widać było, że on także jest ogromnie zaskoczony treścią zawiadomienia.
- Dalej nie wiem, o co do jasnego gwinta chodzi?! – zacząłem krzyczeć coraz bardziej spanikowany, ale gdzieś tam na dnie mojego zmąconego umysłu zaczęło nieśmiało migać niewielkie, czerwone światełko.
- Piotrek, ty mi nie chcesz chyba powiedzieć, że nie przeczytałeś tego cholernego kontraktu?! Pamiętasz jak ojciec osobiście przyniósł go do naszego domu? Dał ci go do ręki! – zdenerwowany mąż też zaczął podnosić głos.
- Czy to było w ten dzień kiedy przyszedł do nas twój eks? – zapytałem słabo.
- Dokładnie! –warknął mąż.
- Było wtedy takie zamieszanie. Podpisałem się na nim, potem rzuciłem go na biurko i całkowicie o nim zapomniałem. Miałem zamiar przeczytać go w wolnej chwili, ale wypadki toczyły się tak szybko. Zerknąłem tylko na początek i koniec. Nie mam pojęcia co było w środku – jęknąłem ukrywając twarz w dłoniach. Najwyraźniej znowu nawaliłem. Nie miałem odwagi nawet zacząć rozważać konsekwencji swojej beztroski.
- No to masz niespodziankę, tatuśku! – stwierdził złośliwie Dawid. – Piotruś, jak mogłeś być taki niemądry?! Znasz nasze rodziny. Oni w obronie interesów są zdolni do wszystkiego. Boże, to też moja wina! Nawet zdziwiłem się, że tak spokojnie to przyjąłeś, kiedy zobaczyłem twój autograf. Miałem zamiar zapytać cię o to, ale tak jak tobie wyleciało mi z głowy. Jeszcze jedno, żeby nie było już żadnych niedomówień. Mamusią jesteś ty, ja mam zarabiać na chlebek – poklepał mnie po plecach, a ja z wrażenia zapomniałem nawet oddychać. Gdyby mnie nie walnął jeszcze raz, to pewnie bym się udusił z wrażenia.
- Mmmamussią?! – wyszeptałem zatrwożony patrząc mu prosto w oczy. Byłem w totalnym szoku. Moje szare komórki się przegrzały i odmówiły posłuszeństwa. Chyba przepaliły mi się jakieś obwody, bo miałem wrażenie, że mózg zaczyna mi dymić i czuję swąd spalenizny. Ta nieoczekiwana wiadomość była przysłowiowym gwoździem do mojej trumny. Świat zawirował i pociemniał. Osunąłem się na ziemię. Zemdlałem widowiskowo zupełnie jak jakaś znerwicowana hrabianka ze starych romansów. Ostatnią rzeczą jaką usłyszałem było klikanie aparatu fotograficznego Ali.
………………………………………………………………

Następnego dnia siedzieliśmy z Dawidem w Instytucie pod drzwiami numer siedem. Wszędzie było pełno ludzi. Obok nas czekało jeszcze kilka podekscytowanych par.  Wstałem o świcie. Śniadanie ledwie tknąłem. Zdążyłem już wypić dwie herbatki z melissy i jakieś kropelki na uspokojenie, ale niewiele mi to pomogło. Nadal się cały telepałem w środku. Starałem się wyglądać na opanowanego niestety z dość mizernym skutkiem.
- Piotruś, weź się w garść! – mąż, widząc co się ze mną dzieje, wziął mnie za rękę i delikatnie uścisnął.
- Łatwo ci mówić! Minęły dopiero dwadzieścia cztery godziny. Nie miałem czasu nawet oswoić się z tą myślą. A jak się nie będę umiał nim zajmować? Jak zrobię  krzywdę maleństwu? – zacząłem od nowa panikować. Mąż podniósł mnie i nie bacząc na liczną widownię wokoło posadził sobie na kolanach. Objął mnie mocno ramionami i przytulił do siebie.
- Głuptas z ciebie – pocałował mnie czule w usta. – Pamiętasz jak wspaniale opiekowałeś się Karolkiem? Dzieciak nie odstępował cię na krok. Nie masz pojęcia jak bardzo podziwiałem wtedy twoją wielkoduszność. Przyjąłeś go tak serdecznie choć był dzieckiem mojego kochanka. Masz złote serce skarbie. Na pewno sobie poradzisz. Zresztą jesteśmy w tym razem, prawda? Damy radę! – usłyszałem jak ze wszystkich stron rozległy się brawa. Najwyraźniej przemowa mojego męża zrobiłam ogromne wrażenie na siedzących w poczekalni parach. Zawstydzony ukryłem twarz na jego piersi. Nagle drzwi się otwarły i ukazała się w nich głowa pielęgniarki.
- Zapraszam panów Lutomirskiego i Czarnoryskiego – poderwaliśmy się na równe nogi. Dawid pociągnął mnie do środka. Na uginających się nogach podążyłem za nim. Doktor Kamyk okazał się starszym, sympatycznym facetem. Widząc moją wystraszoną minę kazał nam usiąść na fotelach. Zauważyłem, że Dawid stara się zachować spokój, ale widziałem jak chowa do kieszeni drżące dłonie.
- Spokojnie panowie – uśmiechnął się do nas ciepło lekarz. – Tylko mi tu nie pomdlejcie. Zaraz przedstawię wam waszego synka – skinął na pielęgniarkę. Po chwili kobieta przyniosła sporą skrzyneczkę wyjęła z niej coś i położyła na biurku. Mężczyzna podniósł to do góry, abyśmy się mogli lepiej przyjrzeć. Urządzenie wyglądało jak szeroki pas z jakiegoś nieznanego mi materiału do złudzenia imitującego ludzką skórę. Z przodu zobaczyliśmy wpół przeźroczysty pojemnik, w kształcie spłaszczonej z jednego boku piłki, najwidoczniej napełniony jakimś płynem. W środku coś się poruszało.
- Podejdźcie bliżej. Można dotknąć. Ten materiał jest prawie niezniszczalny – ruszyłem w jego kierunku. Nieśmiało dotknąłem gładkiej powierzchni urządzenia. Poczułem jakieś falowanie i odskoczyłem do tyłu. Lekarz roześmiał się rozbawiony moją zaszokowaną miną. – To już początek czwartego miesiąca i można wyczuć delikatne ruchy. Proszę się nie bać. – Zbliżyłem się ponownie i pogłaskałem pojemnik. Był ciepły i sprężysty w dotyku. Wewnątrz przez ułamek sekundy dostrzegłem maleńką istotkę, a raczej jej cień. Wydawała się taka krucha i drobna. Coś ścisnęło mnie za serce. – Proszę ściągnąć koszulkę. Pokażę panu jak się go zakłada. Z trudem rozebrałem się zdrewniałymi ze zdenerwowania dłońmi. Mężczyzna ostrożnie manewrując zapiął mi w talii pas. Po czym na lewej piersi przykleił maleńki krążek.
- Co to takiego? – zapytałem zdziwiony.
- Zwykły bezprzewodowy mikrofon. Maluszek będzie w ten sposób słyszał bicie twego serca jak to ma miejsce w zwykłej ciąży. Nie bez powodu jeden z partnerów określany jest matką. Tak jak każda kobieta będziesz go nosił aż do rozwiązania. Możesz go ściągać tylko na dwie godziny dziennie. Musisz o niego dbać. Z prawej strony jest filtr, który trzeba wymieniać co dwanaście godzin. Z lewej masz otworek, gdzie raz na dwa dni wsuwasz kapsułkę z pokarmem. W pas wmontowany jest zegar, który będzie ci przypominał sygnałem o tych czynnościach. Oczywiście dostaniesz też instrukcję obsługi i filmik pokazujący poszczególne okresy ciąży. Pojemnik, w którym jest dziecko rośnie wraz z nim. Zachowuje się jak prawdziwa macica. To chyba w skrócie już wszystko. Przez pierwszy miesiąc co tydzień proszę przychodzić do kontroli. Potem wystarczy raz na sześć tygodni. Gdyby was coś zaniepokoiło macie mój numer telefonu. Możecie dzwonić o każdej porze. Jakieś pytania? – spojrzał na nas zachęcająco.
- Czy ja też mogę dotknąć? – zapytał cicho Dawid, wpatrujący się z zafascynowaniem w urządzenie.
- Oczywiście – pokiwał głową lekarz. – Proszę traktować pas jak część ciała pana Piotra. – Mąż podszedł do mnie, osunął się przede mną na kolana i zaczął badać sztuczną macicę opuszkami palców. Nie mógł wprost oderwać od niego oczu. Nigdy nie widziałem go tak poruszonego.
- Niesamowite! On naprawdę tam jest, widziałem jak się poruszył! – podekscytowany Dawid pocałował mnie w odsłonięty brzuch. Przytulił na chwilę do pojemniczka policzek i przymknął oczy. – To prawie jak cud – wyszeptał wzruszony. Przez chwilę trwał tak bez ruchu, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Po czym wstał energicznie i podał mi koszulkę. – Wiesz, że nie wybraliśmy mu imienia – złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi. – Nie mamy też dla niego pokoju. Musimy zapisać go do najlepszego przedszkola. Mamy strasznie dużo do zrobienia. Chodź szybko. – Był tak podniecony, że nawet nie pożegnał się z lekarzem.
- Zgłupiałeś? Przecież to jeszcze sześć miesięcy zanim go zobaczymy. A mówiłeś, że to ja histeryzuję – musiałem za nim prawie biec. – Do zobaczenia doktorze  – pomachałem w pędzie do śmiejącego się już teraz z nas otwarcie mężczyzny.
………………………………………………………………………

Przez następne trzy dni Dawid po prostu szalał. Najpierw posłał dwa długie, pełne niecenzuralnych zwrotów i gróźb telegramy do naszych ojców. Potem wynajął znanego dekoratora wnętrz, który zaprojektował pokój dla naszego synka. Przez dwa dni robotnicy realizowali ten plan przerabiając jedną z sypialni na pokój dla dziecka. Dzisiaj od rana zamęczał mnie spisem imion. Nie pozwalał podnieść nawet kapci z podłogi, bo mogę zaszkodzić maluszkowi. Do szkoły zawiózł mnie szofer i dwóch ochroniarzy. Tymczasem mój opętany małżonek zajął się zatrudnieniem gosposi i pokojówki, żebym nie musiał zajmować się pracami domowymi. Jak wychodziłem, to osobiście zawiązał mi pod szyją szalik. Jednym słowem kompletnie zwariował. Stał się prawdziwie nadopiekuńczym tyranem. Chcąc odetchnąć na chwilę od głupawki jaka ogarnęła mojego męża, po wykładach zamiast do domu udałem się do mieszkania odnajmowanego przez Alę i Maćka. Napisałem do Dawida wiadomość gdzie jestem, żeby nie przyszło mu do głowy postawić na nogi całej krakowskiej policji. Przyjaciele na mój widok ogromnie się ucieszyli. Posadzili mnie w swoim maleńkim saloniku, zarzucili przynajmniej setką pytań, po czym kazali się rozgościć i poszli przyrządzić kolację. Włączyłem telewizor chcąc obejrzeć popołudniowy dziennik. Ktoś zadzwonił do drzwi. Kiedy je otworzyłem ze zdumieniem zobaczyłem uśmiechniętą twarz Noaha.
- Co ty tutaj robisz? – Nie spodziewałem się, że jest z Maćkiem w aż tak zażyłych stosunkach.
- Przyszedłem podrażnić się trochę z moim Kwiatuszkiem. Jutro wyjeżdżam na tydzień do Brazylii. Muszę zapytać go jaki chce prezent – zwinnie mnie wyminął i wślizgnął się do przedpokoju.
- Piotrek, po coś ty go wpuścił? – jęknął kumpel, niosący tacę z kawą do salonu. Odwrócił się do uśmiechniętego mężczyzny i zmierzył go ponurym wzrokiem. – Czytałem, że mają tam bagna pełne aligatorów. Rzuć się do tego bajorka w którym ich będzie najwięcej. Mnie na pamiątkę niech przyślą jakąś wylizaną do czysta kość.
- Kocurku, lubię jak jesteś taki męski i próbujesz mnie zdominować – Noah podkradł się sprytnie z tyłu i cmoknął chłopaka w szyję. Biedny Maciek o mało nie puścił tacy na ziemię.
- Cholera, ja ci naprawdę coś w końcu zrobię! – warknął czerwony na twarzy kumpel.
- Och, nie przesadzaj Gwiazdko. Nawet nie wiedziałbyś jak, pachnie od ciebie prawiczkiem na kilometr – beztrosko machnął na niego ręką mężczyzna. Drań czuł się bezpiecznie, bo zdenerwowany chłopak miał zajęte dłonie.
- Kurwa, przegiąłeś! – Maciej zagryzł usta i wręczył mi tacę tak gwałtownie, że zabrzęczały filiżanki. Widziałem, że właśnie wpadł  w jedną z tych swoich niepohamowanych furii. Biedny cudzoziemiec chyba nie zdawał sobie sprawy, że właśnie zbudził ze snu naprawdę groźnego lwa. Patrzył na chłopaka z bezczelnym uśmieszkiem.
- No to się doigrałeś! – kumpel zgrzytając zębami złapał zaskoczonego Noaha w talii, zarzucił sobie na ramię i pomaszerował z nim do swojej sypialni.
- Puść mnie, to był tylko głupi żart! – usłyszałem zduszony okrzyk mężczyzny. Wbiegłem do salonu, rzuciłem tacę na stół i cichutko wróciłem z powrotem. Przyłożyłem ucho do drzwi. Za mną przydreptała zaciekawiona moim zachowaniem Ala.
- Dzieje się coś ciekawego? – szepnęła mi do ucha.
- Ciśś… Chyba będzie draka. Wiesz jaki Maciek jest drażliwy na punkcie swojej męskości. Ten dureń właśnie ją zakwestionował.
- Szkoda, że nie możemy tego zobaczyć – westchnęła dziewczyna idąc za moim przykładem. – Ale słychać całkiem nieźle.
- Łup…! – rozległ się huk i zajęczały sprężyny. Najwyraźniej panowie o coś się potknęli i wylądowali z impetem na łóżku.
- Złaź ze mnie! Ile ty ważysz? – wystękał z trudem Noah.
- Wystarczająco dużo, żeby cię kompletnie unieruchomić – chłopak najwyraźniej był mocno rozgniewany i zdeterminowany, aby ukarać dowcipnisia.
- Może lepiej najpierw pooglądaj sobie jakiś film instruktażowy i wrócimy do tematu – łagodnie zaczął tłumaczyć mu, najwyraźniej nieco spanikowany mężczyzna. Chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
- Moja ty nieznośna zdobyczy – zarechotał złośliwie Maciek – zapomniałeś o czymś. Jestem facetem tak jak ty i zapewniam cię, że za chwilę będziesz inaczej piszczał.
- Ale słoneczko, przecież mówiłeś, że mężczyźni cię nie kręcą! – szarpał się bezskutecznie Noah, próbując się uwolnić od przygniatającego go ciężaru.                                                  
- Byłeś taki upierdliwy i wytrwały, że zrobię dla ciebie wyjątek – rozległ się zgrzyt odpinanego zamka błyskawicznego. – Taki mały eksperyment nie sprawi mi trudności.
- Aaa…! – usłyszeliśmy pisk zaskoczonego mężczyzny. – Zabierz tą łapę z moich majtek zboczeńcu!
- Och, jesteś całkiem nieźle wyposażony. Ciekawe jak będzie wyglądał jak go trochę pomiziam? – zachichotał chłopak. Przez chwilę dochodziło do nas tylko ciche posapywanie. Trochę mnie to zaniepokoiło. Poczułem niewielkie, co prawda,  wyrzuty sumienia.
- A jak sobie coś zrobią? Może powinniśmy zainterweniować? – zapytałem przyjaciółki.
- Nie bądź głupi. Najwyżej mu obciągnie i tyle. Nie sądzę, żeby Maciek posunął się dalej – odpowiedziała szeptem, uśmiechnięta od ucha do ucha, Ala. – Facet sam się o to prosił.
- Ooo…! – rozległ się ochrypły okrzyk mężczyzny.
- Szybki jesteś! Ledwo cię dotknąłem, a już ci stanął na baczność. Spuściłeś się dosłownie po pięciu sekundach – rozległ się rozbawiony głos kumpla. – Muszę przyznać, że żadna z moich dziewczyn nie jęczała równie podniecająco.
- Po prostu się zamknij! – Rozległo się głuche uderzenie. Najpewniej zirytowany Noah przywalił mu w gębę.
- Za co? Ale z ciebie niewdzięcznik! Zrobiłem ci dobrze, a ty mi tak odpłacasz? – odezwał się oburzony Maciek. - Ale wyglądałeś niesamowicie seksownie i miałeś takie rozkoszne rumieńce, że tym razem ci daruję. Jesteś strasznie słodki taki zawstydzony i uległy.
- Bum..!
- Nie musiałeś od razu zrzucać mnie z łóżka! Potłukłem sobie tyłek – wystękał Maciek.
........................................................................................
Betowała kot_w_butach

czwartek, 4 października 2012

Rozdział 22


Minęło dziesięć dni. W ciągu dnia naprawdę nieźle się bawiłem, ale nocami ogromnie tęskniłem za mężem i naszym małym domkiem. Śnił mi się każdego dnia. Co rano budziłem się i moja ręka bezwiednie wędrowała na dugą połowę łóżka szukając jego ciepłego ciała. Ala z Maćkiem widzieli co się dzieje i postanowili mnie trochę rozruszać. Wieczorem wybraliśmy się do lokalu ,,Pod Gwiozdecką” na maraton kabaretowy. Sala była wypełniona po brzegi ludźmi. Elegancko urządzona. Utrzymana w ciemnoczerwonej tonacji. Wszędzie kryształowe żyrandole i dębowa boazeria. Długie, aksamitne obrusy spływały, aż do samej ziemi. We czwórkę zajęliśmy razem stolik. Dlaczego we czwórkę? Noah niestety nas nie opuścił. Przykleił się do Maćka jak guma do żucia do buta. Nawet teraz siedział obok niego i szczerzył te swoje lśniące kiełki. Zamówiliśmy po drinku i jakieś przekąski. Nareszcie pogasły światła i zaczęły się występy. Uwielbiałem komików. Na widok znajomych z telewizji twarzy usta same układały mi się do uśmiechu. Z zafascynowaniem śledziłem rozgrywającą się na scenie akcję. Niestety moja radość nie trwała długo, bo zaczęły przychodzić kolejne SMS- y od Dawida. Nie odbierałem od niego telefonów, więc zasypywał mnie nimi od kilku dni. Oczywiście jedne głupsze od drugich.
,,Piotruś porozmawiaj ze mną” - Spływaj baranie.
,,Przestań mnie unikać” -  Kto tu kogo unikał.
,,Nie wygłupiaj się i wracaj do domu” - Chciałbyś!
,,Kocham cię i tęsknię za tobą” - Ten o mało mnie nie załamał.
,, Zabijasz mnie! Jesteś bez serca!” – Umieraj draniu! Nie mam serca, bo ty je zeżarłeś.
Taka wymiana zdań trwała już od jakiegoś czasu. Pragnąłem z nim porozmawiać twarzą w twarz. Nie chciałem, aby znowu wcisnął mi jakiś kit przez komórkę. Tym razem miałem zamiar postawić twarde warunki. Zdenerwowany ciągle migającym światełkiem w końcu wyłączyłem upierdliwy aparat. Zerknąłem w lewo i zobaczyłem, że Noah przysunął swoje krzesło jak najbliżej mojego kumpla. Pochylił się i dmuchnął mu w kark.
- Aaa..! - Maciek wydał cichy pisk i podskoczył gwałtownie na krześle. Widziałem jak mocno się zaczerwienił. – Odczep się zboczeńcu – warknął do rozbawionego jego reakcją mężczyzny. W odpowiedzi na to mężczyzna pochylił się jeszcze raz i cmoknął go w szyję.
- Jesteś taki wrażliwy Kocurku. Mam nadzieję, że równie gorący będziesz w łóżku – szepnął do coraz bardziej zmieszanego Maćka. Zachichotałem w duszy radośnie. Najwyraźniej pozbyłem się nieco uciążliwego adoratora, a atletycznie zbudowany chłopak bynajmniej na łagodnego, domowego pupila nie wyglądał. W dodatku był upartym jak osioł, zdeklarowanym heretykiem. To będzie niezła rozgrywka. Ciekawe kto kogo przeciągnie na swoją stronę? Zwróciłem ponownie oczy na scenę i zapomniałem o całym świecie. A życie już dawno powinno mnie nauczyć, że tak całkiem rozluźniać się nie należy. ,,Zawsze należy zachować czujność” jak to powtarzał mój drużynowy ze skautów. Właśnie śmiałem się jak głupi z jakiegoś nowego dowcipu, kiedy poczułem czyjeś chłodne dłonie na swoich udach. Zerknąłem to w prawo to w lewo, ale wszyscy byli odwróceni do mnie plecami i zajęci gapieniem się na przedstawienie. W sali było dosyć ciemno. Ręce zaczęły delikatnie uciskać i masować spięte mięśnie, a spod obrusa wyjrzała do mnie uśmiechnięta twarz mojego męża.
- Wynoś się stąd idioto! Skąd się ty tutaj u licha wziąłeś? – powitałem go niegrzecznie.
- Przyleciałem swoim helikopterem. Jesteś okropnym, małym łobuzem! Nie mogłeś chociaż ze mną porozmawiać? – szeptał nadal nie zabierając swoich dłoni.
- Wyłaź spod tego stołu! Wiesz co sobie ludzie pomyślą?! – denerwowałem się coraz bardziej, bo zdradliwe ciepełko już zaczęło pełznąć w wiadome miejsce. – Nie mam ochoty z tobą gadać!
- Chodźmy do ciebie Piotrusiu – prosił, wpatrując się we mnie podejrzanie błyszczącymi, czarnymi oczami.
- Nie ma mowy – parsknąłem rozgniewany jego bezczelnością.
- W takim razie użyję innych argumentów – uśmiechnął się zuchwale i rozpiął mi zamek od spodni. Rozsunął szeroko moje uda i włożył rękę do majtek.
- Zabraniam ci! Nie odważysz się – usiłowałem stanowczo zaprotestować, ale wyszedł mi jakiś niepewny kwik. Złapał za krzesło i wsunął mnie głębiej pod stolik. Nie widziałem co robi , ale doskonale czułem każde muśnięcie jego palców. Wyjął mojego członka z bielizny. Zaczął pieścić wprawnymi, posuwistymi ruchami od czasu do czasu stukając w małą dziurkę. – Oszalałeś?! – wysyczałem przerażony i podniecony tym co wyprawiał.
- Kochanie, mów ciszej, bo inaczej cała sala nas usłyszy – odezwał się, najwyraźniej rozbawiony sytuacją.
- Jesteś najpaskudniejszym draniem jakiego znam – wystękałem.
- Na twoim miejscu ostrożniej dobierałbym słowa – zaczął lizać gładką skórkę wzdłuż nabrzmiewającej żyły, a jego palce bawiły się moimi jądrami wzbudzając rozkoszne dreszcze. Powoli zacząłem sobie zdawać sprawę, że właśnie przegrywałem z nim pierwszą rundę. Spragnione pieszczot ciało poddawało się ulegle jego manewrom. Oddychałem coraz szybciej. Serce waliło mi jak młot pneumatyczny. Kiedy zassał się na czubeczku penisa jęknąłem i włożyłem sobie pięść do ust.
- Piotrusiu, przestań się opierać – wymruczał niskim głosem.
- Nigdy – zaprotestowałem ostatkiem sił. W tym samym momencie poczułem jak wpycha mnie sobie głęboko do gardła. Przyśpieszył rytm. Wilgotne gorąco i jego wprawne ruchy  kompletnie zamąciły mi w głowie. Pojękiwałem cichutko wiedząc, że nie jestem już w stanie tego zatrzymać. Krople potu wystąpiły mi na czoło. Ten moment wybrała sobie Ala, żeby odwrócić głowę.
- Ej, stary dobrze się czujesz? Jesteś jakiś czerwony i spocony – zapytała się patrząc na mnie z troską.
- To nic takiego. Chyba złapałem katar – wymamrotałem wbijając sobie paznokcie w dłonie, bo ten zboczeniec wcale nie przerwał swojego ataku.
- Dam ci jakąś polopirynę jak wrócimy do domu. Napij się herbatki z cytryną - posunęła mi szklankę z gorącym napojem i na szczęście z powrotem wlepiła oczy w aktorów. Dawid ponownie zamruczał i to wystarczyło, żebym spuścił się mu prosto w utalentowane usta. Aż zakręciło mi się w głowie z wrażenia. Jak tylko przyszedłem nieco do siebie rozejrzałem się po sali z przerażeniem. Nikt jednak nie zwrócił na mnie uwagi. Na scenie było dość głośno i to zagłuszyło nasze działania. Dawid po chwili wystawił głowę. Spojrzał na mnie z ogromnym zadowoleniem i oblizał usta.
- Piotrusiu, wyjdźmy stąd. Musimy porozmawiać. Tutaj nie ma do tego warunków.
- Dobrze, zaczekaj na mnie w szatni – szepnąłem i odwróciłem się do przyjaciółki. – Hej – dotknąłem jej ramienia. – Pójdę do domu, bo głowa zaczyna mnie boleć. Zostańcie i dobrze się bawcie – pomachałem jej i wstałem od stolika. Na miękkich nogach ruszyłem na poszukiwanie męża. Szybko go odnalazłem stojącego w kącie z moją kurtką w ręce. Właśnie miałem się ubrać, kiedy przemknęła obok dobrze znana nam parka, nawet nas nie zauważając. Maciek czerwony na twarzy i najwyraźniej mocno wkurzony szedł przodem, a za nim tanecznym krokiem nie spuszczając z niego wzroku dreptał Noah.
- Oni ze sobą kręcą? – zapytał mocno zaskoczony Dawid.
- To raczej twój pokręcony przyjaciel próbuje wymusić coś na moim. Będzie z tego zadyma zobaczysz – wyjrzałem ostrożnie zza rogu i moim oczom ukazał się dość niecodzienny widok. Maciek podszedł do lady i odebrał swój płaszcz. Stojący za nim mężczyzna przylgnął do jego pleców i chuchnął mu do ucha. Byli równego wzrostu, ale stojący z przodu chłopak miał szersze ramiona i wyraźnie zarysowane pod obcisłą koszulą potężne mięśnie. Najwyraźniej zdenerwowany manewrami Noaha odwrócił się do niego twarzą i pchnął go na pobliską ścianę.
- Ty cholerna przylepo, odwal się ode mnie! Najpierw łaziłeś za Piotrkiem jak zakochany szczeniak i o mało nie rozbiłeś jego małżeństwa, a teraz z jakiś niejasnych dla mnie powodów zaczynasz dobierać się do mnie – złapał jego ręce w przegubach i unieruchomił je nad jego głową. Wepchnął mu kolano między uda tak, że uwięziony mężczyzna nie mógł nawet drgnąć. – Jeszcze raz ośmielisz się mnie dotknąć, to cię złapię w jakimś ciemnym zaułku i przelecę bez przygotowania tak mocno, że mój penis wyjdzie ci gardłem – warczał wściekły Maciek. Widziałem szeroko otwarte ze zdumienia oczy mężczyzny. Z pewnością nie spodziewał się takiego ataku ze strony młodszego do niego i wyglądającego na dość nieśmiałego, chłopaka. Napastnik złapał go drugą ręką za podbródek, odwrócił jego twarz do siebie i przemocą wdarł się w uchylone usta. Agresywnie zaatakował jego język swoim, zmuszając go do natychmiastowej kapitulacji. Potarł kolanem o ukrytego w spodniach członka Noacha wyrywając z jego ust przeciągły jęk. W tym momencie Maciek, najwyraźniej zadowolony z reakcji,  przerwał brutalny pocałunek, pogłaskał po policzku  i puścił swoją skołowaną ofiarę. Mężczyzna z ogłupiałym wyrazem twarzy spłynął na ziemię jak woda nie wyrzekłszy ani słowa. Chłopak pomachał mu z przewrotnym uśmiechem na pożegnanie i skierował się do drzwi. Najwyraźniej powrócił mu dobry humor.
- W życiu nie spodziewałbym się takiego numeru po Maćku. Zawsze myślałem, że to taki spokojny, solidny, nieco flegmatyczny młody człowiek, a tu taka niespodzianka – odezwał się rozbawiony Dawid.
- Nie masz pojęcia jak miło się ogląda, tą niemądrą minę Noaha. Mój kumpel może jest nieco powolny, ale jak się wkurzy to nie ma przebacz – zacząłem chichotać w najlepsze, bo właśnie przyszedł mi do głowy niezły pomysł.
- Piotruś, jak zaczynasz się w ten sposób śmiać, to dostaję gęsiej skórki – odezwał się mąż, przyglądając się mi podejrzliwie.
- Ależ kochanie. Naprawdę nie masz powodu do obaw. Idziemy do mnie omówić nasze wzajemne relacje – pociągnąłem go za rękę w kierunku najbliższej wolnej taksówki.
……………………………………………………………………

Dawid po przybyciu na miejsce miał dość niewyraźną minę i zaczął się trząść. Nie chciał rozebrać się z kurtki. Zaprowadziłem go do kuchni, zrobiłem herbaty z miodem i postawiłem przed nim kubek.
- Gdzieś ty tak przemarzł?
- Na zewnątrz jest przecież dwadzieścia stopni mrozu, a w tym cholernym helikopterze zepsuło się ogrzewanie. Lecieliśmy z  godzinę, a w kabinie panowało arktyczne zimno. Macie tu może jakąś wannę z hydromasażem? – zapytał szczękając zębami.
- A wiesz, że tak - uśmiechnąłem się do niego szeroko – zaraz napuszczę ci wody – poszedłem do łazienki i nalałem lawendowego olejku do kąpieli. – Och, to będzie łatwiejsze niż myślałem. Tym razem się mi nie wywinie. Ta jego mała zemsta teraz podziała na moją korzyść – zarechotałem złośliwie. Przyniosłem jeszcze notes z długopisem i spisałem na nim listę swoich żądań. Położyłem go na stojącą w pobliżu pralkę.
- Daaawid! Kąpiel gotowa – zawołałem. Wpadł do pomieszczenia po kilku sekundach i zaczął pośpiesznie zrzucać ciuszki. Kiedy był już zupełnie nagi spojrzał na mnie z dezaprobatą.
- A ty na co czekasz? Wskakuj, umyjesz mi plecki – zobaczył, że ani drgnąłem tylko przyglądam się mu z niewinnym uśmiechem. Złapał za moją koszulę i zdarł ją ze mnie, to samo zrobił ze spodniami i bielizną. Po czym wziął mnie na ręce i wszedł ze mną do gorącej wody. Próbował mnie objąć, ale się wywinąłem pryskając mu dezodorantem między oczy. Odsunąłem się na drugi koniec ogromnej wanny.
- Piotrek, ty mały potworku! – wrzasnął na mnie prychając na wszystkie strony. Usiadł na brzegu sięgając do kranu i przemywając czarne ślepia czystą wodą. W tym momencie zobaczyłem, że jego penis jest już nabrzmiały od napływającej do niego krwi. Nigdy dotąd nie widziałem, żeby przybrał aż takie rozmiary, zachichotałem w duszy na ten widok. – Mam cię w garści draniu. Zagram twoimi kartami. – Szybko zorientował się na co się tak gapię i pogroził mi palcem.
- To twoja wina! Od dziesięciu dni jestem na głodzie. Najpierw rozbudziłeś moją wyobraźnię dając mi się przelecieć na biurku i znikłeś jak fatamorgana. Masz pojęcie co działo się potem?. Za każdym razem jak ktoś kładł mi jakieś papiery na tym cholernym meblu, widziałem zamiast dokumentów, twój goły, wypięty tyłek i mrugającą na mnie, otwartą zachęcająco dziurkę. O mało nie zszedłem tam na zawał. Cały czas byłem twardy i co chwilę chodziłem do łazienki. W końcu jedna z dziewcząt zapytała mnie czy aby nie jestem chory i chciała zadzwonić do mojego lekarza. Najgorsze było to, że te przerwy na niezbędne prace ręczne nic nie dawały. Wystarczyło, że zasiadłem za tym przeklętym biurkiem i zaczynało się od nowa. Dzisiaj rano doszło do tego, że Medrkowski schylił się po jakieś papiery, a mnie zaczął podobać się jego kościsty tyłek. Tak się tym przeraziłem, że od razu wsiadłem w samolot.
- I biuro się nie zawaliło? Coś takiego? – rzuciłem złośliwie.
- Zakończmy tę wojnę kochanie, bo inaczej już niedługo, będziesz mieć męża wariata – jęknął Dawid, wyciągając do mnie ręce.
- Hmn.. – udałem, że się poważnie zastanawiam – może jest jakaś nadzieja na pokój, ale pod pewnymi warunkami.
- Oczywiście zgodzę się na każdy rozsądny warunek – stwierdził miękko mąż.
- Na każdy rozsądny mówisz – odwróciłem się do niego tyłem i wynurzyłem się z wody cały w pianie. Przechyliłem się w lewo sięgając po notes. Mocno wypiąłem przy tym pupę i kręcąc nią na wszystkie strony, usiłowałem dosięgnąć potrzebnego mi przedmiotu. Kiedy usłyszałem przeciągły jęk Dawida uśmiechnąłem się pod nosem i złapałem notatnik. Przez chwilę starałem się sprawiać wrażenie, że coś tam zapisuję.
- Już. Przeczytam ci, a ty podpiszesz – usiadłem na powrót w wannie rozchlapując gęstą, niebieską pianę.
Umowa
Ja, Dawid Lutomirski zgadzam się dobrowolnie, wypełniać wszystkie poniżej wypisane warunki.
1.    Każdego dnia jem ze swoim mężem przynajmniej jeden posiłek.
2.   Sobota i niedziela są daniami wolnymi od pracy. Razem ze swoim mężem ustalamy jak spędzimy ten czas.
3.   Nie przyprowadzam do domu nikogo bez uzgodnienia tego z moim mężem.
4.   Co najmniej dwa razy do roku wyjeżdżam ze swoim mężem na dwutygodniowy wypoczynek i zostawiam swoją komórkę w domu.
5.   Staram się panować nad swoją zazdrością i nie robię mojemu mężowi publicznych awantur.
6.   Wszystkie problemy rozwiązujemy kulturalnie przy pomocy rozmowy.
                                                                       
                                             Dawid Lutomirski

Zerknąłem na męża, który miał niezbyt zadowoloną minę. Najwyraźniej przemyśliwał jak tu wykręcić się od tej umowy. Podpełzłem do niego na czworakach i usiadłem mu na udach. Wziąłem do ręki stojący na półeczce olejek i roztarłem go na dłoni. Po czym złapałem za jego bordowego z rozpierającego go pożądania penisa. Zacząłem go delikatnie nawilżać na całej długości. Pojękiwał cichutko zupełnie obezwładniony, zaciskając dłonie na ściankach wanny.
- Podpisz to – przesunąłem jego członkiem po swoim drgającym wejściu.
- Zaraz umrę – wychrypiał udręczony do granic możliwości. Wytarłem ręce i posunąłem mu pod nos papier. Nadal drażniłem jego członka przesuwając się po nim w górę i w dół mokrymi pośladkami. – To szantaż – zaskomlał.
- Nie to ultimatum. Jeśli chcesz ze mną być, musisz się nie tylko podpisać kochanie, ale także zastosować do każdego punktu – powoli nabijałem się na jego skamieniałego członka. Był tak gorący, że zdawało mi się, że parzy. Dawid trzęsącą się ręką złożył swój autograf. Odrzuciłem notatnik z powrotem na pralkę i opadłem gwałtownie w dół, a penis mężczyzny uderzył mocno w moją prostatę wyrywając mi z ust przeciągły pisk. Osiągnąłem to co chciałem i teraz mogłem zupełnie zatracić się w przyjemności. Mąż złapał mnie za biodra nadając szybkie tempo. Mój penis ocierał się o jego śliski od piany brzuch i powodował słodką omdlałość w lędźwiach. Obaj szybko przekroczyliśmy granicę rozkoszy. Nasze okrzyki zmieszały się w jeden kiedy nasze ciała wiły się w ekstazie. Poczułem silny strumień spermy wypełniający mnie od środka. Zaskamlałem i spuściłem się w pachnącą lawendą wodę. Leżeliśmy tak przytuleni przez kilka dobrych minut. Nasze serca biły jednym rytmem, oddechy się wyrównywały. Dawid podniósł się z wanny ze mną w ramionach. Opatulił nas wielkim kąpielowym ręcznikiem i zaniósł mnie do sypialni. Kochaliśmy się jeszcze wiele razy tej nocy wciąż nienasyceni, spragnieni bliskości, krzyczący z zachwytu przy każdym kolejnym spełnieniu. Doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że już nie potrafimy bez siebie żyć.
- Kochaj mnie Piotrusiu! Kochaj mnie , a ze wszystkim innym sobie poradzimy – szeptał mi do ucha Dawid.
- Kocham cię, kocham, tylko już nigdy nie wypuszczaj mnie ze swoich ramion – odpowiadałem mu równie gorąco prawie mdlejąc pod wpływem jego namiętnych pocałunków.
Nad ranem obaj zapadliśmy w kamienny sen. Ten wielogodzinny maraton jaki sobie zafundowaliśmy kompletnie nas wyczerpał. Tym razem nawet Dawid, zaprawiony w tego rodzaju bojach całkowicie opadł z sił. Na moje pytanie o prysznic machnął tylko ręką i przytulił się do mojego boku. Zamknąłem oczy i w ciągu ułamka sekundy urwał mi się film.
………………………………………………………………………

- Piotrek! Dawid! Cholerni zboczeńcy zbudźcie się wreszcie! – Ktoś brutalnie szarpał mnie za ramię. Z ogromnym trudem rozchyliłem powieki i ujrzałem nade mną ogromnie podekscytowaną buzię Ali. Usiadłem z niezupełnie przytomnym wyrazem twarzy.
- Czego tak wrzeszczysz małpo! Co ci leży na wątrobie? – jęknąłem rozdzierająco przeciągając się na łóżku. Usiadłem postękując. Tyłek piekł mnie niemiłosiernie. Dawid zrobił to samo przywierając do moich pleców.
- Kobieto, lepiej byś przyniosła śniadanie – pocałował mnie w szyję.
- Przestańcie się miziać! Telegram do was przyszedł. Zaraz wam przejdzie ten szampański humorek. Muszę zobaczyć wasze miny jak to przeczytacie – Rzuciła mężowi kopertę. Po czym stanęła w nogach łóżka z wycelowanym w nas aparatem.
...............................................................................................
Betowała kot_ w_butach


sobota, 29 września 2012

Rozdział 21


Rozdział 21

Stroiłem właśnie śniadanko. W menu były racuszki z bananami, Dawid jeszcze spał. Była siódma rano. Przez okno w kuchni widziałem szalejące na śniegu nasze cztery psy. Wielkie, czarne bestie bawiły się jak szczeniaki tarzając się energicznie w białym puchu. Mimo wczorajszej wpadki było mi lekko i radośnie na duszy. Jednym słowem wstawał naprawdę piękny dzień. Miałem tylko trzy godziny wykładów, a potem długo wyczekiwane wolne. Dwa tygodnie ferii zapowiadały się obiecująco. Skoro mąż o mnie ostatnio zapomina, zrobiłem już sporo ciekawych planów z przyjaciółmi. Zamierzałem się dobrze bawić i przestać się przejmować tym niewdzięcznikiem. Wyjąłem patelnię i butelkę oleju. Zerknąłem ponownie przez szybę i aż się zapowietrzyłem. Zgadnijcie kogo zobaczyłem kroczącego ścieżką o tak wczesnej porze? Ten drań Mędrkowski z ogromną czarną teczką pod pachą wypchaną po brzegi dokumentami podążał do naszego domu ze swoją wkurzającą, wyniosłą miną. Jak on śmiał zjawiać się tutaj o takiej porze? Tym razem nie ujdzie mu to płazem. Wkraczał na MÓJ teren. Chyba biedak nie miał pojęcia, że każda myszka w swojej norze potrafi zamienić się w lwa. Uśmiechnąłem się złośliwie, zaostrzyłem różki i ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je szeroko uprzejmie się kłaniając i po dziewczęcemu trzepocząc rzęsami. Niestety z roztargnienia zapomniałem je zamknąć, co pociągnęło za sobą niespodziewane konsekwencje.
- Dzień dobry panu – odsunąłem się na bok, aby mógł wejść do środka. Naniósł na podłogę nieco śniegu, który natychmiast zaczął się topić, tworząc niewielkie kałuże. Poślizgnąłem się na jednej z nich, robiąc popisowy szpagat. Upuściłem niechcąco butelkę z olejem. Koreczek oskoczył i żółta plama rozlała się po holu. – Ups, ale ze mnie niezdara – westchnąłem z rezygnacją.
- Powinien pan bardziej uważać – spojrzał na mnie z naganą gość. – Wizzzzg… – w tym samym momencie sam zrobił nieostrożny krok. Upadł do tyłu trzepocząc ramionami i przejechał, szorując plecami po parkiecie, na drugi koniec korytarza. – Iiii…- piszczał zupełnie jak mała, przestraszona dziewczynka. Będące na podwórku psy musiały usłyszeć hałas, bo przybiegły natychmiast, poszczekując i merdając wesoło ogonami. Zobaczywszy na podłodze nieznajomego pana wierzgającego rozpaczliwie wszystkimi kończynami uznały to za zaproszenie do wspaniałej zabawy. Każdy z tych olbrzymów to siedemdziesiąt kilo prawie samych mięśni. Rzuciły się na mężczyznę, obalając go ponownie na ziemię .
- Ratunku, niech pan je powstrzyma – krzyczał rozpaczliwie, lizany czule ze wszystkich stron ciepłymi jęzorkami, sekretarz.
- Chyba pan nie sądzi, że taka delikatna osoba jak ja – przygryzłem wargę, aby się nie roześmiać  - poradzi sobie z tymi bestiami. Niech pan się jakoś trzyma, a ja zawołam na pomoc męża.- Zacząłem iść w kierunku schodów.
- Aaa… Niech pan mnie tu nie zostawia samego – rozległ się żałosny kwik. Usłyszałem energiczne kroki i na piętrze zobaczyłem wychylającego się przez barierkę męża. Patrzył na nas z niedowierzaniem w oczach. Po czym pogroził mi wymownie. Zbiegł na dół po schodach i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Piotruś, uwolnij natychmiast pana Mędrkowskiego – rzucił groźnie.
- Naprawdę muszę? – zapytałem, robiąc niewinną minkę. – Pieski tak dobrze się bawią.
- Piotreeek!
- No dobrze – wymamrotałem wydymając usta. Zagwizdałem i kochane bydlątka usiadły karnym szeregiem przy moich nogach, szczerząc zadowolone mordki – Zobacz jakie są słodkie. Biedactwa – zaszczebiotałem głaszcząc je po czarnych łbach. - Mam nadzieję, że ten nerwowy pan nic wam nie zrobił. – Obróciłem się na pięcie i zadarłem do góry nos. Oczywiście pieski poszły za mną jak najlepiej wyszkolony oddział Marines. W drzwiach do kuchni odwróciłem się jeszcze i mrugnąłem łobuzersko do sekretarza, który na ten widok zbladł ze złości. Wystawiłem do niego koniuszek języka i szybko go schowałem, zanim Dawid zauważył naszą pantomimę. Widziałem jak paskudny pracoholik bezsilnie zgrzyta zębami. Schroniłem się w kuchni i podjąłem przerwane wizytą Mędrkowskiego czynności.
- Może skorzysta pan z łazienki dla gości. Zaraz przyniosę jakieś ubranie – usłyszałem z daleka uprzejmy głos męża. Po kilku minutach pojawił się jednak za moimi plecami z niepewną miną.
- Piotruś. Pożycz mu coś swojego w moich ciuchach to on się utopi.
- Dobrze, nie bój się już mi przeszło – podreptałem do swojej sypialni wziąłem stamtąd koszulkę w truskawki, zwyczajne, dresowe spodnie i zaniosłem je naszemu gościowi do łazienki. Udałem się z powrotem do kuchni, gdzie przygotowałem śniadanie dla trzech osób. Zaparzyłem mocnej kawy i nakryłem do stołu. Po kilku minutach zjawili się obaj najwyraźniej w najlepszej komitywie.
- Jedzcie zanim wystygnie – nałożyłem każdemu kilka pachnących, bananowych placuszków.
- Ja dziękuję, nie chcę robić panu kłopotów – krygował się Mędrkowski co chwila wygładzając nerwowym gestem owocową koszulkę.
- Jedz człowieku bo blado wyglądasz – zerknąłem na jego zapadłe policzki. – Nie bój się, nie dodałem do nich niczego dziwnego. Musimy porozmawiać – rzuciłem w kierunku pożerającego z błogim uśmiechem śniadanko męża.
- Teraz? Za chwilę muszę wyjść, no i nie jesteśmy sami – wymamrotał niewyraźnie Dawid przełykając jakiś większy kęs.
- Ty mi się tu brakiem czasu nie zasłaniaj. Twój sekretarz mi nie przeszkadza, a może się biedak czegoś z tej rozmowy nawet nauczy. Powoli dochodzę do wniosku, że to ty kompletnie namieszałeś mu w głowie. Jest identycznym przypadkiem pracoholizmu – rzuciłem chłodno.
- Ależ Piotruś – jęknął – daj chociaż zjeść w spokoju.
- Ty mi tu nie Piotrusiuj. Od dłuższego czasu próbuję z tobą porozmawiać. Za każdym razem odkładamy to na później, bo jesteś zbyt zajęty, aby poświęcić swojemu mężowi trochę czasu – powiedziałem rozgoryczony. – Zastanów się czego ty naprawdę chcesz i ustaw priorytety. Nie mam zamiaru więcej błagać o twoją uwagę. Koniec z tym – stwierdziłem stanowczo patrząc mu prosto w oczy, żeby wiedział, że nie żartuję.
- Zrozum kochanie, mamy teraz w pracy gorący okres – widziałem jak Mędrkowski energicznie przytakuje jego słowom.
- Nie bredź. Nie zapominaj, że mój ojciec też jest biznesmenem. Zawsze znajdzie się nowy interes do ubicia. Niecierpiąca zwłoki sprawa do załatwienia i tak bez końca. Nie mam zamiaru skończyć tak jak moja matka, popijająca ukradkiem dżin z tonikiem i płacząca do poduszki z samotności. Daję ci dwa tygodnie na podjęcie decyzji. Po tym okresie odejdę i znajdę sobie kogoś, kto będzie ze mną, a nie obok mnie. Nie myśl, że ten idiotyczny kontrakt mnie zatrzyma. Mam w dupie wasze ustalenia – w oczach zakręciły mi się łzy. Tym razem byłem zdecydowany doprowadzić sprawę do końca. Wstałem od stołu i poklepałem po ramieniu sekretarza. Słuchał naszej sprzeczki z nieodgadnioną miną, nie wiedząc gdzie ma podziać oczy.
- Niech pan zmieni idola, dobrze panu radzę. Jeszcze nie jest za późno – uśmiechnąłem się smutno do niego i wyszedłem z kuchni.
- Piotruś, wracaj tu natychmiast! – dobiegł mnie okrzyk męża. Poszedłem na górę i zamknąłem się w sypialni na cztery spusty. Padłem na łóżko, wczołgałem się pod kołdrę tak , że wystawał mi tylko czubek głowy. Jeszcze przez jakiś czas słyszałem nawoływania Dawida, dudnienie do drzwi, aż wreszcie wszystko ucichło. Postanowiłem, że nie pójdę dzisiaj do szkoły. Zadzwoniłem do Ali i umówiłem się na szesnastą. Zacząłem się pakować. Wcześniej ustaliliśmy, że  jedziemy do Zakopanego na narty. Ciotka dziewczyny miała tam dom letniskowy, pusty o tej porze roku. Napisałem do męża kartkę, aby wiedział gdzie jestem.
…………………………………………………………………

Po przyjeździe na miejsce rozlokowaliśmy się wygodnie. Każdy z nas miał swój pokój. Po rozpakowaniu udaliśmy się na zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Po drodze zahaczyliśmy o karczmę. Byliśmy już zmęczeni i z pewnością nikomu nie chciało by się jeszcze przygotować kolacji. Siedzieliśmy więc przy stoliku w jakiejś regionalnej restauracji. Ala z Maćkiem jak zwykle się sprzeczali, a ja grzebałem widelcem w talerzu. Od ostatniej kłótni z mężem humor mi wyraźnie nie dopisywał. Całkowicie straciłem też apetyt.
- Piotrek, nie rób takiej miny męczennika i włóż w końcu coś do buzi – odezwała się w końcu dziewczyna patrząc na mnie z potępieniem. – Całkiem nam zmarniejesz jak tak dalej pójdzie. Pamiętaj jak się umawialiśmy. Miałeś mu najpierw dać posmakować jaki skarb ma w domu i z tego zadania wywiązałeś się na medal. Teraz niech za tobą zatęskni i przemyśli sobie co nieco. Przestań histeryzować. Chcesz mieć szczęśliwy związek, to musisz nad nim trochę popracować.
- Nie przejmujcie się mną. Chyba faktycznie mam doła – westchnąłem, wzruszając ramionami.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi – walnął mnie w plecy Maciek, aż mi zadźwięczały zęby.
- Rany, Piotrek spójrz tam – Ala wskazała w lewo, gdzie stał właśnie Noach i zamawiał coś przy barze. – Czy to nie twój wielbiciel?
- Jeny, tylko nie on! Szybko, schowajcie mnie! – wlazłem pod stół i nakryłem się kraciastym obrusem. Sala w karczmie nie była zbytnio zapełniona, więc doskonale słyszałem zbliżające się do nas kroki.
- Witajcie – rozległ się niski głos mężczyzny. – Jesteście przyjaciółmi Piotra prawda?
- Tak jakby – odezwała się Ala, usiłując z całej siły stłumić narastający w niej chichot. Uszczypałem ją w łydkę, żeby natychmiast się uspokoiła.
- Macie tutaj dość dziwne zwyczaje – odezwał się znowu Noah. – Jadacie pod stołem? – podniósł obrus do góry i mrugnął do mnie rozbawiony. – Smacznego Piotrusiu. – Usiadł obok Maćka nie zapytawszy nikogo o pozwolenie. Nie miałem innego wyjścia i z kwaśną miną wypełzłem spod stołu. – Przykro mi, że tak reagujesz na mój widok. Miałem nadzieję, że może pójdziesz ze mną na bankiet. Niespodziewanie zostałem bez partnera.  – Wstał z zamiarem odejścia, ale niespodziewanie został zatrzymany przez Alę.
- Spokojnie, mam pomysł, ale nie wiem czy się zgodzisz – błysnęła do niego bielutkimi ząbkami. Widziałem jak trybiki zaczynają się obracać w jej główce w przyspieszonym tempie. Dreszcz zaczął pełznąć mi po krzyżu. Znałem to przerażające spojrzenie. – Piotruś jest dzisiaj zajęty, ale spójrz na tego tutaj – walnęła Maćka w ramię. Jak go trochę odpucujesz, to będzie w sam raz. Biedaczyna jest samotny jak palec i strasznie się z nami nudzi. – Razem z przyjacielem wytrzeszczaliśmy na nią coraz szerzej oczy. Dziewczyna najwyraźniej upiła się jednym piwem. Tymczasem Noah wziął to zupełnie na poważnie. Zlustrował Maćka z góry na dół i pokiwał z aprobatą głową.
- Masz rację, wasz kolega jest niczego sobie. Oddam go jutro rano w nienaruszonym stanie  – złapał oszołomionego chłopaka za rękę i pociągnął go do wyjścia. Nawet nie bardzo się opierał. Kompletnie ogłupiały dał się prowadzić  jak baranek na rzeź. Jak tylko wyszli otrząsnąłem się i odzyskałem mowę.
- Czyś ty całkiem oszalała! Chcesz żeby Maciek doznał trwałego urazu na psychice?! Ten facet to niebezpieczny zboczeniec. Wiesz jakie on ma lepkie łapy? – rozdarłem się na całą restaurację.
- Wiem co robię, więc się tak nie denerwuj – rzuciła we mnie bułką dziewczyna. – Nic mu nie będzie, a ty pozbędziesz się natręta.
- A jak on się zacznie do Maćka, no wiesz, dobierać? – zapytałem zaskoczony jej pokrętną filozofią.
- Nie rób z niego pierdoły. Da mu w pysk i sobie pójdzie  - Ala wyciągnęła rękę i popukała mnie w czoło. – Niech sobie chłopak powdycha trochę luksusu. Może mu się spodoba, skąd wiesz?
- Jak mu się coś stanie, to już ja wymyślę dla ciebie jakąś karę – wstałem i ruszyłem do wyjścia. Po dwudziestu minutach byliśmy już w domu. Siedzieliśmy na dywanie przed kominkiem przykryci puszystym kocykiem i oglądaliśmy wypożyczone wcześniej filmy. Nawet nie wiem kiedy zmorzył nas sen. Nie trwał jednak długo, bo obudziły nas czyjeś soczyste przekleństwa, a potem rozległ się pijacki śpiew.
- Góralu czy ci nie żal…! - wyły fałszywie dwa znajome mi głosy.
- Boże co to za wrzaski? – przetarła oczy Ala.
- Nie wiesz? To wracają nasi balowicze – podszedłem do okna i parsknąłem śmiechem. Obaj poślizgnęli się na zamarzniętej kałuży i próbowali się podnieść. Niestety, co jeden wstał, to drugi usiłując się po nim wspiąć ciągnął w dół i walili się z powrotem na ziemię. W dodatku zawodzili przy tym na całe gardło ludowe piosenki.
- Chodźmy po nich, bo ich odwiozą do izby wytrzeźwień – dziewczyna ubrała kurtkę i wybiegła na zewnątrz. Całe przedsięwzięcie wymagało nie lada siły i zręczności. Zalani w pestkę delikwenci bardziej nam przeszkadzali niż pomagali. Dopiero po godzinie udało nam się umieścić ich w łóżku Maćka. Rozebraliśmy ich do bokserek, bo całe ubranie mieli mokre i upaprane w błocie. Przykryliśmy drani kołderką. Zasnęli jak niemowlęta, czule do siebie przytuleni.
- Chodźmy, mamy ich z głowy do rana. Koniecznie muszę zobaczyć ich miny po przebudzeniu – Ala pomachała mi i zniknęła w swojej sypialni.
……………………………………………………..............................

Wczesnym rankiem zostałem brutalnie obudzony przez rześką jak ptaszek przyjaciółkę. Zabrała mi nakrycie i odrzuciła ja do kąta. Potrząsała mną z uporem, aż otworzyłem oczy.
- Wstawaj leniu, już się budzą – wyciągnęła mnie z łóżka. – Mam dobry aparat w komórce. Zrobię im kilka pamiątkowych zdjęć. He he.
- Ja się ciebie normalnie zaczynam bać – jęknąłem i powlokłem się za nią. Uchyliliśmy drzwi do sypialni naszych imprezowiczów. Noah pierwszy otworzył oczy. Rozejrzał się ze zdumieniem po pokoju. Jak tylko zobaczył wtulonego w niego chłopaka uśmiechnął się delikatnie i pogładził go po jasnych włosach. W tym momencie Maciek obrócił się na bok, obejmując go zarówno ręka jak i nogą. Potarł policzkiem o jego nagą pierś i zamruczał z zadowoleniem. Coś mu jednak nie pasowało, bo uchylił powieki i wydał z siebie przeraźliwy pisk.
- Aaa…!  Co ty robisz w moim łóżku?! – Usiadł gwałtownie i zerknął pod kołdrę. – My chyba nie zrobiliśmy tego, co?! – zaczerwienił się nawet na szyi.
- Jestem gentlemanem – odparł spokojnie Noah – nie wykorzystałbym pijanego chłopaka. Chętnie jednak umówię się z tobą na randkę. Jesteś strasznie słodki.
- Na pewno? – Maciej dźgnął go palcem wskazującym w pierś. Po czym odskoczył jak oparzony. – W takim razie, gdzie się do cholery podziały nasze ubrania? – rzucił do mężczyzny podejrzliwie, niezupełnie przekonany jego wywodem. – Odbiło ci z tym umawianiem się? Jestem hetero i faceci mnie nie kręcą!
- Mój piękny kwiatuszku, jakbyśmy spędzili razem upojną noc, to byś na pewno tego nie zapomniał. A co do orientacji, to się zobaczy – roześmiał się Noah. Zwinnie się pochylił i cmoknął zaskoczonego chłopaka prosto w uchylone usta, po czym szybko zerwał się z materaca i umknął do łazienki. Widziałem jak skołowany kumpel siedzi z wybałuszonymi oczami jakby go sparaliżowało. Poruszał bezgłośnie ustami jak wyrzucona na brzeg ryba. Wreszcie otrząsnął się i wyszeptał ochryple.
- Ja pieprzę! Zostałem pocałowany przez faceta! Witaj tęczowy świecie! – zatkał sobie usta pięścią, najwyraźniej przerażony tym co powiedział. Włożył rękę pod kołdrę i zaczął z zatroskaną miną obmacywać swój tyłek.
............................................................................
Betowała kot_w_butach