sobota, 29 września 2012

Rozdział 21


Rozdział 21

Stroiłem właśnie śniadanko. W menu były racuszki z bananami, Dawid jeszcze spał. Była siódma rano. Przez okno w kuchni widziałem szalejące na śniegu nasze cztery psy. Wielkie, czarne bestie bawiły się jak szczeniaki tarzając się energicznie w białym puchu. Mimo wczorajszej wpadki było mi lekko i radośnie na duszy. Jednym słowem wstawał naprawdę piękny dzień. Miałem tylko trzy godziny wykładów, a potem długo wyczekiwane wolne. Dwa tygodnie ferii zapowiadały się obiecująco. Skoro mąż o mnie ostatnio zapomina, zrobiłem już sporo ciekawych planów z przyjaciółmi. Zamierzałem się dobrze bawić i przestać się przejmować tym niewdzięcznikiem. Wyjąłem patelnię i butelkę oleju. Zerknąłem ponownie przez szybę i aż się zapowietrzyłem. Zgadnijcie kogo zobaczyłem kroczącego ścieżką o tak wczesnej porze? Ten drań Mędrkowski z ogromną czarną teczką pod pachą wypchaną po brzegi dokumentami podążał do naszego domu ze swoją wkurzającą, wyniosłą miną. Jak on śmiał zjawiać się tutaj o takiej porze? Tym razem nie ujdzie mu to płazem. Wkraczał na MÓJ teren. Chyba biedak nie miał pojęcia, że każda myszka w swojej norze potrafi zamienić się w lwa. Uśmiechnąłem się złośliwie, zaostrzyłem różki i ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je szeroko uprzejmie się kłaniając i po dziewczęcemu trzepocząc rzęsami. Niestety z roztargnienia zapomniałem je zamknąć, co pociągnęło za sobą niespodziewane konsekwencje.
- Dzień dobry panu – odsunąłem się na bok, aby mógł wejść do środka. Naniósł na podłogę nieco śniegu, który natychmiast zaczął się topić, tworząc niewielkie kałuże. Poślizgnąłem się na jednej z nich, robiąc popisowy szpagat. Upuściłem niechcąco butelkę z olejem. Koreczek oskoczył i żółta plama rozlała się po holu. – Ups, ale ze mnie niezdara – westchnąłem z rezygnacją.
- Powinien pan bardziej uważać – spojrzał na mnie z naganą gość. – Wizzzzg… – w tym samym momencie sam zrobił nieostrożny krok. Upadł do tyłu trzepocząc ramionami i przejechał, szorując plecami po parkiecie, na drugi koniec korytarza. – Iiii…- piszczał zupełnie jak mała, przestraszona dziewczynka. Będące na podwórku psy musiały usłyszeć hałas, bo przybiegły natychmiast, poszczekując i merdając wesoło ogonami. Zobaczywszy na podłodze nieznajomego pana wierzgającego rozpaczliwie wszystkimi kończynami uznały to za zaproszenie do wspaniałej zabawy. Każdy z tych olbrzymów to siedemdziesiąt kilo prawie samych mięśni. Rzuciły się na mężczyznę, obalając go ponownie na ziemię .
- Ratunku, niech pan je powstrzyma – krzyczał rozpaczliwie, lizany czule ze wszystkich stron ciepłymi jęzorkami, sekretarz.
- Chyba pan nie sądzi, że taka delikatna osoba jak ja – przygryzłem wargę, aby się nie roześmiać  - poradzi sobie z tymi bestiami. Niech pan się jakoś trzyma, a ja zawołam na pomoc męża.- Zacząłem iść w kierunku schodów.
- Aaa… Niech pan mnie tu nie zostawia samego – rozległ się żałosny kwik. Usłyszałem energiczne kroki i na piętrze zobaczyłem wychylającego się przez barierkę męża. Patrzył na nas z niedowierzaniem w oczach. Po czym pogroził mi wymownie. Zbiegł na dół po schodach i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Piotruś, uwolnij natychmiast pana Mędrkowskiego – rzucił groźnie.
- Naprawdę muszę? – zapytałem, robiąc niewinną minkę. – Pieski tak dobrze się bawią.
- Piotreeek!
- No dobrze – wymamrotałem wydymając usta. Zagwizdałem i kochane bydlątka usiadły karnym szeregiem przy moich nogach, szczerząc zadowolone mordki – Zobacz jakie są słodkie. Biedactwa – zaszczebiotałem głaszcząc je po czarnych łbach. - Mam nadzieję, że ten nerwowy pan nic wam nie zrobił. – Obróciłem się na pięcie i zadarłem do góry nos. Oczywiście pieski poszły za mną jak najlepiej wyszkolony oddział Marines. W drzwiach do kuchni odwróciłem się jeszcze i mrugnąłem łobuzersko do sekretarza, który na ten widok zbladł ze złości. Wystawiłem do niego koniuszek języka i szybko go schowałem, zanim Dawid zauważył naszą pantomimę. Widziałem jak paskudny pracoholik bezsilnie zgrzyta zębami. Schroniłem się w kuchni i podjąłem przerwane wizytą Mędrkowskiego czynności.
- Może skorzysta pan z łazienki dla gości. Zaraz przyniosę jakieś ubranie – usłyszałem z daleka uprzejmy głos męża. Po kilku minutach pojawił się jednak za moimi plecami z niepewną miną.
- Piotruś. Pożycz mu coś swojego w moich ciuchach to on się utopi.
- Dobrze, nie bój się już mi przeszło – podreptałem do swojej sypialni wziąłem stamtąd koszulkę w truskawki, zwyczajne, dresowe spodnie i zaniosłem je naszemu gościowi do łazienki. Udałem się z powrotem do kuchni, gdzie przygotowałem śniadanie dla trzech osób. Zaparzyłem mocnej kawy i nakryłem do stołu. Po kilku minutach zjawili się obaj najwyraźniej w najlepszej komitywie.
- Jedzcie zanim wystygnie – nałożyłem każdemu kilka pachnących, bananowych placuszków.
- Ja dziękuję, nie chcę robić panu kłopotów – krygował się Mędrkowski co chwila wygładzając nerwowym gestem owocową koszulkę.
- Jedz człowieku bo blado wyglądasz – zerknąłem na jego zapadłe policzki. – Nie bój się, nie dodałem do nich niczego dziwnego. Musimy porozmawiać – rzuciłem w kierunku pożerającego z błogim uśmiechem śniadanko męża.
- Teraz? Za chwilę muszę wyjść, no i nie jesteśmy sami – wymamrotał niewyraźnie Dawid przełykając jakiś większy kęs.
- Ty mi się tu brakiem czasu nie zasłaniaj. Twój sekretarz mi nie przeszkadza, a może się biedak czegoś z tej rozmowy nawet nauczy. Powoli dochodzę do wniosku, że to ty kompletnie namieszałeś mu w głowie. Jest identycznym przypadkiem pracoholizmu – rzuciłem chłodno.
- Ależ Piotruś – jęknął – daj chociaż zjeść w spokoju.
- Ty mi tu nie Piotrusiuj. Od dłuższego czasu próbuję z tobą porozmawiać. Za każdym razem odkładamy to na później, bo jesteś zbyt zajęty, aby poświęcić swojemu mężowi trochę czasu – powiedziałem rozgoryczony. – Zastanów się czego ty naprawdę chcesz i ustaw priorytety. Nie mam zamiaru więcej błagać o twoją uwagę. Koniec z tym – stwierdziłem stanowczo patrząc mu prosto w oczy, żeby wiedział, że nie żartuję.
- Zrozum kochanie, mamy teraz w pracy gorący okres – widziałem jak Mędrkowski energicznie przytakuje jego słowom.
- Nie bredź. Nie zapominaj, że mój ojciec też jest biznesmenem. Zawsze znajdzie się nowy interes do ubicia. Niecierpiąca zwłoki sprawa do załatwienia i tak bez końca. Nie mam zamiaru skończyć tak jak moja matka, popijająca ukradkiem dżin z tonikiem i płacząca do poduszki z samotności. Daję ci dwa tygodnie na podjęcie decyzji. Po tym okresie odejdę i znajdę sobie kogoś, kto będzie ze mną, a nie obok mnie. Nie myśl, że ten idiotyczny kontrakt mnie zatrzyma. Mam w dupie wasze ustalenia – w oczach zakręciły mi się łzy. Tym razem byłem zdecydowany doprowadzić sprawę do końca. Wstałem od stołu i poklepałem po ramieniu sekretarza. Słuchał naszej sprzeczki z nieodgadnioną miną, nie wiedząc gdzie ma podziać oczy.
- Niech pan zmieni idola, dobrze panu radzę. Jeszcze nie jest za późno – uśmiechnąłem się smutno do niego i wyszedłem z kuchni.
- Piotruś, wracaj tu natychmiast! – dobiegł mnie okrzyk męża. Poszedłem na górę i zamknąłem się w sypialni na cztery spusty. Padłem na łóżko, wczołgałem się pod kołdrę tak , że wystawał mi tylko czubek głowy. Jeszcze przez jakiś czas słyszałem nawoływania Dawida, dudnienie do drzwi, aż wreszcie wszystko ucichło. Postanowiłem, że nie pójdę dzisiaj do szkoły. Zadzwoniłem do Ali i umówiłem się na szesnastą. Zacząłem się pakować. Wcześniej ustaliliśmy, że  jedziemy do Zakopanego na narty. Ciotka dziewczyny miała tam dom letniskowy, pusty o tej porze roku. Napisałem do męża kartkę, aby wiedział gdzie jestem.
…………………………………………………………………

Po przyjeździe na miejsce rozlokowaliśmy się wygodnie. Każdy z nas miał swój pokój. Po rozpakowaniu udaliśmy się na zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Po drodze zahaczyliśmy o karczmę. Byliśmy już zmęczeni i z pewnością nikomu nie chciało by się jeszcze przygotować kolacji. Siedzieliśmy więc przy stoliku w jakiejś regionalnej restauracji. Ala z Maćkiem jak zwykle się sprzeczali, a ja grzebałem widelcem w talerzu. Od ostatniej kłótni z mężem humor mi wyraźnie nie dopisywał. Całkowicie straciłem też apetyt.
- Piotrek, nie rób takiej miny męczennika i włóż w końcu coś do buzi – odezwała się w końcu dziewczyna patrząc na mnie z potępieniem. – Całkiem nam zmarniejesz jak tak dalej pójdzie. Pamiętaj jak się umawialiśmy. Miałeś mu najpierw dać posmakować jaki skarb ma w domu i z tego zadania wywiązałeś się na medal. Teraz niech za tobą zatęskni i przemyśli sobie co nieco. Przestań histeryzować. Chcesz mieć szczęśliwy związek, to musisz nad nim trochę popracować.
- Nie przejmujcie się mną. Chyba faktycznie mam doła – westchnąłem, wzruszając ramionami.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi – walnął mnie w plecy Maciek, aż mi zadźwięczały zęby.
- Rany, Piotrek spójrz tam – Ala wskazała w lewo, gdzie stał właśnie Noach i zamawiał coś przy barze. – Czy to nie twój wielbiciel?
- Jeny, tylko nie on! Szybko, schowajcie mnie! – wlazłem pod stół i nakryłem się kraciastym obrusem. Sala w karczmie nie była zbytnio zapełniona, więc doskonale słyszałem zbliżające się do nas kroki.
- Witajcie – rozległ się niski głos mężczyzny. – Jesteście przyjaciółmi Piotra prawda?
- Tak jakby – odezwała się Ala, usiłując z całej siły stłumić narastający w niej chichot. Uszczypałem ją w łydkę, żeby natychmiast się uspokoiła.
- Macie tutaj dość dziwne zwyczaje – odezwał się znowu Noah. – Jadacie pod stołem? – podniósł obrus do góry i mrugnął do mnie rozbawiony. – Smacznego Piotrusiu. – Usiadł obok Maćka nie zapytawszy nikogo o pozwolenie. Nie miałem innego wyjścia i z kwaśną miną wypełzłem spod stołu. – Przykro mi, że tak reagujesz na mój widok. Miałem nadzieję, że może pójdziesz ze mną na bankiet. Niespodziewanie zostałem bez partnera.  – Wstał z zamiarem odejścia, ale niespodziewanie został zatrzymany przez Alę.
- Spokojnie, mam pomysł, ale nie wiem czy się zgodzisz – błysnęła do niego bielutkimi ząbkami. Widziałem jak trybiki zaczynają się obracać w jej główce w przyspieszonym tempie. Dreszcz zaczął pełznąć mi po krzyżu. Znałem to przerażające spojrzenie. – Piotruś jest dzisiaj zajęty, ale spójrz na tego tutaj – walnęła Maćka w ramię. Jak go trochę odpucujesz, to będzie w sam raz. Biedaczyna jest samotny jak palec i strasznie się z nami nudzi. – Razem z przyjacielem wytrzeszczaliśmy na nią coraz szerzej oczy. Dziewczyna najwyraźniej upiła się jednym piwem. Tymczasem Noah wziął to zupełnie na poważnie. Zlustrował Maćka z góry na dół i pokiwał z aprobatą głową.
- Masz rację, wasz kolega jest niczego sobie. Oddam go jutro rano w nienaruszonym stanie  – złapał oszołomionego chłopaka za rękę i pociągnął go do wyjścia. Nawet nie bardzo się opierał. Kompletnie ogłupiały dał się prowadzić  jak baranek na rzeź. Jak tylko wyszli otrząsnąłem się i odzyskałem mowę.
- Czyś ty całkiem oszalała! Chcesz żeby Maciek doznał trwałego urazu na psychice?! Ten facet to niebezpieczny zboczeniec. Wiesz jakie on ma lepkie łapy? – rozdarłem się na całą restaurację.
- Wiem co robię, więc się tak nie denerwuj – rzuciła we mnie bułką dziewczyna. – Nic mu nie będzie, a ty pozbędziesz się natręta.
- A jak on się zacznie do Maćka, no wiesz, dobierać? – zapytałem zaskoczony jej pokrętną filozofią.
- Nie rób z niego pierdoły. Da mu w pysk i sobie pójdzie  - Ala wyciągnęła rękę i popukała mnie w czoło. – Niech sobie chłopak powdycha trochę luksusu. Może mu się spodoba, skąd wiesz?
- Jak mu się coś stanie, to już ja wymyślę dla ciebie jakąś karę – wstałem i ruszyłem do wyjścia. Po dwudziestu minutach byliśmy już w domu. Siedzieliśmy na dywanie przed kominkiem przykryci puszystym kocykiem i oglądaliśmy wypożyczone wcześniej filmy. Nawet nie wiem kiedy zmorzył nas sen. Nie trwał jednak długo, bo obudziły nas czyjeś soczyste przekleństwa, a potem rozległ się pijacki śpiew.
- Góralu czy ci nie żal…! - wyły fałszywie dwa znajome mi głosy.
- Boże co to za wrzaski? – przetarła oczy Ala.
- Nie wiesz? To wracają nasi balowicze – podszedłem do okna i parsknąłem śmiechem. Obaj poślizgnęli się na zamarzniętej kałuży i próbowali się podnieść. Niestety, co jeden wstał, to drugi usiłując się po nim wspiąć ciągnął w dół i walili się z powrotem na ziemię. W dodatku zawodzili przy tym na całe gardło ludowe piosenki.
- Chodźmy po nich, bo ich odwiozą do izby wytrzeźwień – dziewczyna ubrała kurtkę i wybiegła na zewnątrz. Całe przedsięwzięcie wymagało nie lada siły i zręczności. Zalani w pestkę delikwenci bardziej nam przeszkadzali niż pomagali. Dopiero po godzinie udało nam się umieścić ich w łóżku Maćka. Rozebraliśmy ich do bokserek, bo całe ubranie mieli mokre i upaprane w błocie. Przykryliśmy drani kołderką. Zasnęli jak niemowlęta, czule do siebie przytuleni.
- Chodźmy, mamy ich z głowy do rana. Koniecznie muszę zobaczyć ich miny po przebudzeniu – Ala pomachała mi i zniknęła w swojej sypialni.
……………………………………………………..............................

Wczesnym rankiem zostałem brutalnie obudzony przez rześką jak ptaszek przyjaciółkę. Zabrała mi nakrycie i odrzuciła ja do kąta. Potrząsała mną z uporem, aż otworzyłem oczy.
- Wstawaj leniu, już się budzą – wyciągnęła mnie z łóżka. – Mam dobry aparat w komórce. Zrobię im kilka pamiątkowych zdjęć. He he.
- Ja się ciebie normalnie zaczynam bać – jęknąłem i powlokłem się za nią. Uchyliliśmy drzwi do sypialni naszych imprezowiczów. Noah pierwszy otworzył oczy. Rozejrzał się ze zdumieniem po pokoju. Jak tylko zobaczył wtulonego w niego chłopaka uśmiechnął się delikatnie i pogładził go po jasnych włosach. W tym momencie Maciek obrócił się na bok, obejmując go zarówno ręka jak i nogą. Potarł policzkiem o jego nagą pierś i zamruczał z zadowoleniem. Coś mu jednak nie pasowało, bo uchylił powieki i wydał z siebie przeraźliwy pisk.
- Aaa…!  Co ty robisz w moim łóżku?! – Usiadł gwałtownie i zerknął pod kołdrę. – My chyba nie zrobiliśmy tego, co?! – zaczerwienił się nawet na szyi.
- Jestem gentlemanem – odparł spokojnie Noah – nie wykorzystałbym pijanego chłopaka. Chętnie jednak umówię się z tobą na randkę. Jesteś strasznie słodki.
- Na pewno? – Maciej dźgnął go palcem wskazującym w pierś. Po czym odskoczył jak oparzony. – W takim razie, gdzie się do cholery podziały nasze ubrania? – rzucił do mężczyzny podejrzliwie, niezupełnie przekonany jego wywodem. – Odbiło ci z tym umawianiem się? Jestem hetero i faceci mnie nie kręcą!
- Mój piękny kwiatuszku, jakbyśmy spędzili razem upojną noc, to byś na pewno tego nie zapomniał. A co do orientacji, to się zobaczy – roześmiał się Noah. Zwinnie się pochylił i cmoknął zaskoczonego chłopaka prosto w uchylone usta, po czym szybko zerwał się z materaca i umknął do łazienki. Widziałem jak skołowany kumpel siedzi z wybałuszonymi oczami jakby go sparaliżowało. Poruszał bezgłośnie ustami jak wyrzucona na brzeg ryba. Wreszcie otrząsnął się i wyszeptał ochryple.
- Ja pieprzę! Zostałem pocałowany przez faceta! Witaj tęczowy świecie! – zatkał sobie usta pięścią, najwyraźniej przerażony tym co powiedział. Włożył rękę pod kołdrę i zaczął z zatroskaną miną obmacywać swój tyłek.
............................................................................
Betowała kot_w_butach


poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział 20

Oświadczenie autorki! Ten blog był różowy, jest różowy i będzie różowy. To wyraz mojego pokręconego poczucia humoru. Musicie się z tym jakoś pogodzić. Amen!


Dawid rzucił się na mnie jak wygłodniały wilk na jagnię i przygniótł do materaca całym swym ciężarem. Zaczął podgryzać i łaskotać wszędzie, gdzie tylko mógł dosięgnąć. Kwiczałem i wiłem się pod tym wstręciuchem, któremu najwidoczniej sprawiało to ogromną frajdę.
- Bzzz…bzz.. – rozległ się dźwięk jego telefonu z kieszeni. Mąż zignorował go i zaczął zębami rozpinać moją koszulę. – Bzzz…bzz… - nie dawała za wygraną komórka.
- Cholera! – warknął i spojrzał na wyświetlacz. – Przepraszam Piotrusiu, ale to od mojego sekretarza. Nie dzwoniłby o tej porze, jakby to nie było coś ważnego. – Przez chwilę rozmawiał i po czym odwrócił się do mnie z markotną miną. – Musze wyjść. Wynagrodzę ci to kochanie. Wybacz – podniósł się i zaczął ubierać. Patrzyłem na niego z niedowierzaniem i  z całkowicie ogłupiałą miną. W spodniach miałem tak ciasno, że o mało nie pękły. Kiedy za mężem zamknęły się drzwi jęknąłem rozdzierająco.
- Ażeby ci nigdy nie stanął! – krzyknąłem pod adresem wymoczkowatego sekretarza Dawida. Szkoda tylko, że nie mógł mnie usłyszeć, pracoholik jeden. – I po co mi mąż, jak teraz muszę obsłużyć się sam. Małżeństwo jest całkowicie przereklamowane – zrzędziłem na głos, wlokąc się do łazienki. Nie wiedziałem jeszcze wtedy, że na tym świecie nie ma nic za darmo i o swoje szczęście trzeba nieraz ostro powalczyć.
…………………………………………………………………………..

Minęły cztery dni, a mojego męża widywałem tylko wieczorami jak kompletnie wykończony walił się na łóżko i zasypiał w ciągu kilku sekund. Liczyłem, że dotrzyma słowa i wynagrodzi mi moją święta cierpliwość. Piątego dnia miałem już dość. W prawej ręce doznałem dziwnego skurczu z niewiadomych powodów.  Moim ulubionym pomieszczeniem również z niewiadomych powodów stała się łazienka. – Kurcze, co ten Dawid ze mną zrobił? Sam siebie nie poznaję! – Zastanawiałem się po raz któryś z rzędu. Chodziłem z kąta do kąta nie mogąc sobie znaleźć miejsca. W końcu zadzwoniłem po Alę i Maćka. Poszedłem z przyjaciółmi do pobliskiego baru i wylewałem przed nimi swoje małżeńskie żale. Kiedy skończyłem żałosną opowieść dziewczyna tylko pokiwała nade mną głową.
- Przestań jęczeć jak stara baba. Weź sprawy w swoje ręce – tłumaczyła mi spokojnie Ala.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić. On zaczyna coraz bardziej przypominać mojego ojca. Nigdy nie miał czasu dla rodziny. Najważniejsze dla niego były pieniądze i interesy – jęknąłem płaczliwie.
- To jest proste, ale ty oczywiście wolisz narzekać niż działać – stwierdziła dziewczyna z szelmowskim błyskiem w oku. Lśniące jak gwiazdeczki ślepka i uśmieszek, który właśnie wpełzł na jej usta powinien był  mnie ostrzec. Znałem swoją przyjaciółkę, a mimo tego zupełnie zignorowałem ogarniające mnie poczucie zagrożenia. Byłem tak przejęty swoim smutnym losem, że przestałem zwracać uwagę na ważne sygnały. Dalej wypłakiwałem swoje smutki nad kuflem piwa.
- E tam, babskie gawędy – odezwał się praktyczny jak zwykle Maciek. – Jak masz aż tak wielką potrzebę, to zadzwoń do tego Noaha. Facet jest całkiem przystojny i zabujany w tobie na amen. Na pewno niczego ci nie odmówi.
- Głupi jesteś?! Chcesz żeby się pozabijali?! – trzasnęła go w łepetynę Ala.
- Ach, myślałem, że doradzicie mi coś konkretnego – westchnąłem zrezygnowany i wypiłem jeszcze jeden kufelek. Piwko zaczęło mile grzać mnie od środka.
- Wiesz, ja mam jeden naprawdę dobry pomysł, ale ty jesteś zbyt wielkim tchórzem, żeby zrobić coś takiego. Do tego potrzeba prawdziwego mężczyzny, a nie skamlającego smarkacza – stwierdziła dziewczyna i spojrzała na mnie z ukosa.
- No coś ty! Nie doceniasz mnie, jak sytuacja tego wymaga potrafię być naprawdę śmiały! – odezwałem się mocno urażony w swoim męskim ego.
- Jeśli to zrobisz, będę przez cały tydzień nosić opaskę na czole z napisem ,, Piotrek jest bohaterem” – stwierdziła, podnosząc dwa palce do góry jak do przysięgi.
- A co jeśli przegra? – zapytał zaciekawiony Maciek.
- Wtedy zrobi opaskę z innym napisem – uśmiechnęła się do mnie słodziutko. – Nie chcesz wiedzieć z jakim.
- Zgadzam się – rzuciłem rozdrażniony taką niewiarą w moją nieulękłą, męską duszę.
- Jesteś pewny? Żebyś potem nie narzekał, że cię wciągnęłam na siłę w dziwny zakład.
- Jestem! – powiedziałem nieco zbyt głośno, ale alkohol już krążył ochoczo w moich żyłach.
- W takim razie jutro rano – Ala nachyliła się do mnie i zaczęła szeptać, tak, abyśmy tylko my słyszeli co mówi. Z każdym jej słowem coraz bardziej czerwieniłem się na twarzy. Pod koniec jej przemowy niemal się dusiłem.
- Żartujesz prawda? – odezwałem się cichutko, pragnąc zniknąć z powierzchni matki ziemi.
- Nie i nie waż się teraz wycofać, bo ci wymyślę taki napis, że go cały uniwerek zapamięta na najbliższe sto lat – zagroziła dziewczyna.
- Dobra – wymamrotałem – ale jak nie wyjdę stamtąd w ciągu godziny, to wezwijcie karetkę. Mogę tam strzelić na zawał mimo młodego wieku, zanim jeszcze cokolwiek zrobię. – Dopiliśmy browary i rozeszliśmy się każdy w swoją stronę. Dopiero kiedy wróciłem do domu dotarło do mnie z cała mocą, na co się właściwie zgodziłem. Nie miałem pojęcia jak tej małpie udało się mnie do tego namówić. - Nie powinienem się przyjaźnić z tą zboczoną dziewuchą. Ma na mnie fatalny wpływ – Biadoliłem w myślach nad swoją głupotą. Niestety założyłem się i honor nie pozwalał mi się z tego wycofać. Zacząłem więc obmyślać plan, jak przeżyć to niemądre przedsięwzięcie i wyciągnąć z niego odrobinę korzyści dla siebie. Zasnąłem dopiero późną nocą. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że prawa ręka miała dzisiejszego wieczoru wolne i przestała mnie boleć.
………………………………………………………………………

Odczekałem, aż Dawid wyjdzie do pracy i zerwałem się z łóżka. Musiałem zrobić się na bóstwo i zadzwoniłem do pokręconego stylisty, który przed ślubem dobierał mi stroje. Facet był totalnie z innego świata, ale gust miał naprawdę dobry. W ciągu godziny zrobił ze mnie mężczyznę godnego okładek najlepszych magazynów o modzie. Jednym słowem cud, miód i orzeszki. Podziękowałem mu wylewnie i godziwie zapłaciłem. Swoja drogą muszę go kiedyś zabrać na zakupy. Jest naprawdę mistrzem w swoim fachu. Patrzyłem w lustro i sam siebie nie poznawałem. Niby nic takiego, a jednak. Dopasowana, ciemnozielona, rozpięta pod szyją koszula i czarne, materiałowe spodnie uwydatniające kształt tyłka. Do tego rozpuszczone niedbale na ramiona miodowe włosy i lśniące z podekscytowania oczy. Uwierzcie, że efekt był niesamowity. Przewiesiłem przez ramię elegancki płaszcz i pojechałem do firmy Dawida. Zaparkowałem i dumnym krokiem wszedłem do ogromnego holu. Podszedłem do recepcjonistki, która na mój widok aż się zapowietrzyła.
- Czy mam zawiadomić męża, że pan przyszedł? – zapytała, trzepocząc rzęsami.
- Nie trzeba, chcę mu zrobić niespodziankę – uśmiechnąłem się do niej, a biedna dziewczyna omal nie spadła z krzesła. – Czy ktoś mógłby mnie zaprowadzić na miejsce? Jestem tutaj pierwszy raz i nie chciałbym się zgubić. – Recepcjonistka skinęła na jednego z ochroniarzy stojących w pobliżu drzwi. Wysoki, postawny mężczyzna poszedł przodem, pokazując mi drogę. Ze wszystkich stron ścigały mnie ciekawskie spojrzenia i gorączkowe szepty. – Zobacz jaki on młodziutki. Czy to na pewno mąż szefa? Śliczny! Nie ma co się dziwić, że facet stracił dla niego głowę. A te pośladki – mniam! Sam był chętnie skonsumował. – Takie i podobne uwagi docierały do mnie powodując, że uszy dosłownie mi płonęły. Starałem się ze wszystkich sił zachować spokój i poważny wyraz twarzy. Kiedy doszedłem pod drzwi gabinetu Dawida, obaj jego sekretarze poderwali się na baczność. Wymoczka nie było. Pewnie jest w środku i wymyśla dla mojego męża kolejne zadania do wykonania.
- Czy jest mój mąż? – zapytałem wyprężonych służbiście mężczyzn.
- Oczywiście, omawiają z panem Mędrkowskim jakąś nową strategię – nazwisko kolegi wypowiedział z nieznacznym skrzywieniem ust. – Widać nie tylko ja nie lubię tego paskuda – podziękowałem grzecznie chłopakom. Przywołałem na twarz beztroski uśmiech i wkroczyłem do jaskini lwa.
- Kto pana tutaj wpuścił? – skoczył mi do gardła od razu sekretarz. Siedzący za biurkiem mąż na mój widok na chwilę zaniemówił. Otaksował mnie spojrzeniem od stóp do głów i na jego usta wpełzną zanany mi uśmieszek. Zwilżył wargi koniuszkiem języka i nie spuszczał ze mnie wzroku.
- Niech pan nas zostawi samych – rzucił do najwidoczniej wielce niezadowolonego z obrotu sprawy mężczyzny. Kiedy wyszedł, Dawid obrócił się do mnie i mrugnął szelmowsko. – Co cię tu sprowadza Piotrusiu?
- Ostatnio prawie się nie widujemy, dlatego postanowiłem przyjść tutaj i omówić z tobą parę palących problemów – Zamknąłem na klucz drzwi gabinetu. Podszedłem do regału i włączyłem radio. Popłynęła delikatna, nastrojowa muzyka. Po czym usiadłem na biurku przodem do rozpartego w fotelu męża, obserwującego mnie z coraz większym zaciekawieniem. Pokręciłem się trochę nie wiedząc jak zacząć.
- Drogi mężu – przeniosłem się na jego kolana i rozwiązałem mu krawat. – Zacząłeś zaniedbywać swoje obowiązki – przywiązałem nim jego prawy nadgarstek do oparcia fotela. Wyciągnąłem z kieszeni drugi krawat, który kilka dni temu zostawił na moim łóżku. – Doszedłem do wniosku, że to biuro jest jedynym miejscem, w którym można cię dopaść w stanie zdatnym do użytku –Dawid patrzył na mnie coraz bardziej zaskoczony. Przymocowałem jego lewą rękę w takim sam sposób. Wstałem i zrobiłem krok do tyłu, żeby mógł mnie lepiej widzieć. – Ponieważ trochę się na ciebie gniewam, sam sobie wezmę co mi się należy. – Zacząłem rozpinać koszulę w rytm muzyki. Nie zdjąłem jej jednak tylko przejechałem palcami po moich nabrzmiewających sutkach. Westchnąłem lekko z przyjemności. Mężczyzna wlepiał we mnie wzrok jak zahipnotyzowany. – Spójrz jaki jest spragniony– dotknąłem swojego członka, wyraźnie już rysującego się w spodniach – Nie mam zamiaru dłużej robić tego sam – wyciągnąłem pasek i rzuciłem go na ziemię. Widziałem jak Dawid szarpnął się kilka razy usiłując się uwolnić.
- Piotruś, bądź grzeczny i odwiąż mnie – sapnął, najwidoczniej mocno podniecony.
- Nie zasłużyłeś – zsuwałem powoli z bioder spodnie wraz z bielizną, aż opadły na podłogę. Odwróciłem się do niego tyłem kręcąc pupą. – Czuję się bardzo niedopieszczony – pochyliłem się do przodu i oparłem o biurko. Wypiąłem do niego pośladki i zacząłem je wolno masować i podszczypywać. Słyszałem jego przyspieszony, chrapliwy oddech.
- Kochanie, zabijesz mnie – wyjęczał desperacko.
- Jak umrzesz wyjdę za Noaha, a on na pewno nie zostawi mnie na cały tydzień samego – odezwałem się złośliwie. Wyciągnąłem z drugiej kieszeni żel i nawilżyłem nim palce. Delikatnie rozchyliłem półkule i zacząłem krążyć opuszkami wokół drżącej z podniecenia dziurki. Ostrożnie wsunąłem do środka palec rozciągając ściśnięte mięśnie. – Och, jak dobrze – szepnąłem. Krew gwałtownie spłynęła do mojego członka, stawiając go na baczność.
- Kurwa! – szarpnął się z całej siły Dawid, niemiłosiernie tłukąc się przy tym ciężkim fotelem. Uśmiechnąłem się tylko pod nosem i dalej kontynuowałem swoje przedstawienie. Postękując coraz głośniej bawiłem się swoim wejściem dokładając kolejne palce. Kiedy poczułem, że jestem dostatecznie nawilżony odwróciłem się przodem do męża. Stanąłem przed nim tak, aby dobrze mógł zobaczyć prężącą się dumnie męskość. Podszedłem bliżej.
- Potrzebuję odrobinę pomocy – odpiąłem jego spodnie całując go przy tym w gorące wargi. Podniósł biodra, żebym mógł je z niego zsunąć. Usiadłem mu ponownie na kolanach i zacząłem pieścić jego bordowego z podniecenia członka.
- Piotruś – wystękał jęcząc przeciągle – proszę. Ja zaraz… - Uniosłem się i nabiłem na jego twardy jak kamień maszt.
- Och…! – zawył mi do ucha. Powoli, centymetr po centymetrze unosiłem się i opadałem w dół. Czułem wypełniające mnie pulsujące gorąco. Na pewno w żadnym z obiecywanych rajów nie będzie mi lepiej. Przeciągałem tą rozkoszną torturę jak najdłużej się dało. Spojrzałem w zamglone z pożądania oczy męża i uśmiechnąłem się szatańsko. Przyśpieszyłem rytm jednocześnie ocierając się o jego brzuch penisem. Nieznośne gorąco narastało. Ogarnęły mnie obezwładniające dreszcze. Ciało drgnęło w spazmatycznym skurczu i krzycząc przenikliwie wytrysnąłem silnym strumieniem, plamiąc jego koszulę. Natychmiast do mnie dołączył, wołając głośno moje imię, a jego ciepła sperma zalała moje wnętrze. Chwilę odpoczywaliśmy przytuleni do siebie. Jak tylko odrobinę się ogarnąłem, pocałowałem go z przewrotnym uśmieszkiem w usta i uwolniłem z krawatowych więzów. Zwinie odskoczyłem łapiąc po drodze ubranie. Pobiegłem do łazienki i starannie się w niej zaryglowałem. Troszeczkę obawiałem się jego reakcji. Umyłem się, ubrałem i doprowadziłem do porządku. Jak się potem okazało on robił to samo w pomieszczeniu obok. Po kilkunastu minutach wyszedłem powoli rozglądając się ostrożnie dookoła. Dawid siedział z uprzejmym uśmiechem za biurkiem. Elegancki i chłodny jak zwykle.
- Piotrusiu, chyba się mnie nie boisz? – zaczął grzecznie jak typowy brytyjski gentelman.
- Ależ skąd! – powiedziałem cieniej niż zamierzałem i zacząłem przemieszczać się ukradkiem w kierunku drzwi. Już miałem otworzyć i wyjść kiedy rozległ się ironiczny głos Dawida.
- Kochanie, chyba czegoś zapomniałeś – odwróciłem głowę i zobaczyłem w jego dłoni kluczyki do samochodu. Zerknąłem na niego podejrzliwie.
- Rzuć mi je, nie będę ci dłużej przeszkadzał - odezwałem się, starając się wyglądać jak najpoważniej.
- Ależ skarbie, nie chcę ci zrobić krzywdy – powiedział słodko, trochę zbyt słodko. Podbiegłem sprintem do biurka z zamiarem wyrwania mu kluczy i rzucenia się do ucieczki. Niestety był ode mnie szybszy. Przeskoczył mebel i złapał mnie w pasie zanim zdążyłem pisnąć. – Jesteś mój, mały dręczycielu i mam dla ciebie niespodziankę. – Gwałtownym ruchem ręki zgarnął wszystko z biurka na ziemię. Dokumenty, długopisy i inne akcesoria posypały się z łoskotem na parkiet. Pchnął mnie na blat. Leżałem na brzuchu z wypiętym tyłkiem, nogami ledwie dotykając podłogi.  – A teraz zajmiemy się moim palącym problemem – pociągnął mi w dół spodnie, rozsunął pośladki i bez zbędnych ceregieli wszedł we mnie jednym, mocnym pchnięciem.
- Orzesz ty …! – krzyknąłem, czując jak mój penis budzi się z powrotem do życia. Zaczął uderzać we mnie miarowo, jedną ręką trzymając mnie za biodro, a drugą sięgając do niezmiernie zadowolonego z takiego obrotu sprawy członka. Obciągał go sprawnymi ruchami, szybko dążąc do finału.
- Tak więc Piotrusiu, dzisiaj będę mógł przetrwać dzień bez stresu. - Pchnął ostro i trafił w prostatę, wyrywając z mojego gardła przeciągły pisk.
- Mam nadzieję, że to biurko zawsze będzie ci mnie przypominać i za każdym razem jak będziesz tu siedział, zobaczysz mój goły tyłek – rzuciłem złośliwie, głośno dysząc. Zabytkowy mebel skrzypiał i trzeszczał z każdym naszym ruchem. Wreszcie Dawid spiął się, wydał ochrypły okrzyk i osiągnął spełnienie. Czułem jak jego sperma wycieka ze mnie i spływa wzdłuż moich ud. Nadal delikatnie masował mi członka, aż spuściłem się kwiląc jak szczeniak na piękny, perski dywan leżący przed jego biurkiem.- Lepiej to zetrzyj. Jak sprzątaczka zobaczy tę plamę, to zaczną się plotki.
- Piotrusiu, ty chyba zdajesz sobie sprawę, że w tej chwili cały ten budynek nic innego nie robi. Ten gabinet nie jest wyciszony. Zapewniam cię, że nasze zachowanie jest właśnie szeroko komentowane – roześmiał się mąż z satysfakcją, patrząc na ciemne rumieńce wykwitające na moich policzkach.
- Dawid – szepnąłem słabiutko, chowając głowę w ramionach – czy jest tu jakieś tylne wyjście?
- He He. Trochę za późno na dziewicze rumieńce kochanie – porykiwał wesoło, a ja miałem ochotę wkopać się pod podłogę ze wstydu. Jak dopadnę tę głupią Alę, to ją uduszę za wplątanie mnie w ten głupi zakład.
....................................................................................
Betowała kot_w_butach


piątek, 21 września 2012

Rozdział 19


Ten rozdział pisałam wyjątkowo długo i nie wiem czy wam się spodoba. Jakoś straciłam serce do tego opowiadania.


Wkrótce zostaliśmy zwolnieni do domu. Wyszliśmy we trójkę przed komisariat z bardzo markotnymi minami. Miałem na dzisiaj dość wszelkich atrakcji. Potrzebowałem spokoju. Obawiałem się jednak, że w domu nie będę go miał. Wkurzony Dawid z pewnością zatruje mi życie. Wpadłem jednak na pewien pomysł. Postanowiłem zadzwonić do Ali. Wynajmowała duży pokój w jakiejś kamienicy. Mieszkali tam sami studenci, więc nie powinno być problemu. Wyciągnąłem telefon i zastukałem do niej. Zgodziła się mnie przygarnąć na kilka dni. Zatrzymałem taksówkę.
- A ty dokąd? – chwycił mnie za ramię Dawid.
- Jak najdalej od was obydwu! – wyszarpnąłem się i wskoczyłem do samochodu. Pojechałem najpierw do domu, gdzie w ekspresowym tempie wrzuciłem do plecaka kilka najpotrzebniejszych rzeczy i dokumenty. W ciągu kwadransa byłem już z powrotem w taksówce. Bardzo się śpieszyłem. Bałem się, że jak mąż wróci, to nie pozwoli mi na ten mały wypad. Wkrótce byłem pod domem przyjaciółki, zapukałem do drzwi. Natychmiast mi otworzyła i zaprosiła do środka.
- Chodź biedaku – przytuliła mnie do bujnej piersi. – Będziesz tu miał prawie jak u mamy – zachichotała. – Dawid wie gdzie jesteś?
- Nie, niech sobie poszuka – stwierdziłem mściwie. – Muszę trochę odpocząć od niego. Od tego drugiego też. Masz jakieś łóżeczko dla mnie?
- Najpierw się umyj, bo wyglądasz jak łachudra . Potem opatrzymy wojenne rany  i opowiesz mi co się stało – dziewczyna wepchnęła mnie do łazienki, kiedy wyszedłem czekała na mnie z butelką jakiegoś jabola. Piliśmy z gwinta siedząc na łóżku. Zrelacjonowałem jej całą awanturę, a gdy doszedłem do przygód na komisariacie, turlała się ze śmiechu po podłodze jak wariatka. W końcu usiadła i otarła z oczu łzy.
- Piotruś, jesteś pewny, że wytrzymasz kilka dni bez Dawida? Nie wierzę, że pozwoliłbyś się tak zbliżyć do siebie komuś na kim ci nie zależy. Bardzo go lubisz prawda? – zajrzała mi poważnie w oczy.
- Na pewno nie aż tak, żeby za nim tęsknić – wydąłem usta.
- Przypomnę ci to w odpowiednim momencie. Straszny z ciebie uparciuch – pogłaskała mnie po policzku. Zmęczenie zaczęło brać nad nami górę. Zasnęliśmy na jej łóżku trzymając się za ręce.
Upłynęły trzy dni. Moja komórka dzwoniła co chwilę, nie miałem jednak zamiaru jej odbierać. Byłem nadal zły na męża i nie chciałem z nim rozmawiać. Wysłałem mu tylko wiadomość, że wszystko ze mną w porządku.
Mieliśmy gorący okres w szkole. Od rana do wieczora siedziałem na wykładach i kułem, by pozaliczać wszystkie egzaminy. Dzięki temu jakoś się trzymałem. Niestety wieczorami zaczynało się ze mną dziać coś dziwnego. Całymi godzinami leżałem na łóżku nie mogąc zasnąć. Brakowało mi jego ciepła, zapachu, szerokich ramion, w które mogłem się wtulić. Złapałem się na tym, że siedzę i przyciskam do piersi buteleczkę z jego wodą kolońską, którą przez pomyłkę zabrałem z domu. Byłem jak narkoman na odwyku. Wszędzie go widziałem i wszystko mi go przypominało. Straciłem apetyt. Każda potrawa smakowała tak samo. Ala przyglądała mi się z coraz większym zmartwieniem w oczach. Był już późny wieczór, a my nadal siedzieliśmy nad jakimś projektem do szkoły.
- Nie bądź takim głuptasem – zwróciła się do mnie – porozmawiaj z nim wreszcie, zanim mi tu całkiem zmarniejesz.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz – prychnąłem na nią i zasłoniłem się książką.
- No naprawdę! Nie wiem który z was jest większym osłem! – wzięła do ręki poduszkę, aby we mnie rzucić, ale zamarła z podniesioną ręką. Podeszła do drzwi na balkon i zaczęła nasłuchiwać.
- A to co takiego? – otworzyła okno i do pokoju wdarły się dźwięki gitar. Wyszła na zewnątrz i zaczęła chichotać. – Piotrek, chodź tutaj. Musisz to zobaczyć.
- Daj mi spokój. Nie widzisz, że się uczę? – machnąłem na nią jak na dokuczliwą muchę. W tym momencie orkiestra zagrała głośniej i rozległ się, dobrze mi znany, niski głos Dawida. Na podwórku była świetna akustyka, a ten bałwan darł się, aż drżały szyby.
- Dell mondo non ce, niente piu bella cosa di te – rozległy się słowa mojej ukochanej piosenki.
- O boże! On całkiem oszalał – wyszeptałem i ostrożnie wyjrzałem na zewnątrz. Niestety natychmiast mnie zauważył i pomachał mi z szerokim uśmiechem. Widziałem jak lekko chwieje się na nogach. Najwyraźniej był nieźle wstawiony. – Co ja mam teraz zrobić? – zapytałem i zerknąłem na Alę zawstydzony.
- Jak to co? Idź tam, zanim pobudzi całą okolicę, o ile już tego nie zrobił – śmiała się w najlepsze ta małpa. – Swoją drogą ma facet fantazję i nieźle śpiewa. – Zerwałam się na równe nogi, narzuciłem jakąś bluzę i pognałem na dół. Sąsiedzi najwyraźniej dobrze się bawili, bo powtarzali po Dawidzie robiąc za chórek.
– Jeny, jeszcze chwila i znów trafimy na komisariat – jęknąłem i przyśpieszyłem skacząc po dwa stopnie. Kiedy dotarłem na podwórko złapałem się za głowę. Mąż w rozpiętej koszuli tańczył w najlepsze, śpiewając włoskie przeboje o miłości na całe gardło. Nie mogłem się powstrzymać i pstryknąłem mu parę fotek komórką. Podbiegłem do niego i wyrwałem mu mikrofon z ręki.
- Buuuu… - rozległo się ze wszystkich okien.
- Koniec koncertu! – krzyknąłem do nich i objąłem w talii chwiejącego się niebezpiecznie męża. Muzycy widząc co się dzieje zaczęli pakować instrumenty. Zatargałem z trudem Dawida do taksówki. Przykleił się do mnie jak rzep. Objął mnie ramionami i wtulił twarz w moją szyję.
- Mój – wyszeptał ochryple i przyssał się jak pijawka do wrażliwej skóry za uchem.
- Przestań, śmierdzisz wódą – warknąłem na niego, ale zdradliwe ciepełko już zaczęło po mnie pełznąć. Odpychałem drania, ale był ode mnie o wiele silniejszy. Mocowaliśmy się tak cała drogę. Na szczęście, kiedy przyjechaliśmy do domu taksówkarz pomógł mi zataszczyć go do sypialni.  Jak tylko za kierowcą zamknęły się drzwi, mąż znowu się do mnie przyczepił. Zwaliliśmy się razem na stojące w pobliżu łóżko.
- Idź spać pijaku – chciałem wstać, ale przylgnął do moich pleców jak druga skóra.
- Piotruś – wymruczał – możesz mi dać w mordę, możesz się fuczeć, możesz otruć muchomorami, ale nigdy, przenigdy nie waż się mnie zostawić. O mało nie oszalałem bez ciebie. Nie mogłem spać, jeść, wszędzie widziałem twój słodki ryjek. Tęskniłem za tobą z każdą sekundą coraz mocniej. Chyba jestem Piotrusioholikiem. – tulił się do mnie całym ciałem.
- Wiesz – odezwałem się po chwili zastanowienia – myślę, że cierpimy na tą samą chorobę. W każdym razie objawy mamy identyczne – nawet się nie spostrzegłem jak zasnąłem u jego boku w butach i ubraniu. Pierwszy raz od wielu dni nie musiałem liczyć baranów.
………………………………………………………………………….

Ranek nastał zbyt szybko. Dzisiaj miał przyjechać ten paskudny Kamil i zabrać Karolka do domu. Przywiązałem się do malucha i najchętniej wcale bym mu go nie oddawał. Miał do nas wrócić dopiero na ferie. Tak ustalili z Dawidem. Z początku miałem zamiar wysłać męża z synem do niego, bo nie miałem ochoty oglądać tego nadętego palanta. Potem doszedłem jednak do wniosku, że lepiej będę ich miał na oku. Nie wiadomo co przyjdzie do głowy temu całemu Warskiemu. Ubrałem się więc elegancko jak rzadko, przykładając do swojego wyglądu ogromną uwagę. Niech sobie ten eks nie myśli, że jest jedynym przystojnym facetem na tej planecie.
Usłyszałem na schodach kroki Dawida. Wyglądał nieszczególnie. Blady i z podkrążonymi oczami trzymał się jedną ręką za głowę. Na mój widok przystanął i zagwizdał.
- Fiu.. fiu… ale się wystroiłeś – zasiadł za stołem posyłając mi szeroki uśmiech. – Chciałeś jakoś uczcić pierwszy dzień po powrocie do domu?
- Nie pochlebiaj sobie pijaku. Myślisz, że jedna serenada wystarczy żebym padł ci w ramiona? – zapytałem nieco złośliwie.
- Piotruś, o czym ty u licha mówisz? Mógłbyś mi podać jakieś prochy i zrobić coś ciepłego do picia? – jęknął opierając czoło na blacie.
- Proszę – podałem mu Apap i filiżankę mocnej herbaty z cytryną. – Znaj moje dobre serce. A mówię o tym – posunąłem mu pod nos komórkę ze zrobionymi wczoraj zdjęciami.
- O boże to niemożliwe! Myślałem, że mi się to wszystko śniło! – wymamrotał, a ja z satysfakcją zobaczyłem ogniste rumieńce na jego policzkach. – Ktoś to jeszcze widział? – zapytał speszony. Wstał i przeniósł się na swój ulubiony fotel.
- Tylko parę osób. He He. Wszyscy byli wręcz zachwyceni twoim śpiewem i skocznym tańcem – ciągnąłem bezlitośnie.
- Tańcem?!  Co u licha było w tym koniaku?!  Myślałem, że byliście tam tylko ty i Ala – wziął ode mnie ścierkę i zakrył nią swoją płonącą ze wstydu twarz.
- No coś ty. Miałeś szeroką publiczność. Lokatorzy ze wszystkich trzech kamienic śpiewali z tobą refren – poklepałem go radośnie po ramieniu. – Jak widać kochanie nie tylko ja po pijaku skłonny jestem do szalonych wyskoków. – Naszą wielce pouczającą rozmowę przerwał dzwonek do drzwi. Oczywiście to ja musiałem iść otworzyć i wpuścić do domu mojego rywala. Minął mnie bez słowa zadzierając nos i podążył w kierunku Dawida. Byłem jednak szybszy. Wcisnąłem się przed niego i usiadłem mężowi na kolanach okrakiem kręcąc pupą. Nie miał teraz szans się z nim poobłapiać jak to najwidoczniej planował. Prychnął na mnie i spojrzał na swoją starą miłość.
- Widzę, że ten smarkacz wziął cię pod pantofel – wycedził chłodno.
- Niech pan się tak nie wysila panie Warski. W pana wieku może to już spowodować niemiłe konsekwencje – odpowiedziałem równie zimno, podkreślając różnicę wieku między nami. – Chyba widzę pierwsze zmarszczki. Biedak – zwróciłem się do męża. – Ja się ma taki paskudny charakter i ciągle chodzi z pokrzywioną gębą, to człowiek szybciej się starzeje – pochyliłem się, rozpiąłem jego koszulę i ugryzłem go w szyję. Ssałem i kąsałem ciepłą skórę robiąc jedną malinkę po drugiej. Mężczyzna chętnie poddawał się tym zabiegom odchylając głowę do tyłu i dając mi lepszy dostęp.
- Piotruś, co ty chcesz osiągnąć? – zapytał zaciekawiony moją niespodziewaną czułością.
- Znakuję swój teren – zassałem się mocniej w najbardziej widocznym miejscu. – A to mój autorski podpis, aby każdy kłusownik wiedział, że masz już właściciela  –  Zerknąłem wymownie na stojącego w pobliżu Kamila. Następnie zachichotałem cicho, odsuwając się nieco, żeby podziwiać swoje dzieło.
- Popisy – warknął Warski mrużąc swoje kocie oczy. – Gdzie jest Karolek?
- Mój mały rycerz jest w swoim pokoju. Nie masz pojęcia jak dobrze się mną opiekował i nazywał swoją księżniczką. I ob…- Dawid zatkał mi usta pocałunkiem. Delikatnie polizał moje wargi zapraszając do wspólnej zabawy. Uchyliłem je i otarłem się o niego. Nasze języki zaczęły swój taniec. Zatraciliśmy się w tych  pieszczotach zapominając o całym świecie. Nawet nie wiem kiedy wyszli Warscy. Poczułem niesamowity głód. Dawno się nie kochaliśmy. Byłem spragniony jego dotyku jak pustynia wody. Z trudem się od niego oderwałem. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Piotrek?
- Musimy najpierw pogadać. Tak dłużej nie może być. Robimy z siebie pośmiewisko na całe miasto – odezwałem się trochę ochryple, bo jego dłonie skradały się właśnie do mojego tyłka. - Wiesz, że masz opinie niebezpiecznego zazdrośnika? Ludzie na uniwerku boją się do mnie zagadać. A nuż wyjdziesz z jakiegoś kąta i się na nich rzucisz. Rujnujesz moje życie towarzyskie trollu jeden.
- Wspaniale  – odezwał się do mnie z wielkim bananem na twarzy. – To ja mam być twoim życiem towarzyskim skarbie. Musisz mnie karmić, tulić, pieścić i wyprowadzać na spacery. Do tego jeszcze szkoła. Sam widzisz, że na nic innego nie starczy ci już czasu słoneczko, więc po co te nerwy – wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.
- Tylko żadnych kajdanek – zastrzegłem, rumieniąc się na wspomnienie ostatniej wspólnej nocy.
- A krawat może być?- zapytał Dawid z szelmowskim błyskiem w oczach.
.....................................................................................
Betowała kot_w_butach

poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 18


Miałem dzisiaj prawie osiem godzin wykładów. Muszę przyznać, że większość z nich przespałem. W dodatku w dziwnej, niewygodnej pozycji, wisząc jednym pośladkiem nad podłogą, a drugi opierając na brzegu stołka. Dlaczego w ten sposób? O to musicie zapytać tego szalonego zboczeńca Dawida. Uprawialiśmy dziki seks przez większość nocy. Pozwolił mi zasnąć dopiero kiedy już świtało. Najciekawsze jest to, że kiedy ja rano z wielkim trudem zwlokłem się z łóżka, zastałem go w kuchni rześkiego i wesolutkiego jak skowronek na wiosnę. Zlustrował z góry na dół moją zmaltretowaną sylwetkę i uśmiechnął się szeroko z ogromnym zadowoleniem. - Skąd ten drań bierze siły? Może on nie jest człowiekiem? 
Wreszcie nastąpił upragniony koniec męczarni. Mieliśmy właśnie długą przerwę i siedzieliśmy w szkolnym barze. Ala z Maćkiem przyglądali mi się ze współczuciem.
- Chłopie, jak tak ma wyglądać życie małżeńskie, to ja się wypisuję – przyjaciel poklepał mnie po plecach. – Masz minę jakbyś przeszedł przez siedem piekieł.
- Co masz na rękach Piotrek? – zapytała ciekawska jak zwykle dziewczyna.
- To skórzane bransoletki. Ogromnie modne ostatnio w Londynie – pokazałem jej nadgarstki oplecione misternymi rzemykami z ponawlekanymi, drobnymi koralikami.
- Fajne, ja też chce takie.
- Przyniosę ci. Mam jeszcze kilka w domu – odetchnąłem z ulgą, że zaprzestała drążenia tego tematu. Miałem paskudne sińce po kajdankach i jakoś musiałem je ukryć. Nie chciałem, aby przyjaciele pomyśleli, że mąż się nade mną znęca.
- Byliście na jakiejś dłuższej imprezie czy coś? Faktycznie jesteś zmaltretowany jakbyś przebalował całą noc – Ala przyglądała mi się podejrzliwie.
- Gdybyś przećwiczyła w jedną noc wszystkie pozycje z Kamasutry, to też byś tak wyglądała – wypaliłem znienacka zaskakując samego siebie.
- Biedactwo – pogłaskała mnie po głowie z fałszywym współczuciem. – To dlatego tak się kręciłeś na krześle. Musiałeś nieźle wyeksploatować tyłek. – roześmiała się dziewczyna, a ten bałwan Maciek jej zawtórował, zamiast wykazać się męską solidarnością. Żartowaliśmy i wygłupialiśmy się zupełnie nie zwracając uwagi, co się dzieje na Sali. Dopiero po kilku minutach zorientowaliśmy się, że nagle zrobiło się zupełnie cicho. Odwróciliśmy się na krzesłach i naszym oczom ukazało się niecodzienne zjawisko. W drzwiach Sali stało trzech cudzoziemców ubranych w białe, tradycyjne stroje arabskie. Stojący w środku trzymał w rękach ogromny bukiet czerwonych róż, dwaj pozostali nieśli wielkie kosze pełne słodko pachnących płatków kwiatów. Szli wolno w stronę naszego stolika. Mężczyzna z wiązanką podszedł do nas i ukłonił się nisko.
- Czy mam przyjemność rozmawiać z panem Piotrem Czarnoryskim? – zapytał, wbijając we mnie czarne oczy.
- To ja – odezwałem się niepewnie. Wstałem, zastanawiając się jednocześnie w jaką to kabałę się znowu wplątałem. Mężczyzna rzucił mi do stóp kwiaty i uklęknął pochylając nisko głowę.
- Mój pan Noah Al.’Salid prosi cię panie o chwilę rozmowy – uśmiechnął się i wskazał ręką na drzwi. Faceci z koszami ustawili się po obu naszych stronach i zaczęli mi sypać płatki kwiatów pod nogi. Spojrzałem na nich zaskoczony. Zrobiłem się cały czerwony na twarzy. Nie było w barze osoby, która nie zainteresowała by się tym przedstawieniem. – Jeny, ja tu robię za miejscowe kino i teatr w jednym! Ale wstyd! - Musiałem mieć bardzo niemądrą minę, bo mój towarzysz po chwili wahania odezwał się ponownie. – To, aby umilić ci drogę panie. Książę uznał, że ktoś tak niezwykły, nie może stąpać tą samą ścieżką co zwykli śmiertelnicy. Wyszliśmy z sali w zupełnej ciszy. Nikt nie ośmielił się nawet kichnąć. Na parkingu przed uczelnią czekał na mnie Noach oparty o drzwiczki czerwonego, sportowego samochodu. Na widok jego uśmiechniętej gęby zawrzała we mnie krew. – Co ten kretyn sobie myśli? Zrobił ze mnie pośmiewisko na cały uniwerek! Jak ja się jutro ludziom na oczy pokażę? Jak się o tym Dawid dowie to zrobi mi powtórkę z Kamasutry! – Podszedłem do niego prychając ze złości i dźgnąłem go wskazującym palcem prosto w pierś.
- Powiedz mi człowieku, czy w twoim kraju znają takie coś jak telefon?! – krzyknąłem na niego mocno wkurzony. – Nie mogłeś normalnie zadzwonić, tylko musiałeś odprawić ten cały cyrk? Wiesz jak wścieknie się mój mąż?
- Nie gniewaj się o najcenniejszy z klejnotów. Chciałem tylko zaprosić cię na moje urodziny. Jesteś dla mnie kimś ważnym, więc dlatego robię to osobiście. Inni goście zostali powiadomieni listownie  – ujął moją rękę i zanim się pozbierałem ucałował koniuszki moich palców. – Sama twoja obecność będzie najwspanialszym prezentem jaki otrzymam tego dnia. – Nie czekając na odpowiedź wsiadł do samochodu i odjechał z piskiem opon. Tymczasem ja stałem na kwiatowej ścieżce z płatkami we włosach, z kompletnie ogłupiałą miną. Dość długo nie mogłem wykrztusić ani słowa. Ocknąłem się dopiero, kiedy ktoś klepnął mnie w ramię.
- Piotrek, co to za wariat? – zapytała Ala potrząsając mną gwałtownie.
- Musi być nieźle nadziany, bo autko miał z najwyższej półki – westchnął zazdrośnie Maciek. – Ty chyba masz wmontowany jakiś magnes przyciągający bogatych facetów.
- Odczepcie się – wystękałem z trudem – to biznesowy partner Dawida. Wbija we mnie te niebieskie oczyska i gada kompletne bzdury. W dodatku jest wyjątkowo łatwopalny. Na drugim spotkaniu omal mi się nie oświadczył. Przyczepił się do mnie jak rzep. Znowu będę miał przechlapane.
- Jeśli to jest czyjś partner, to raczej twój. Kumpli z pracy raczej nikt nie całuje w rękę i nie obrzuca różami – zachichotała niepoprawna dziewczyna. – Ale się gościu nakręcił. Ja bym na twoim miejscu nie zostawała z nim sam na sam.
………………………………………………………………………

Dwa dni później stałem przed lustrem w swojej sypialni i ubierałem się najwolniej jak potrafiłem. Okazało się, że Dawid też dostał zaproszenie na tą imprezę urodzinową. Błagałem go, żebyśmy tam nie szli, ale był nieugięty. Westchnąłem ciężko i zacząłem wiązać krawat. Poprawiłem bransoletki na nadgarstkach. Wyglądały nieco dziwnie w połączeniu z eleganckim strojem, ale co tam i tak wszyscy myślą, że jestem lekko stuknięty. Miałem złe przeczucia co do tego balu. Niestety, nie udało mi się z niego wykręcić choć wielokrotnie próbowałem.
- Piotrek, robisz to beznadziejnie – Dawid stanął za mną, objął mnie ramionami i poprawił mi krzywo zawiązany węzeł.
- Proszę zrezygnujmy! Powiemy, że dostałeś niestrawności, a ja muszę cię pielęgnować – jęknąłem.
- Przestań! Trzeba było go nie zachęcać! Nie możemy nie iść, bo poczyta nam to za afront. Nie chcę mieć w nim wroga – spokojnie odparł Dawid.
- Przecież ci mówiłem, że spotkałem go przypadkowo i poszliśmy na kawę. Co w tym było niestosownego? – tłumaczyłem cierpliwie.
- Nie wiem, ty mi powiedz co mu zrobiłeś, że tak o ciebie zabiega. Nie było mnie przy tym – odparł chłodno mąż.
- Dlaczego ty mi nie ufasz? Nigdy nie dałem ci powodu, abyś we mnie zwątpił? – zaczynał mnie naprawdę denerwować swoim oślim uporem i bezpodstawną zazdrością.
- Nie?! To przypomnij sobie wieczór kawalerski! Gdybym cię nie wyciągnął z tego błota, jeszcze kilka minut i  pieprzył byś się z tymi tancerzami – warknął do mnie groźnie.
- Dawid za kogo mnie masz? Naprawdę myślisz, że jestem taki płytki? Dobrze wiesz, że byłeś moim pierwszym mężczyzną! – tym razem naprawdę mnie wyprowadził z równowagi. Zacisnąłem usta i nie odezwałem się więcej ani słowem. W milczeniu wsiedliśmy do samochodu. Droga do domu Noaha niezmiernie mi się dłużyła. Znowu się pokłóciliśmy. Po powrocie musimy sobie wszystko do końca wyjaśnić. Tak dłużej nie może być.
……………………………………………………………………………

Przyjęcie odbywało się w pięknym wschodnim pałacyku. Przepych emanował z każdego kąta. Widać było, że gospodarz nie liczy się z pieniędzmi. Wszędzie bogate zdobienia, marmury, antyczne rzeźby i cenne obrazy. Goście  zebrani w ogromnej sali bankietowej z zachwytem komplementowali wystrój wnętrz. Pod ścianami ustawiono stoły wprost uginające się od wszelakich przysmaków. Pomiędzy nimi uwijała się świetnie wyszkolona służba. Nowo przybyli podchodzili kolejno do pana domu, witając się z nim składali życzenia i podawali prezenty, które składano na przeznaczonym do tego stole. Na szczęście obyło się bez żadnych sensacji. Kiedy przyszła nasza kolej Noah nie omieszkał się wykorzystać odrobinę sytuacji. Przytrzymał moją dłoń o wiele dłużej, niż to było konieczne podczas składania gratulacji. Pieszczotliwie przesunął po niej palcami patrząc mi prosto w oczy przewiercał mnie gorejącymi źrenicami. Dawid na ten widok parsknął niegrzecznie i kładąc mi dłoń na ramieniu pociągnął mnie za sobą, robiąc miejsce dla innych gości. Zazdrosny mąż nie odstępował mnie ani na krok. W sumie, to byłem z tego nawet zadowolony. Wiedziałem, że w jego obecności jestem bezpieczny. Trochę się bałem do czego może posunąć się książę, gdybyśmy zostali sami. Nie doceniłem jednak jego sprytu. W końcu zrobiło mi się gorąco. Zmęczony gwarem i głośną muzyką wymknąłem się do sąsiedniej sali, gdzie serwowano słodycze i chłodzące napoje. Było tu tylko kilka osób. Osunąłem się na najbliższą kanapę ze słabym drinkiem w dłoni. Prawdę mówiąc marzyłem o powrocie do domu. Tej nocy też nie spałem za wiele i zmęczenie zaczęło dawać znać o sobie. Obok mnie jak zaczarowany pojawił się Noah. – Jak temu draniowi udało się mnie wypatrzyć w tym tłumie? Co teraz mam zrobić? Uciekać? Zostać? – W głowie powstał mi niezły zamęt. Wyczerpany i lekko wstawiony nie miałem siły się z nim spierać. – Gdzie u licha podział się Dawid kiedy go potrzebuję? – zacząłem rozglądać się po komnacie.
- Szukasz męża? – zapytał rozbawiony książę. – Czyżbyś się mnie obawiał słodki?
- Ee.. nie… skądże – wydukałem niepewnie, odsuwając się od niego na drugi koniec kanapy. Niestety nie dość szybko, bo udało mu się schwycić mnie za nadgarstek. Syknąłem przeciągle i skrzywiłem się z bólu, bo oczywiście trafił na największego siniaka.
- Co się stało? – wbił we mnie uważne spojrzenie, a nie doczekawszy się odpowiedzi zaczął oglądać mój przegub. – Boże, przecież nie powiem mu, że bzykaliśmy się do upadłego w nieco perwersyjny sposób! Jak mam mu to wytłumaczyć? – myślałem gorączkowo. Musiałem nieco zblednąć na twarzy, a on niestety, fałszywie to odczytał.
- Piotrek, czy Dawid cię bije? Ten potwór śmiał podnieść na ciebie rękę?! – Widziałem jak jego oczy zaczynają płonąć. Przystojną twarz wykrzywiał coraz większy gniew.
- To nie tak! O czym ty mówisz?– starałem się go uspokoić, ale on już przestał mnie słuchać. Jednym szarpnięciem postawił mnie na nogi i przytulił do siebie.
- Nie pozwolę na to, nigdy już cię nie dotknie! – mówił spokojnie, a zimna furia w jego głosie przeraziła mnie o wiele bardziej niż krzyk. Zdenerwowany niebezpiecznym obrotem, jaki przybrały sprawy, nie zwracałem uwagi na otoczenie. I to był jeden z największych błędów jaki popełniłem tej nocy. Dawid podszedł do nas cicho z tyłu i brutalnie wyszarpnął moją rękę z jego dłoni. Noah na jego widok tylko warknął, jak wygłodzona bestia i ruszył do ataku. Uderzył go pięścią prosto w nos. Mąż natychmiast zalał się krwią, ale nie pozostał dłużny. Podbił mu oko zanim tamten zdążył drgnąć.
- Natychmiast przestańcie! – wrzasnąłem na nich, ale chyba nawet mnie nie usłyszeli okładając się pięściami z wściekłością i obrzucając nawzajem wyzwiskami.
- Ty synu skarlałego wielbłąda, jak śmiesz dobierać się do mojego męża! – darł się Dawid, uderzając przeciwnika kolanem w przyrodzenie. Tamten aż zwinął się z bólu.
- Ja ci dam wielbłąda popierdolony sadysto! Poczuj jak smakuje to, co serwujesz w domu – Noach kopnął do w brzuch. Rzuciłem się między nich, bojąc się, że się pozabijają. Nie był to jednak dobry pomysł, zostałem odepchnięty i wylądowałem z poobijanym tyłkiem na ziemi. Wkrótce otoczyła nas spora grupa gapiów, która rosła z każdą chwilą. Niektórzy próbowali nas rozdzielić i zostali wciągnięci w wir działań, że tak powiem, wojennych. Zaczęła się karczemna bijatyka. Elegancka uczta zamieniła się w pijacką burdę. Nie trwało to długo, bo po kilkunastu minutach naparzania rozdzieliła nas policja. Oczywiście, jak myślicie kogo wskazano jako prowodyrów całej awantury? We trójkę wylądowaliśmy na komisariacie. Skuci kajdankami jak prawdziwi przestępcy siedzieliśmy w milczeniu na ławce pośród innych pechowców, którzy tej nocy zbytnio zabalowali. Żaden z nas nie przypominał już eleganckiego dżentelmena sprzed kilku godzin. Obtargani, brudni i zakrwawieni przedstawialiśmy istny obraz nędzy i rozpaczy. Czekaliśmy jakiś kwadrans, kiedy wreszcie pojawił się jakiś młody posterunkowy i zaprowadził nas do swojego przełożonego. Usiedliśmy grzecznie nie śmiejąc spojrzeć siedzącemu za  biurkiem mężczyźnie w oczy. Z tyłu za nim, drugi policjant notował każde nasze słowo.
- Rozkuj ich – rzucił do chłopaka przełożony. Kiedy kajdanki opadły zlustrował nas od stóp do głów i pokręcił z niedowierzaniem głową. – Powiedzcie mi panowie jak to się stało, że doprowadziliście się do takiego stanu? Jak ludzie o takim statusie społecznym mogli zrobić z siebie podobne widowisko? Patrzę na was i nie mogę uwierzyć w to co widzę. Nawet nie jesteście pijani. Dzisiaj jest sobota i jak zwykle mamy sporo pracy, ale żeby synowie pochodzący z elitarnych rodzin naparzali się jak ulicznicy dawno nie widziałem. – Cierpliwie czekał na jakąś odpowiedź z naszej strony, ale jakoś nikt nie kwapił się do rozmowy. Westchnąłem ciężko i rumieniąc się zacząłem opowiadać.
- Bardzo przepraszamy za całą awanturę. To było zwyczajne nieporozumienie – odezwałem się cicho.
- Jakie nieporozumienie? – wrzasnął Noah. –Sam widziałem ślady od kajdanek na twoich nadgarstkach! Panie kapitanie, on po prostu boi się przyznać, że to zwierzę – warknął w kierunku Dawida – się nad nim znęca.
- Co ty pieprzysz idioto! To ty cały czas kręcisz się przy Piotrku i usiłujesz rozbić nasz związek! – krzyknął zdenerwowany mąż.
- Ciiiszaaa! – ryknął policjant i wszyscy umilkli. – Mów chłopcze – zwrócił się do mnie – skąd masz te ślady na rękach? Tutaj nic ci nie grozi.
- Nie mam odwagi – zarumieniłem się po same uszy.
- Dziecko, pracuję tu od trzydziestu lat i uwierz mi niewiele jest mnie w stanie zadziwić – odezwał się uspokajająco kapitan.
- Te siniaki, to rzeczywiście powstały od kajdanek – zacząłem, jąkając się co drugie słowo.
- A nie mówiłem! – krzyknął Noah.
- Ale to były takie z futerkiem, no wie pan, z sex shopu – wyszeptałem, czerwieniejąc jeszcze bardziej. - Trochę się wcześniej posprzeczaliśmy z powodu tego pana i rozładowaliśmy emocje w łóżku. Zabawa trwała cała noc. Chwilami było naprawdę ostro, a jak znaleźliśmy książeczkę z pozycjami, to całkiem nas poniosło. Założyliśmy się kto kogo przetrzyma. Nad ranem padliśmy z wyczerpania. To co tak zdenerwowało Noaha, to po prostu ślady po tamtej nocy. Nie dał mi jednak dojść do słowa , ale od razu rzucił się do bijatyki. W skrócie to wszystko, proszę pana – zerknąłem na niego nieśmiało ogromnie zmieszany. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Widziałem iskierki rozbawienia zapalające się w szarych oczach kapitana.
- Trzeba przyznać, ze to była niezmiernie barwna i pouczająca opowieść – widziałem jak kąciki jego ust zaczynają drgać. – Ciekawe tylko dlaczego musiałem jej wysłuchać z ust tego chłopca, a żaden z obecnych tu panów, nie miał dość jaj żeby to zrobić?
.............................................................................
Betowała kot_w_butach


czwartek, 13 września 2012

Rozdział 17


Pisanie tego rozdziału strasznie marudnie mi szło i wyszedł taki sobie. Nie jestem z niego zbyt zadowolona.


Trwała bitwa. Po jednej stronie ja, w samych jeansach, boso, uzbrojony w puszysty ręcznik w kaczuszki. Po drugiej stronie Karolek, nagusieńki i cały w pianie. Zaparowana, zalana wodą łazienka była naszą areną. Maluch piszcząc z radości uciekał dookoła ogromnej wanny. Biegałem za nim jak głupi usiłując dosięgnąć śliskiego łobuziaka. W pewnym momencie smarkacz zwinnie wyskoczył na ziemię i pędem rzucił się do drzwi. Chichocząc zaczął uciekać po schodach do kuchni. Podążyłem za nim. Oczywiście poślizgnąłem się na ostatnim stopniu mokrymi stopami.
- Aaaa….- z przeraźliwym okrzykiem zachwiałem się niebezpiecznie i spadłem wprost w rozpostarte ramiona nieznanego mi osobnika. Podniosłem głowę i spojrzałem w niesamowicie błękitne oczy swojego wybawcy. Miał śniadą skórę i egzotyczne rysy twarzy. Był ode mnie sporo wyższy. Odskoczyłem od niego gwałtownie, omal się nie przewracając drugi raz.
-As salam alaykum – usłyszałem niski, aksamitny głos z cudzoziemskim, śpiewnym akcentem. – Kimkolwiek jesteś piękny, bądź pozdrowiony. Przepraszam za tak niezdarne powitanie, ale twoja zjawiskowa uroda tak mnie oszołomiła, że mam w głowie kompletny zamęt.- Ukłonił się wytwornie i położył mi lewą rękę na ramieniu. - Zwróć na mnie gwiaździste źrenice i powiedz swoje imię, abym mógł zapisać je na wieki w swoim drżącym sercu.
- Eee.. – zwróciłem się do niego nad wyraz inteligentnie. – Jeny, skąd wziął się tutaj ten wariat? Za co Dawid płaci ochronie? Co ja zrobię jak się nagle na mnie rzuci? – patrzyłem na niego przestraszony i zaskoczony jego nieoczekiwanym pojawieniem.
- Przestraszyłem cię aniele? Wybacz słodka istoto moją gruboskórność. Jestem Noah Al.’Salid  i przybyłem do tego domu z Dawidem Lutomirskim. Robimy razem interesy. Jesteśmy starymi przyjaciółmi. Dawid zapomniał zabrać ważnych dokumentów z biurka i poszedł ich poszukać – patrzył na mnie z niesamowitym ogniem w oczach. Jego spojrzenie ślizgało się z zachwytem po mojej nagiej klatce piersiowej.
- Och…- pisnąłem zawstydzony, rumieniąc się jak nieletnie dziewczę. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę jak wyglądam. Cały mokry, w samych spodniach i boso musiałem być z pewnością osobliwym zjawiskiem. Zakryłem się szybko trzymanym w ręku ręcznikiem. – Mmoże ja najpierw się ubiorę – jąkałem się jak idiota pod jego intensywnym spojrzeniem – proszę zaczekać w salonie. Rzuciłem się w popłochu po schodach na górę i dopiero w sypialni złapałem drugi oddech. – Ale ze mnie idiota! Pięknie się zaprezentowałem temu nafciarzowi. Mąż opowiadał mi o nim wczoraj. To jakiś arabski szejk czy książę. Bogaty jak Krezus. Mam nadzieję, że się nie obraził. Gadał jak jakiś nawiedzony. Każdy mógł się pomylić. – ubierałem się pośpiesznie, ręką susząc mokre włosy. – Ciekawe gdzie się podział ten mały golasek? – Kiedy po kwadransie byłem gotowy zszedłem do salonu. Mężczyźni siedzieli z drinkami w dłoniach pogrążeni w rozmowie. Na mój widok obaj podnieśli się z kanapy.
- Pozwól, że ci przedstawię mojego męża Piotra Czarnoryskiego – Dawid uśmiechnął się do mnie, zachęcając do podejścia bliżej. Zerknąłem na gościa nieśmiało i stanąłem jak najbliżej mojej drugiej połówki. Mając obok jego ciepłe ciało czułem się najbezpieczniej. Nie wiadomo z czym jeszcze wyskoczy ten pokręcony facet.
- Wspaniały – omiótł mnie gorącym spojrzeniem – szkoda, że nie poznałem go wcześniej. Dawidzie strzeż się. Będzie ci trudno upilnować taki rajski kwiat – rzucił wyzywająco w stronę mojego męża, który natychmiast zasłonił mnie swoją rosłą sylwetką.
- Piotrusiu, poszukaj Karolka. Nie wiem czy mi się wydawało, ale w korytarzu widziałem jakiegoś nagusa – objął mnie władczo w talii, podkreślając swoją uprzywilejowaną pozycję. Pocałował mnie poufale w policzek i pchnął w stronę drzwi. Nie miałem zamiaru z nim dyskutować. Ten nieznajomy był dziwny i chyba zagiął na mnie parol. W dodatku mąż był coraz bardziej zły. Zaciskał szczęki o mało nie miażdżąc swoich zębów. W sumie to jego wina. Po co przyprowadził tu tego cudzoziemca. Wzruszyłem ramionami i skinąłem głową Noahowi. Zacząłem wchodzić po schodach kręcąc zalotnie tyłkiem. Poczułem na siebie wściekły wzrok męża wypalający mi dziurę w plecach. – Dobrze mu tak. Niech sobie nie myśli, że tylko jego stać na kochanka. W końcu ja też nie jestem taki najgorszy. Niech się trochę pomartwi – pomyślałem mściwie. Gniew i żal do niego nadal tkwiły gdzieś głęboko w moim sercu. Powinienem chyba odpuścić, lecz nie potrafiłem. Jak tylko pomyślałem, że ten paskudny, wymuskany Kamil będzie się teraz wtrącał do naszego życia, kiedy będzie chciał, ciśnienie natychmiast mi się podnosiło. Podrzucił nam dzieciaka i zepsuł podróż poślubną, a ten palant Dawid nawet się nie pofatygował, żeby mnie przeprosić. Opiekuję się jego synem od wielu dni i nikt mi nie podziękował. Minęły już dwa tygodnie, a wyrodna matka nie zgłosiła się po malucha. Nawet łajdak nie zadzwonił i nie zapytał co u synka słychać. Za każdym razem, kiedy zaczynałem rozmowę na ten temat mąż sprytnie odwracał moją uwagę, albo miał nagle do załatwienia jakąś sprawę niecierpiącą zwłoki i znikał na kilka godzin. Siadłem na łóżku i pociągnąłem nosem. Dobry humor całkiem mnie opuścił i przez następne kilka dni nie chciał powrócić. Moi chłopcy stawali na głowie, żeby mnie rozruszać, ale im się nie udało. Byłem smutny i rozdrażniony. Na pytania odpowiadałem monosylabami. Godzinami przesiadywałem zamknięty w swoim pokoju. Przyjaciele też zauważyli, ten niezwykły jak na mnie nastój. Nigdy nie miałem w zwyczaju długo się czymś martwić. Raczej po wylaniu wiaderka łez ruszałem do boju i starałem się rozwiązać problem. Ala z Maćkiem wielokrotnie mnie zagadywali, ale nie chciałem z nimi rozmawiać o swoich problemach. Rodzice po weselu się do mnie nie odzywali, a z braćmi nigdy nie byłem blisko. Nawet się nie zainteresowali dlaczego zostaliśmy w domu zamiast wyjechać, tak jak to było zaplanowane. Zrobili świetny interes i to im do szczęścia wystarczyło. O moim jakoś wcale nie pomyśleli. Mąż unikał mnie i nie chciał ze mną poważnie porozmawiać. Właściwie zostałem sam ze swoimi rozterkami. Czułem się taki mały, głupi, nic nieważny i nikomu nie potrzebny. Coraz bardziej pogrążałem się w depresji.
…………………………………………………………………………

Była sobota, a ja siedziałem w domu sam i nie miałem nic ciekawego do roboty. Męża jak zwykle gdzieś wyniosło, Karolek był z nianią w wesołym miasteczku, a przyjaciele mnie olali. Ostatnio wpadli w intensywny ciąg randek. Trudno było zastać w domu zarówno Alę jak i o dziwo, spokojnego Maćka. Machnąłem na nich wszystkich ręką i postanowiłem wyruszyć w miasto sam. Małe zakupy powinny poprawić mi nastrój. W pobliskim centrum handlowym była świetnie zaopatrzona księgarnia. Parę dobrych romansów umili mi samotne życie. Złapałem kluczyki od auta i po pół godzinie byłem na miejscu. Rozejrzałem się po galerii. No proszę na zewnątrz mróz i śnieg, a tutaj ciepło, jasno i gwarnie. Wszędzie pełno ludzi. Udałem się do upatrzonego sklepu i zacząłem przerzucać sterty książek. Nagle ktoś niespodziewanie złapał mnie za rękę. Noah wpatrując się we mnie jak w jakieś nieziemskie zjawisko szczerzył do mnie olśniewająco białe zęby.
- Witaj, światło mojego życia? – zamruczał mi nisko do ucha. Podniósł moją dłoń i delikatnie ją pocałował, jakbym był jakąś piękną dziewczyną. Zmieszałem się i zaczerwieniłem pod jego płomiennym spojrzeniem. Usiłowałem się wyrwać, ale jego uścisk okazał się zbyt silny. – Nie uciekaj słodki. Może dasz się skusić na filiżankę kawy? Nie bój się, przecież w publicznym miejscu nic ci nie zrobię. – Na tę wzmiankę zaraz przypomniało mi się co robiliśmy z Dawidem w kinie i omal nie spaliłem się ze wstydu. Jak widać takie zupełnie niewinne miejsca wcale nie gwarantują, że nic  niedozwolonego się nie wydarzy. Z drugiej strony dlaczego nie? Miałem w perspektywie jedynie samotny wieczór z książką.
- Dobrze, ale ja wybiorę dokąd pójdziemy. Obiecasz też, że będziesz grzeczny i nie dotkniesz mnie nawet jednym palcem – uśmiechnąłem się do niego beztrosko. W pobliżu była niewielka kawiarenka, gdzie dawali wspaniałe lody z bakaliami.
- Wiele ode mnie wymagasz. Mieć cię tak blisko i jednocześnie tak daleko, to będzie dla mnie nie lada wyznanie, mój złotowłosy aniele. Ale skoro tylko tak mogę poznać cię bliżej, to prowadź – puścił moją dłoń. Kiedy przedzieraliśmy się przez tłumy w galerii wzbudzaliśmy powszechną uwagę. Noah był nie tylko bardzo przystojnym mężczyzną. Biła od niego jakaś niesamowita aura dumy, siły i bogactwa. Na kilometr można było poznać w nim kogoś, z kim nie warto zadzierać. Kiedy dotarliśmy do kafejki i zajęliśmy ustronny stolik w rogu sali. Kelnerki na wyścigi rzuciły się w naszą stronę. Złożyliśmy zamówienie. Już po chwili przyniesiono dla mnie ogromną porcję lodów i cole, a dla niego filiżankę kawy. Spojrzałem przez okno na zewnątrz i zauważyłem mojego podobno ciężko pracującego małżonka. Dostrzegł nas i schował się za filarem. – A to paskudny kłamca! Miał być na jakiejś biznesowej naradzie! Już ja mu pokażę, co to znaczy zaniedbywać męża! – Różki zaczęły mi rosnąć, a łobuzerskie błyski pojawiły się w oczach. Zanurzyłem łyżeczkę w bitej śmietanie i z ogromną przyjemnością, powoli dokładnie ją oblizałem nie spuszczając wzroku z najwyraźniej zahipnotyzowanego moim zachowaniem Noaha.
- Piotrze, rób tak dalej, a po raz pierwszy osiągnę spełnienie nawet się nie dotykając – wyszeptał mężczyzna. Podniósł drżącą dłonią filiżankę do ust. Podobało mi się, że tak mocno na niego działam i to, że mówi do mnie pełnym imieniem jak do równego sobie, a nie spieszcza je jak do dziecka. Zerknąłem w bok i zobaczyłem jak Dawid skrada się coraz bliżej nie spuszczając z nas oczu. Uśmiechnąłem się pod nosem i nachyliłem nad stolikiem do towarzysza.
- Nie przesadzaj, w domu pewnie czeka na ciebie cały harem gotowy na każde skinienie.
- Mylisz się co do mnie. Nie jestem podobny do twojego męża, który całe życie przeskakuje z kwiatka na kwiatek. Mam trzy konkubiny, które rodzą dla mnie dzieci. To prosty interes między nami. Mogą odejść w każdej chwili. Nigdy jednak się nie ożeniłem. U mego boku musi stanąć ktoś naprawdę wyjątkowy. Z każdą chwilą upewniam się coraz bardziej, że to mógłbyś być ty – jego gorący szept wdzierał się do mojej duszy i ciała. Trzeba przyznać, że naprawdę był ogromnie pociągający. Wyciągnął rękę i kciukiem starł z moich warg bitą śmietanę. Po czym włożył go sobie do ust i possał z kocim uśmieszkiem patrząc mi prosto w oczy. Nie dane mi było jednak odpowiedzieć na to śmiałe wyznanie.
- Łup..! – pięść Dawida bez ostrzeżenia wylądowała na twarzy Noaha, który razem ze stołkiem przeleciał przez pół sali przewracając się do tyłu. – Pstryk, pstryk… - błysnęły aparaty telefonów komórkowych siedzących w kawiarni gości. Mąż podniósł mnie na nogi i zanim się spostrzegłem przerzucił mnie sobie przez ramię jak worek z mąką. Ruszył do drzwi warcząc jak wściekły grizzly, a wszyscy w popłochu ustępowali mu drogi.
- Puść mnie jaskiniowcu jeden! – darłem się jak opętany i usiłowałem mu się wyrwać. – Plask…! – wymierzył mi solidnego klapsa w tyłek. – Ała..! – zawyłem na cały głos, nic sobie nie robiąc z tłumu gapiów. – Ratunku policja! – krzyknąłem na widok zbliżającego się posterunkowego.
- To mój mąż i zabieram go do domu – uprzedził jego pytanie Dawid. – Czy mógłby pan? – wskazał na kłębiący się tłum ciekawskich. Policjant tylko skinął głową i zabrał się za rozpędzanie zgromadzonych ludzi.
- No pięknie! Oto mam przykład skorumpowanej władzy – wymamrotałem wierzgając nogami. – Plask…! – dostałem drugiego klapsa, tym razem mocniejszego.
- Natychmiast się uspokój, bo tydzień nie usiądziesz na tyłku! – rzucił chłodno mężczyzna, a mnie po plecach zaczął pełznąć zimny dreszczyk.
- Lutomirski! – usłyszeliśmy z oddali krzyk Noaha. – To jeszcze nie koniec! Nie zatrzymasz go siłą!
- To się jeszcze okaże – mruknął Dawid łypiąc na mnie wściekle. Jego czarne oczy zamieniły się w dwa plujące lawą wulkany. Szczerze mówiąc zaczynałem się odrobinę obawiać tego co czeka mnie w domu. Mąż bezceremonialnie wrzucił mnie do samochodu i zapiął pas. – Porozmawiamy sobie w domy mały puszczalski.
- Ppuszczalski –zająknąłem się ze złości – To już kawy ze znajomym wypić nie można ty cholerny trollu! – ruszył z piskiem opon. Szarpnąłem za klamkę, ale zablokował drzwi.
- Zwariowałeś kretynie! Chcesz się zabić! Porcja lodów z tym  napalonym skurczybykiem i zupełnie straciłeś rozsądek?! – wrzasnął na mnie rozjuszony zupełnie nad sobą nie panując. W 10 min dojechaliśmy do domu. Dawid prowadził jak nawiedzony rajdowiec, a inne samochody zjeżdżały przed nami na pobocze unikając staranowania.
- Dałeś pokaz wyjątkowo bezpiecznej jazdy. Cud, że nie zatrzymał nas żaden patrol. I kto tu jest nadpobudliwym idiotą? – grabiłem sobie, choć zdawałem sobie sprawę, że mężczyzna panuje nad sobą resztkami sił. Chciałem zranić go tak mocno jak on zranił mnie. Zatrzymał się gwałtownie i wyciągnął mnie z auta. Zaniósł mnie do sypialni i rzucił na łóżko. Zaczął szukać czegoś po kieszeniach. – Co zapomniałeś bicza? – spytałem złośliwie.
- Mam za to coś innego – zbliżał się powoli z groźnym uśmiechem na twarzy. Nagle rzucił się na mnie przyciskając swoim potężnym ciałem do materaca. Złapał mnie za przegub i przypiął go kajdankami do metalowej ramy łóżka. To samo zrobił z drugą ręką. Zacząłem się szarpać miotając paskudne przekleństwa.
- Widzisz, kupiłem dzisiaj te zabaweczki w przypływie inspiracji. Chyba miałem jakieś przeczucie czy coś takiego. Zebranie wcześniej się skończyło, bo nie przybył na nie jeden z głównych inwestorów. Zgadnij gdzie go znalazłem? – jednym pociągnięciem rozerwał mi koszulę na piersi. Wbił wzrok w moje sutki oblizując lubieżnie wargi. – Zobaczyłem go jak wsadza palec do twoich ust. Pewnie perspektywa bzykania z tobą była ciekawsza niż interesy ze mną – przejechał nosem po mojej szyi. – Śmierdzisz jego perfumami. Mamy przed sobą całą noc. Zetrę z ciebie ten obrzydliwy zapach własnym ciałem. Już ja cię nauczę posłuszeństwa. Odechce ci się na zawsze flirtowania z innymi facetami.
- Dawid, co ty chcesz zrobić? – zapytałem przestraszony i jednocześnie podniecony jego gwałtownością.
- Sprawię, że nie będziesz mieć sił na nic więcej, poza wypinaniem dla mnie tych zgrabnych pośladków. Będę to robił codziennie aż do skutku, tyle razy ile będzie trzeba. Zdobyłem w tym ogromną wprawę i teraz to wykorzystam. Piotrusiu poddaj się od razu. Nie masz ze mną żadnych szans – ugryzł mnie w brzuch.
- Chciałbyś bałwanie – pokazałem mu język obserwując go rozszerzonymi ze strachu i pożądania źrenicami. – Pomocy! Co ja teraz zrobię?! Jak to wytrzyma mój biedny tyłek? Ten  szalony, zazdrosny drań chce chyba zabzykać mnie na śmierć?!
..............................................................................
Betowała kot_w_butach