sobota, 29 września 2012

Rozdział 21


Rozdział 21

Stroiłem właśnie śniadanko. W menu były racuszki z bananami, Dawid jeszcze spał. Była siódma rano. Przez okno w kuchni widziałem szalejące na śniegu nasze cztery psy. Wielkie, czarne bestie bawiły się jak szczeniaki tarzając się energicznie w białym puchu. Mimo wczorajszej wpadki było mi lekko i radośnie na duszy. Jednym słowem wstawał naprawdę piękny dzień. Miałem tylko trzy godziny wykładów, a potem długo wyczekiwane wolne. Dwa tygodnie ferii zapowiadały się obiecująco. Skoro mąż o mnie ostatnio zapomina, zrobiłem już sporo ciekawych planów z przyjaciółmi. Zamierzałem się dobrze bawić i przestać się przejmować tym niewdzięcznikiem. Wyjąłem patelnię i butelkę oleju. Zerknąłem ponownie przez szybę i aż się zapowietrzyłem. Zgadnijcie kogo zobaczyłem kroczącego ścieżką o tak wczesnej porze? Ten drań Mędrkowski z ogromną czarną teczką pod pachą wypchaną po brzegi dokumentami podążał do naszego domu ze swoją wkurzającą, wyniosłą miną. Jak on śmiał zjawiać się tutaj o takiej porze? Tym razem nie ujdzie mu to płazem. Wkraczał na MÓJ teren. Chyba biedak nie miał pojęcia, że każda myszka w swojej norze potrafi zamienić się w lwa. Uśmiechnąłem się złośliwie, zaostrzyłem różki i ruszyłem do drzwi. Otworzyłem je szeroko uprzejmie się kłaniając i po dziewczęcemu trzepocząc rzęsami. Niestety z roztargnienia zapomniałem je zamknąć, co pociągnęło za sobą niespodziewane konsekwencje.
- Dzień dobry panu – odsunąłem się na bok, aby mógł wejść do środka. Naniósł na podłogę nieco śniegu, który natychmiast zaczął się topić, tworząc niewielkie kałuże. Poślizgnąłem się na jednej z nich, robiąc popisowy szpagat. Upuściłem niechcąco butelkę z olejem. Koreczek oskoczył i żółta plama rozlała się po holu. – Ups, ale ze mnie niezdara – westchnąłem z rezygnacją.
- Powinien pan bardziej uważać – spojrzał na mnie z naganą gość. – Wizzzzg… – w tym samym momencie sam zrobił nieostrożny krok. Upadł do tyłu trzepocząc ramionami i przejechał, szorując plecami po parkiecie, na drugi koniec korytarza. – Iiii…- piszczał zupełnie jak mała, przestraszona dziewczynka. Będące na podwórku psy musiały usłyszeć hałas, bo przybiegły natychmiast, poszczekując i merdając wesoło ogonami. Zobaczywszy na podłodze nieznajomego pana wierzgającego rozpaczliwie wszystkimi kończynami uznały to za zaproszenie do wspaniałej zabawy. Każdy z tych olbrzymów to siedemdziesiąt kilo prawie samych mięśni. Rzuciły się na mężczyznę, obalając go ponownie na ziemię .
- Ratunku, niech pan je powstrzyma – krzyczał rozpaczliwie, lizany czule ze wszystkich stron ciepłymi jęzorkami, sekretarz.
- Chyba pan nie sądzi, że taka delikatna osoba jak ja – przygryzłem wargę, aby się nie roześmiać  - poradzi sobie z tymi bestiami. Niech pan się jakoś trzyma, a ja zawołam na pomoc męża.- Zacząłem iść w kierunku schodów.
- Aaa… Niech pan mnie tu nie zostawia samego – rozległ się żałosny kwik. Usłyszałem energiczne kroki i na piętrze zobaczyłem wychylającego się przez barierkę męża. Patrzył na nas z niedowierzaniem w oczach. Po czym pogroził mi wymownie. Zbiegł na dół po schodach i spojrzał na mnie z wyrzutem.
- Piotruś, uwolnij natychmiast pana Mędrkowskiego – rzucił groźnie.
- Naprawdę muszę? – zapytałem, robiąc niewinną minkę. – Pieski tak dobrze się bawią.
- Piotreeek!
- No dobrze – wymamrotałem wydymając usta. Zagwizdałem i kochane bydlątka usiadły karnym szeregiem przy moich nogach, szczerząc zadowolone mordki – Zobacz jakie są słodkie. Biedactwa – zaszczebiotałem głaszcząc je po czarnych łbach. - Mam nadzieję, że ten nerwowy pan nic wam nie zrobił. – Obróciłem się na pięcie i zadarłem do góry nos. Oczywiście pieski poszły za mną jak najlepiej wyszkolony oddział Marines. W drzwiach do kuchni odwróciłem się jeszcze i mrugnąłem łobuzersko do sekretarza, który na ten widok zbladł ze złości. Wystawiłem do niego koniuszek języka i szybko go schowałem, zanim Dawid zauważył naszą pantomimę. Widziałem jak paskudny pracoholik bezsilnie zgrzyta zębami. Schroniłem się w kuchni i podjąłem przerwane wizytą Mędrkowskiego czynności.
- Może skorzysta pan z łazienki dla gości. Zaraz przyniosę jakieś ubranie – usłyszałem z daleka uprzejmy głos męża. Po kilku minutach pojawił się jednak za moimi plecami z niepewną miną.
- Piotruś. Pożycz mu coś swojego w moich ciuchach to on się utopi.
- Dobrze, nie bój się już mi przeszło – podreptałem do swojej sypialni wziąłem stamtąd koszulkę w truskawki, zwyczajne, dresowe spodnie i zaniosłem je naszemu gościowi do łazienki. Udałem się z powrotem do kuchni, gdzie przygotowałem śniadanie dla trzech osób. Zaparzyłem mocnej kawy i nakryłem do stołu. Po kilku minutach zjawili się obaj najwyraźniej w najlepszej komitywie.
- Jedzcie zanim wystygnie – nałożyłem każdemu kilka pachnących, bananowych placuszków.
- Ja dziękuję, nie chcę robić panu kłopotów – krygował się Mędrkowski co chwila wygładzając nerwowym gestem owocową koszulkę.
- Jedz człowieku bo blado wyglądasz – zerknąłem na jego zapadłe policzki. – Nie bój się, nie dodałem do nich niczego dziwnego. Musimy porozmawiać – rzuciłem w kierunku pożerającego z błogim uśmiechem śniadanko męża.
- Teraz? Za chwilę muszę wyjść, no i nie jesteśmy sami – wymamrotał niewyraźnie Dawid przełykając jakiś większy kęs.
- Ty mi się tu brakiem czasu nie zasłaniaj. Twój sekretarz mi nie przeszkadza, a może się biedak czegoś z tej rozmowy nawet nauczy. Powoli dochodzę do wniosku, że to ty kompletnie namieszałeś mu w głowie. Jest identycznym przypadkiem pracoholizmu – rzuciłem chłodno.
- Ależ Piotruś – jęknął – daj chociaż zjeść w spokoju.
- Ty mi tu nie Piotrusiuj. Od dłuższego czasu próbuję z tobą porozmawiać. Za każdym razem odkładamy to na później, bo jesteś zbyt zajęty, aby poświęcić swojemu mężowi trochę czasu – powiedziałem rozgoryczony. – Zastanów się czego ty naprawdę chcesz i ustaw priorytety. Nie mam zamiaru więcej błagać o twoją uwagę. Koniec z tym – stwierdziłem stanowczo patrząc mu prosto w oczy, żeby wiedział, że nie żartuję.
- Zrozum kochanie, mamy teraz w pracy gorący okres – widziałem jak Mędrkowski energicznie przytakuje jego słowom.
- Nie bredź. Nie zapominaj, że mój ojciec też jest biznesmenem. Zawsze znajdzie się nowy interes do ubicia. Niecierpiąca zwłoki sprawa do załatwienia i tak bez końca. Nie mam zamiaru skończyć tak jak moja matka, popijająca ukradkiem dżin z tonikiem i płacząca do poduszki z samotności. Daję ci dwa tygodnie na podjęcie decyzji. Po tym okresie odejdę i znajdę sobie kogoś, kto będzie ze mną, a nie obok mnie. Nie myśl, że ten idiotyczny kontrakt mnie zatrzyma. Mam w dupie wasze ustalenia – w oczach zakręciły mi się łzy. Tym razem byłem zdecydowany doprowadzić sprawę do końca. Wstałem od stołu i poklepałem po ramieniu sekretarza. Słuchał naszej sprzeczki z nieodgadnioną miną, nie wiedząc gdzie ma podziać oczy.
- Niech pan zmieni idola, dobrze panu radzę. Jeszcze nie jest za późno – uśmiechnąłem się smutno do niego i wyszedłem z kuchni.
- Piotruś, wracaj tu natychmiast! – dobiegł mnie okrzyk męża. Poszedłem na górę i zamknąłem się w sypialni na cztery spusty. Padłem na łóżko, wczołgałem się pod kołdrę tak , że wystawał mi tylko czubek głowy. Jeszcze przez jakiś czas słyszałem nawoływania Dawida, dudnienie do drzwi, aż wreszcie wszystko ucichło. Postanowiłem, że nie pójdę dzisiaj do szkoły. Zadzwoniłem do Ali i umówiłem się na szesnastą. Zacząłem się pakować. Wcześniej ustaliliśmy, że  jedziemy do Zakopanego na narty. Ciotka dziewczyny miała tam dom letniskowy, pusty o tej porze roku. Napisałem do męża kartkę, aby wiedział gdzie jestem.
…………………………………………………………………

Po przyjeździe na miejsce rozlokowaliśmy się wygodnie. Każdy z nas miał swój pokój. Po rozpakowaniu udaliśmy się na zakupy, bo lodówka świeciła pustkami. Po drodze zahaczyliśmy o karczmę. Byliśmy już zmęczeni i z pewnością nikomu nie chciało by się jeszcze przygotować kolacji. Siedzieliśmy więc przy stoliku w jakiejś regionalnej restauracji. Ala z Maćkiem jak zwykle się sprzeczali, a ja grzebałem widelcem w talerzu. Od ostatniej kłótni z mężem humor mi wyraźnie nie dopisywał. Całkowicie straciłem też apetyt.
- Piotrek, nie rób takiej miny męczennika i włóż w końcu coś do buzi – odezwała się w końcu dziewczyna patrząc na mnie z potępieniem. – Całkiem nam zmarniejesz jak tak dalej pójdzie. Pamiętaj jak się umawialiśmy. Miałeś mu najpierw dać posmakować jaki skarb ma w domu i z tego zadania wywiązałeś się na medal. Teraz niech za tobą zatęskni i przemyśli sobie co nieco. Przestań histeryzować. Chcesz mieć szczęśliwy związek, to musisz nad nim trochę popracować.
- Nie przejmujcie się mną. Chyba faktycznie mam doła – westchnąłem, wzruszając ramionami.
- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi – walnął mnie w plecy Maciek, aż mi zadźwięczały zęby.
- Rany, Piotrek spójrz tam – Ala wskazała w lewo, gdzie stał właśnie Noach i zamawiał coś przy barze. – Czy to nie twój wielbiciel?
- Jeny, tylko nie on! Szybko, schowajcie mnie! – wlazłem pod stół i nakryłem się kraciastym obrusem. Sala w karczmie nie była zbytnio zapełniona, więc doskonale słyszałem zbliżające się do nas kroki.
- Witajcie – rozległ się niski głos mężczyzny. – Jesteście przyjaciółmi Piotra prawda?
- Tak jakby – odezwała się Ala, usiłując z całej siły stłumić narastający w niej chichot. Uszczypałem ją w łydkę, żeby natychmiast się uspokoiła.
- Macie tutaj dość dziwne zwyczaje – odezwał się znowu Noah. – Jadacie pod stołem? – podniósł obrus do góry i mrugnął do mnie rozbawiony. – Smacznego Piotrusiu. – Usiadł obok Maćka nie zapytawszy nikogo o pozwolenie. Nie miałem innego wyjścia i z kwaśną miną wypełzłem spod stołu. – Przykro mi, że tak reagujesz na mój widok. Miałem nadzieję, że może pójdziesz ze mną na bankiet. Niespodziewanie zostałem bez partnera.  – Wstał z zamiarem odejścia, ale niespodziewanie został zatrzymany przez Alę.
- Spokojnie, mam pomysł, ale nie wiem czy się zgodzisz – błysnęła do niego bielutkimi ząbkami. Widziałem jak trybiki zaczynają się obracać w jej główce w przyspieszonym tempie. Dreszcz zaczął pełznąć mi po krzyżu. Znałem to przerażające spojrzenie. – Piotruś jest dzisiaj zajęty, ale spójrz na tego tutaj – walnęła Maćka w ramię. Jak go trochę odpucujesz, to będzie w sam raz. Biedaczyna jest samotny jak palec i strasznie się z nami nudzi. – Razem z przyjacielem wytrzeszczaliśmy na nią coraz szerzej oczy. Dziewczyna najwyraźniej upiła się jednym piwem. Tymczasem Noah wziął to zupełnie na poważnie. Zlustrował Maćka z góry na dół i pokiwał z aprobatą głową.
- Masz rację, wasz kolega jest niczego sobie. Oddam go jutro rano w nienaruszonym stanie  – złapał oszołomionego chłopaka za rękę i pociągnął go do wyjścia. Nawet nie bardzo się opierał. Kompletnie ogłupiały dał się prowadzić  jak baranek na rzeź. Jak tylko wyszli otrząsnąłem się i odzyskałem mowę.
- Czyś ty całkiem oszalała! Chcesz żeby Maciek doznał trwałego urazu na psychice?! Ten facet to niebezpieczny zboczeniec. Wiesz jakie on ma lepkie łapy? – rozdarłem się na całą restaurację.
- Wiem co robię, więc się tak nie denerwuj – rzuciła we mnie bułką dziewczyna. – Nic mu nie będzie, a ty pozbędziesz się natręta.
- A jak on się zacznie do Maćka, no wiesz, dobierać? – zapytałem zaskoczony jej pokrętną filozofią.
- Nie rób z niego pierdoły. Da mu w pysk i sobie pójdzie  - Ala wyciągnęła rękę i popukała mnie w czoło. – Niech sobie chłopak powdycha trochę luksusu. Może mu się spodoba, skąd wiesz?
- Jak mu się coś stanie, to już ja wymyślę dla ciebie jakąś karę – wstałem i ruszyłem do wyjścia. Po dwudziestu minutach byliśmy już w domu. Siedzieliśmy na dywanie przed kominkiem przykryci puszystym kocykiem i oglądaliśmy wypożyczone wcześniej filmy. Nawet nie wiem kiedy zmorzył nas sen. Nie trwał jednak długo, bo obudziły nas czyjeś soczyste przekleństwa, a potem rozległ się pijacki śpiew.
- Góralu czy ci nie żal…! - wyły fałszywie dwa znajome mi głosy.
- Boże co to za wrzaski? – przetarła oczy Ala.
- Nie wiesz? To wracają nasi balowicze – podszedłem do okna i parsknąłem śmiechem. Obaj poślizgnęli się na zamarzniętej kałuży i próbowali się podnieść. Niestety, co jeden wstał, to drugi usiłując się po nim wspiąć ciągnął w dół i walili się z powrotem na ziemię. W dodatku zawodzili przy tym na całe gardło ludowe piosenki.
- Chodźmy po nich, bo ich odwiozą do izby wytrzeźwień – dziewczyna ubrała kurtkę i wybiegła na zewnątrz. Całe przedsięwzięcie wymagało nie lada siły i zręczności. Zalani w pestkę delikwenci bardziej nam przeszkadzali niż pomagali. Dopiero po godzinie udało nam się umieścić ich w łóżku Maćka. Rozebraliśmy ich do bokserek, bo całe ubranie mieli mokre i upaprane w błocie. Przykryliśmy drani kołderką. Zasnęli jak niemowlęta, czule do siebie przytuleni.
- Chodźmy, mamy ich z głowy do rana. Koniecznie muszę zobaczyć ich miny po przebudzeniu – Ala pomachała mi i zniknęła w swojej sypialni.
……………………………………………………..............................

Wczesnym rankiem zostałem brutalnie obudzony przez rześką jak ptaszek przyjaciółkę. Zabrała mi nakrycie i odrzuciła ja do kąta. Potrząsała mną z uporem, aż otworzyłem oczy.
- Wstawaj leniu, już się budzą – wyciągnęła mnie z łóżka. – Mam dobry aparat w komórce. Zrobię im kilka pamiątkowych zdjęć. He he.
- Ja się ciebie normalnie zaczynam bać – jęknąłem i powlokłem się za nią. Uchyliliśmy drzwi do sypialni naszych imprezowiczów. Noah pierwszy otworzył oczy. Rozejrzał się ze zdumieniem po pokoju. Jak tylko zobaczył wtulonego w niego chłopaka uśmiechnął się delikatnie i pogładził go po jasnych włosach. W tym momencie Maciek obrócił się na bok, obejmując go zarówno ręka jak i nogą. Potarł policzkiem o jego nagą pierś i zamruczał z zadowoleniem. Coś mu jednak nie pasowało, bo uchylił powieki i wydał z siebie przeraźliwy pisk.
- Aaa…!  Co ty robisz w moim łóżku?! – Usiadł gwałtownie i zerknął pod kołdrę. – My chyba nie zrobiliśmy tego, co?! – zaczerwienił się nawet na szyi.
- Jestem gentlemanem – odparł spokojnie Noah – nie wykorzystałbym pijanego chłopaka. Chętnie jednak umówię się z tobą na randkę. Jesteś strasznie słodki.
- Na pewno? – Maciej dźgnął go palcem wskazującym w pierś. Po czym odskoczył jak oparzony. – W takim razie, gdzie się do cholery podziały nasze ubrania? – rzucił do mężczyzny podejrzliwie, niezupełnie przekonany jego wywodem. – Odbiło ci z tym umawianiem się? Jestem hetero i faceci mnie nie kręcą!
- Mój piękny kwiatuszku, jakbyśmy spędzili razem upojną noc, to byś na pewno tego nie zapomniał. A co do orientacji, to się zobaczy – roześmiał się Noah. Zwinnie się pochylił i cmoknął zaskoczonego chłopaka prosto w uchylone usta, po czym szybko zerwał się z materaca i umknął do łazienki. Widziałem jak skołowany kumpel siedzi z wybałuszonymi oczami jakby go sparaliżowało. Poruszał bezgłośnie ustami jak wyrzucona na brzeg ryba. Wreszcie otrząsnął się i wyszeptał ochryple.
- Ja pieprzę! Zostałem pocałowany przez faceta! Witaj tęczowy świecie! – zatkał sobie usta pięścią, najwyraźniej przerażony tym co powiedział. Włożył rękę pod kołdrę i zaczął z zatroskaną miną obmacywać swój tyłek.
............................................................................
Betowała kot_w_butach


13 komentarzy:

  1. Będę pierwsza... Jak zwykle upłakałam się ze śmiechu, zwłaszcza na końcu. Piotrek dobrze dogadał mężowi, bardzo dobrze. Nieco zniekształciłaś Noaha, ale w parze z Maciejem? 'Witaj tęczowy świecie', to od dzisiaj mój ulubiony cytat!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwie się, że Piotruś postawił takie ultimatum.Może przez to jego mąż się opamięta w końcu na pewno jeśli gorzej by szło jego mężowi to i tak by mieli kasę. OOO Noah i Maciek uuuu zapowiada się niezwykłe widowisko.Cudnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piotrek ma racje i stoję za nim murem no chyba że Dawid się opamięta. Co do Noah i Maćka no tu się robi ciekawie i jak na razie bardzo zabawnie:) Zobaczymy co z tego wyjdzie:) Dużo dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. to było piękne <3 zrób im randkęę *q*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jak zwykle wspaniały. A poranek naszych imprezowiczów był nie do opisania xD świetne !! Czyli Maciuś zmienia orientację tak? Yey trzymaj tak dalej,
    A co do Piotrusia i Davida, to malec ma rację, tylko praca i praca, a gdzie czas dla męża? Dobrze zrobił, niech potęskni i mam nadzieję, że zda sobie sprawę, że gdy ten przesiaduje całe dnie w pracy to Piotruś tęskni ;3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  6. przy akcji Noaha z Maćkiem ze śmiechu aż mi stanęły łzy w oczach xdd
    oby tak dalej! <3

    OdpowiedzUsuń
  7. haaah ostatnia scena w łóżku=mistrzostwo ;) pisz dalej, uzależniłam się od tego opowiadania *.*


    Magnolia

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie ma to jak przeczytać całe opowiadanie hurtem... Spłakałam się ze śmiechu, bardzo fajnie przedstawione postaci - szczególnie Piotruś... /już nigdy imię "Piotruś" nie będzie mi się "normalnie" kojarzyło!/ Życzę weny i mnóstwa wolnego czasu na pisanie nowych części! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały rozdział, strasznie podoba mi się to opowiadanie, już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.:) No w końcu Piotrek postawił jakieś ultimatum, mam nadzieję, że David dobrze to sobie przemyśli. Padłam ze śmiechu na samym końcu, niezła byłaby z nich para:) Życzę weny:) Piszesz cudnie:) Powodzenia:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mów ze z Maćka też zrobisz geja... W sumie fajnie by było xD Dobrze że Piotrek w taki sposób potraktował męża... Może Dawid zrozumie swoje błędy... A tak swoją drogą to przez Ciebie boli mnie brzuch od śmiechu ;p

    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Marines to nazwa własna Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych i jak każdą nazwę własną piszę się ją z wielkiej litery.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znalazłam tego błędu, gdzie ty to wypatrzyłaś?

      Usuń
  12. Hejeczka,
    cudnie, Noah i Maciek no może być... to przynajmniej Piotruś będzie miał spokój, dobrze że w końcu postawił ultimatum... ale ta scena z pieskami o tak bardzo mi się spodobała...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń