piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział 12


Obudziłem się rano z paskudnym smakiem w ustach i uciskiem w skroniach. Miałem kaca giganta. To był mój wielki dzień, a ja byłem wrakiem człowieka. Ślub miał się odbyć o siedemnastej. Do tego czasu musiałem zrobić się na bóstwo. Wstałem i pośpieszyłem do łazienki, jeśli można tak nazwać smętne człapanie. Zerknąłem w lustro, i aż się wzdrygnąłem. Wyglądała z niego gęba menela z osiedlowego baru. Czerwony nos, podkrążone, podpuchnięte oczy i cera przypominająca kolorytem dojrzałego nieboszczyka. – Brawo kretynie! Jak ty masz zamiar przetrwać dzisiejszą uroczystość? Kto ci kazał się tak schlać? – dotknąłem swoich dziwnie wyglądających włosów i wzdrygnąłem się z obrzydzenia. Pokrywała je jakaś niezidentyfikowana, różowa maź. Wszedłem pod prysznic i zacząłem się intensywnie szorować. Usiłowałem sobie przypomnieć wydarzenia z poprzedniego wieczora. Im więcej informacji do mnie napływało tym bardziej miałem ochotę zwiać i schować się w jakimś ciemnym kąciku. – Po co mi był ten durny wieczór kawalerski? Jak mogłem tarzać się w kisielu z nagimi facetami? Zupełnie mi odbiło! Najgorsze, że to właśnie Dawid mnie stamtąd wyciągnął i przywiózł do domu. Jak ja się mu teraz na oczy pokażę? Ciekawe czy można umrzeć ze wstydu?– jęknąłem i złapałem się za głowę. Wytarłem się, wciągnąłem na siebie jakiś dres i podążyłem do kuchni wyleczyć niezwykle popularną w naszym kraju dolegliwość. Włożyłem głowę do lodówki w poszukiwaniu czegoś pijalnego. Najlepiej z dużą ilością witaminy C. Poczułem jak ktoś klepie mnie po plecach. Odwróciłem się zbyt gwałtownie i straciłem równowagę. Noga przekrzywiła mi się w kostce i potworny ból dosłownie mnie sparaliżował.
- Aaaa ! – kwiknąłem i padłem wprost w ramiona Dawida.
- Co robisz pijaczyno! – warknął na mnie, obrzucając chłodnym spojrzeniem.
- Nic, wszystko w porządku – usiłowałem strugać bohatera, ale jak tylko stanąłem na tej nodze zdradzieckie łzy popłynęły mi po twarzy.
- Piotrek ,co się do cholery dzieje?! – wziął mnie na ręce i zaniósł na kanapę. – Pokaż! – złapał mnie za stopę i przyjrzał się jej uważnie. – Strasznie ci spuchła, musimy jechać do szpitala. Na razie przyłóż to – podał mi woreczek ze schłodzonym żelem, służący do zimnych okładów. – Zaczekaj tutaj – po kilku minutach wrócił z kluczykami od samochodu. Wziął mnie ponownie na ręce i zaniósł do garażu. Ostrożnie usadowił w aucie. Po pół godzinie siedzieliśmy już na ostrym dyżurze pod ambulatorium chirurgicznym. Dano nam koślawy wózek inwalidzki, który cały czas skręcał usilnie w lewo. Chyba planował zamach na moją drugą nogę. Kazano nam iść na prześwietlenie. Po zrobieniu pięknego zdjęcia wróciliśmy pod drzwi, gdzie kotłował się spory tłumek poszkodowanych w różnych wypadkach pacjentów. Narzekaniom nie było końca.  Wszyscy obrzucili nas ciekawskimi spojrzeniami. Każdy sposób na rozproszenie nudy podczas wielogodzinnego czekania jest dobry. Dawid na widok sporej kolejki złapał za telefon i wyszedł z nim na zewnątrz. Po chwili wrócił i usiadł obok mnie.
- Jak się czujesz? Zaraz nas przyjmą – pogłaskał mnie delikatnie po policzku.
- Przepraszam – wyszeptałem zawstydzony. – Jak ja teraz pójdę do ślubu? Znowu narobiłem ci kłopotów.
- Zaniosę cię głuptasie – narzeczony uśmiechnął się do mnie, chcąc mi dodać otuchy. W tym momencie drzwi się otworzyły i zobaczyłem w nich starą pielęgniarkę wyraźnie szukająca kogoś wzrokiem.
- Który to Czarnoryski? Doktor prosi – zebrany tłumek zaszemrał buntowniczo, kiedy zaczęliśmy przeciskać się do przodu.
- Jak to? -  poderwała się gruba blondyna. – Dopiero przyszli i już wchodzą? Co to za kumoterstwo uprawiacie? Złożę skargę!
- Cisza! – ryknęła pielęgniarka. – Jak zdenerwujecie doktora, to będą trzęsły mu się ręce, a ampułki ze znieczuleniem się kończą. Jeszcze rozbije jakąś i może dla któregoś z was zabraknąć leku. Macie pojęcie jak boli takie klamrowanie bez anestezji? – powiodła po zebranych groźnym spojrzeniem. Kilka osób zbladło i wycofało się do tyłu robiąc nam miejsce. Weszliśmy do środka. Przystojny chirurg wziął ode mnie kliszę i spojrzał na nią pod światło.
- Na szczęście to tylko skręcenie. Założę panu stabilizator i do wesela się zagoi – mrugnął do mnie porozumiewawczo taksując oczami moje ciało od stóp do głów z wyraźną aprobatą.
- Chyba jednak nie – jęknąłem kiedy nastawiał mi nogę. – Dzisiaj jest nasz ślub.
- Nie martw się śliczny – lekarz pogłaskał mnie uspokajająco po łydce i założył mi usztywnienie. – Damy ci eleganckie kule i jakoś dobrniesz do ołtarza. Jakby narzeczony się rozmyślił i nie chciał kaleki, to ja chętnie go zastąpię – wyszczerzył do mnie białe zęby.
- Czy na te wątpliwej jakości dowcipy też ma pan umowę z NFZ? A może zmieni pan zawód i zatrudni się w kabarecie?– burknął do niego niegrzecznie narzeczony. – Dosłownie wyrwał mnie z jego rąk, posadził na wózek i  pomaszerował do drzwi z wyniosłą miną.
- Dawid, przestań się puszyć. Znowu zachowujesz się jak brazylijski macho! – umościłem się wygodnie na fotelu jego najnowszego ferrari.
- Ty lepiej siedź cicho i mnie nie drażnij. Wstałem rano z mocnym postanowieniem sprawienia ci solidnego lania. Nie mam pojęcia jak to się stało, że o tym zapomniałem – posłał mi nieprzyjazne spojrzenie.
…………………………………………………………………………

Godzinę później przyjechała moja matka razem z garniturem i całą resztą akcesoriów. Zerknęła na mnie i załamała ręce.
-Piotrek, coś ty ze sobą zrobił? Mordka jak u ostatniego pijaczyny i noga w usztywniaczu. Będziesz miał ciekawe pamiątkowe zdjęcia – jęknęła teatralnie  po czym ostro zabrała się do pracy. Już po chwili leżałem ze szklanką soku pomidorowego w ręce. Na oczach miałem okłady z herbaty, a na twarzy maseczkę.
- To ohydne. Porzygam się po tym – wymamrotałem niewyraźnie.
- Cierp w milczeniu kochanie. Trzeba było wczoraj zachować umiar – pacnęła mnie w głowę. – Ten twój Dawid, to prawie święty – zarechotała niepoprawna rodzicielka. – Biedaczek nie ma chyba pojęcia co go czeka, a ja nie mam zamiaru go uświadamiać. Trafił mu się wyjątkowo kłopotliwy narzeczony.
- No wiesz, powinnaś być po mojej stronie, w końcu jesteś moją matką – nadąłem się, patrząc na nią spode łba.
- Piotrusiu, właśnie dlatego współczuję temu biedakowi. Ja opiekowałam się tobą przez dwadzieścia lat i wiem do czego jesteś zdolny – pstryknęła mnie w nos. – A teraz idź do łazienki i zmyj maseczkę. Będziesz miał buźkę jak niemowlaczek.- Znęcała się tak nade mną aż do popołudnia. Zmusiła do zjedzenia dwóch miseczek rosołku i wypicia kilku szklanek herbaty z dużą ilością cytryny. Trzeba przyznać, że po jej kuracji szalejący żołądek nieco się uspokoił. Po czym przystąpiła do ubierania mnie. Musiałem założyć błękitne stringi i podwiązkę w niezapominajki. Do tego biały garnitur i koszula oraz krawat w złote prążki. Taki sam miał mieć Dawid. Zerknąłem w lustro.
- Powiedz, dlaczego to ja muszę wyglądać jak panna młoda? W końcu też jestem facetem – naburmuszyłem się i pokazałem jej język.
- Lepiej nie, bo tylko cię zdenerwuję – spojrzała na mnie rozbawiona.
- Phi, jak nie chcesz to nie mów – wydąłem usta.
- Ja go uświadomię! – zawołała Ala wkraczając do pokoju. Nachyliła się do mojego ucha i szepnęła z kpiącym uśmieszkiem. – To bardzo proste Piotrusiu. Jesteś urodzonym uke. Będziesz tym na dole, rozłożysz dla niego nogi i dasz mu się przelecieć! Czego w tym nie rozumiesz?
- Jesteś diablicą nie przyjaciółką! Co mnie opętało żeby zrobić z ciebie moją druhnę? – poczerwieniałem na twarzy i rzuciłem się na nią z pełnym oburzenia okrzykiem, ale zostałem niestety powstrzymany przez matkę.
- Piotrek, ani się waż zniszczyć mojej kilkugodzinnej pracy – warknęła na mnie i uszczypnęła w ucho. – Za godzinę musimy być w urzędzie stanu cywilnego. Masz wyglądać jak z żurnalu. Nie będę się za ciebie wstydzić przed znajomymi – puściła mnie i podeszła do okna. – Wiesz co robią w ogrodzie ci robotnicy i dlaczego się tak tłuką w dzień twojego ślubu?
- Dawid powiedział, że to prezent. Mam tam nie węszyć. Będzie gotowy wieczorem. Wczoraj próbowałem tam zajrzeć, ale majster przegonił mnie na cztery wiatry.
……………………………………………………………………

Stałem pod drzwiami urzędu stanu cywilnego podpierając się kulami, przystrojonymi czerwonymi wstążeczkami w różowe serduszka. Po mojej lewej stronie stał ojciec, też najwyraźniej bardzo zdenerwowany. Niewątpliwie chciał wypaść jak najlepiej przed znajomymi i rodziną. Na mnie nie zwracał większej uwagi. Za mną mieli iść Ala z Maćkiem w charakterze drużbów. W końcu drzwi się otworzyły i rozległy się dźwięki marsza Mendelsona. Pokuśtykałem czerwonym dywanem wypatrując narzeczonego. Stał obok urzędniczki udzielającej ślubów i patrzył na mnie zachęcająco. Wyglądał tak przystojnie i męsko w czarnym garniturze, że nie mogłem oderwać od niego oczu. Ze wzruszenia coś złapało mnie za gardło. – Czy ten wspaniały mężczyzna rzeczywiście będzie należał teraz tylko do mnie? Czy naprawdę uda się nam stworzyć prawdziwą rodzinę? Przecież on mnie nie kocha, prędzej czy później przygrucha sobie jakiegoś faceta. Jak ja to zniosę? – zrobiło mi się smutno. Zerknąłem na niego jeszcze raz i zobaczyłem niepokój w jego oczach. Zorientował się, że coś jest nie w porządku i ruszył w moją stronę. Tego chyba nie było w planie, bo jego matka usiłowała go zatrzymać. Nie odrywając ode mnie czarnych źrenic podbiegł w ostatniej chwili, żeby mnie złapać. Oślepiony przez silne światła i stojące w oczach łzy, przepadłem przez dywan i kule wyślizgnęły mi się z drżących dłoni. Dawid wziął mnie na ręce i zaniósł na miejsce, podczas gdy wszyscy zebrani bili nam brawo.
- Przestań się zamartwiać głuptasie –szepnął mi na ucho. – Zrobimy na złość tym wszystkim plotkarzom i będziemy szczęśliwi. Zobaczysz – pokiwałem tylko głową, kręcąc się na wszystkie strony i przestępując z nogi na nogę. – Boli cię kostka? – spojrzał na mnie z troską. – Co się tak wiercisz?
- Ciekawe co ty byś zrobił, jakby podwiązka gryzła cię w udo, a majtki wpijały się w tyłek – wypaliłem bezmyślnie, dopiero w tym momencie zdając sobie sprawę z tego co powiedziałem. – O boże, ale ze mnie głupek! Powinno się mi zakleić usta! Mam nadzieję, że do nikogo więcej to nie dotarło. - Strasznie się zmieszałem, a Dawid zaczął się śmiać na cały głos. Zniecierpliwiona urzędniczka zaczęła chrząkać, dając nam do zrozumienia, że nie jesteśmy jedyną parą zaplanowaną na ten dzień.
- Witam państwa. Pozwólcie, że przystąpię do odczytania formuły. Czy ty Dawidzie Lutomirski bierzesz sobie za męża tego oto Piotra Czarnoryskiego i przysięgasz szanować, kochać  i opiekować się nim aż do śmierci? – rozległ się poważny, uroczysty głos kobiety.
- Tak – zabrzmiała stanowcza odpowiedź Dawida.
- Czy ty Piotrze Czarnoryski bierzesz sobie tego oto Dawida Lutomirskiego za męża i przysięgasz szanować go, kochać  i opiekować się nim aż do śmierci? – A ja stałem z otwartymi ustami nie mogąc wykrztusić ani słowa. Słyszałem z daleka ponaglające pomruki zgromadzonego tłumu, co jeszcze bardziej wyprowadziło mnie z równowagi. Narzeczony wziął moją lodowatą dłoń w swoją dużą rękę i delikatnie ją uścisnął. To dodało mi odwagi.
- Tak – odezwałem się cichutko, spoglądając na niego nieśmiało.
- Jeśli ktoś wie o jakiejś przeszkodzie dotyczącej tego małżeństwa, niech ją teraz ujawni lub zamilknie na wieki – kontynuowała urzędniczka. Odczekała minutę wodząc wzrokiem po zebranych gościach. – W takim razie ogłaszam was mężem i mężem! Może pan pocałować pana młodego - zwróciła się z uśmiechem do Dawida.
- Co oni sobie wszyscy myślą do diaska! Dlaczego uważają, że to ja jestem kobietą w tym związku? – myślałem obrażony. - Już ja wam pokażę kto tu jest macho – złapałem męża za podbródek i desperacko wpiłem się w jego usta. Zamrugał oczami zaskoczony, ale po sekundzie poddał się mojej woli. Wdarłem się do wilgotnego wnętrza i zacząłem ostrożnie badać podbite tereny. Pieściłem go delikatnie, wkładając w tą czynność całe swoje niewielkie umiejętności. Poczułem ogarniającą mnie rozkosz i rozlewające się po całym ciele ciepło. Ze wszystkich stron rozległy się gwizdy i śmiechy. To mnie natychmiast otrzeźwiło. Oblałem się ognistym rumieńcem i spuściłem wzrok na ziemię.
- Skarbie, to było bardzo miłe. Liczę, że w noc w poślubną ten zapał cię nie opuści – odezwał się rozbawiony mężczyzna. Wziął mnie ponownie na ręce i zaniósł wprost do czekającej na nas białej limuzyny. Goście powsiadali do przygotowanych dla nich autobusów i podążyli za nami. Wesele miało odbyć się w Hotelu Hilton. Zorganizowały go obie nasze matki. W sumie to nie wtrącaliśmy się do tego. Rodzice chcieli zabłysnąć przed elitą i naprawdę zaszaleli. Na żadnym z nas nie zrobiło to jednak wrażenia. Byliśmy tylko marionetkami w tym przedstawieniu. Mieliśmy ładnie wyglądać i robić, co nam każą. Swoim wypadkiem popsułem im nieco szyki. Widać było, że rodzice robią dobrą minę do złej gry, ale tak naprawdę są na mnie bardzo wściekli. Nikt mnie nie zapytał jak się czuję i czy poradzę sobie z wyznaczoną mi rolą. Przez następne kilka godzin odbieraliśmy gratulacje, bawiliśmy kilka setek zgromadzonych gości. Większości z nich nawet nie znałem. Około północy byłem już tak zmęczony, że z trudem się odzywałem. Kiedy zachwiałem się na nogach podszedł do mnie ojciec i syknął mi do ucha.
- Nie waż się tutaj zemdleć – uszczypnął mnie mocno w bok. Na pewno zostanie mi spory siniak. – Nie pozwolę, abyś ośmieszył mnie przed gośćmi – w tym momencie ktoś złapał go za rękę.
- Jeszcze raz go pan dotknie i inaczej pogadamy – warknął do niego mój mąż wchodząc między nas. – Co z pana za ojciec? Nie widzi pan, że on ledwo żyje – skinął na potężnego ochroniarza, który natychmiast wziął mnie na barana. Dyskretnie wymknęliśmy się tylnym wyjściem porzucając bawiących się gości. Pojechaliśmy wprost do naszego domu. Bodygard zaniósł mnie do sypialni i posadził na łóżku. Dawid usadowił się obok mnie szeroko ziewając.
- Ciężki dzień – pogłaskał mnie po policzku.
- Szkoda gadać – wymamrotałem z trudem i opadłem do tyłu na materac w garniturze i butach. Mężczyzna niespodziewanie zrobił to samo. Chyba też miał już dość.
- Odpoczniemy na chwilę – szepnął mi do ucha przytulając mnie do siebie. Minutę leżał bez ruchu, a następnie zaczął chrapać. Zdjąłem buty i położyłem mu głowę na piersi.
- Dawid?
- Hm? – mruknął nieprzytomnie.
- Wiesz, że to nasza noc poślubna?
- Zrobimy sobie poślubny poranek. Ok? – zamknął mnie w swoich ramionach i natychmiast zasnął. Wkrótce dołączyłem do niego cicho posapując.
........................................................................................
Betowała kot_w_butach


poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Rozdział 11


Ten diabelski budzik wściekle dzwonił, a ja nie miałem siły podnieść się z posłania. Pogoda za oknem wyglądała paskudnie. Krople deszczu bębniły o szyby. Było szaro i ponuro. Leżałem sobie pod puszystą kołderką i coś ciepłego tuliło się do moich pleców. Odwróciłem głowę i ze zdumieniem zobaczyłem przystojną twarz Dawida, który mruczał coś do siebie przez sen z niezwykle zadowoloną miną. Zamrugałem oczami. – Jeny, ile ja wczoraj wypiłem tej wódy, że nadal mam zwidy? Chyba powinienem zostać abstynentem, bo po kielichu przydarzają mi się same dziwne rzeczy. – Uszczypnąłem się mocno w rękę, chcąc powrócić do rzeczywistości. Niestety nic to nie dało. Facet za żadne skarby nie chciał zniknąć.
– Chwila! To dzieje się naprawdę! – usiadłem gwałtownie. – Co ty do cholery robisz w moim łóżku?! – Zajrzałem przerażony pod nakrycie – I dlaczego obaj jesteśmy nadzy?!
- Piotrusiu, skąd u ciebie tyle energii o tak wczesnej porze? – narzeczony przetarł zaspane oczy. – Chcesz, to zrobimy razem poranną gimnastykę? – dodał z przebiegłym uśmieszkiem pakując mi rękę między nogi.
- Aaaa… zboczeniec! Człowieku, ty chyba powinieneś zacząć się leczyć! Jeszcze oczu nie otwarłeś, a już myślisz o bzykaniu. To chyba jakaś choroba czy coś?! – wyskoczyłem z piskiem z łóżka i pognałem do łazienki ścigany jego rechotem. Wszedłem pod prysznic i puściłem zimną wodę, aby nieco ochłonąć po tych niespodziewanych emocjach. Za godzinę miałem być na uczelni. – Kurcze, przez tego drania nie zdążę nawet zjeść śniadania. Jak to się stało, że znowu mu uległem? Przecież mężczyźni nigdy mi się wcześniej specjalnie nie podobali. Może to alkohol zmienia jakoś chwilowo moją orientację? – Ostatnio sam siebie nie poznawałem. Zaskakiwałem się na każdym kroku. W łazience trochę mi zeszło. Marudziłem specjalnie bojąc się, że tam za drzwiami nadal czai się mój niedopieszczony narzeczony. Kiedy wyszedłem odetchnąłem z ulgą. Dawida już nie było. Na pewno poszedł do biura.
………………………………………………………………………

Po dziesiątej mieliśmy na szczęście długą przerwę. Mój żołądek strajkował już na całego. Głośno burcząc domagał się śniadania. Ala z Maćkiem słysząc te odgłosy nabijali się ze mnie całą drogę do baru.
- Piotrek, co wyście robili całą noc, że znowu spóźniłeś się na wykłady? – zapytała Ala z błyszczącymi z ciekawości ślepkami.
- Nic takiego! – starałam się przybrać jak najniewinniejszą minkę. – Wytłumaczył mi tylko pewną niezrozumiałą kwestię – niestety zdradliwy rumieniec wpełznął na moje policzki.
- Jaja sobie robisz? – kwiknął radośnie Maciek. – Udało ci się tak urobić tego faceta, że teraz pomaga ci w lekcjach?
- O męska głupoto! – dziewczyna spojrzała pogardliwie na chłopaka. -  Piotrusiu – zaczęła podejrzanie słodko. – Może nam powiesz o co chodziło. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi i chętnie też cię wesprzemy – dosłownie przyparła mnie do muru i zajrzała głęboko w oczy. Kręciłem się i wierciłem nie wiedząc jak mam wybrnąć z tej sytuacji.
- Eee… oglądałem telewizję i tam twierdzili, że pewne zachowania mogą być przyjemne, ale dla mnie wyglądały odrażająco – lekko się jąkałem, bojąc się czymś zdradzić przed przyjaciółką.
- A dokładniej – nie odpuszczała Ala.
- No na przykład ciągniesz kogoś za ucho. Większość osób to boli, ale znajdą się i tacy którym sprawi to przyjemność.
- Chcesz powiedzieć, że Dawid przez pół nocy ciągnął cię za ucho, a ty jęczałeś z zachwytu. Piotrek, to ja, twoja stara kumpela – popukała mnie w czoło - Nie wciskaj mi tu takiego kitu.
- Zostaw tego biedaka w spokoju. Chcesz żeby zszedł na zawał tuż przed swoim ślubem. Przez ciebie spocił się jak mysz – Maciek odsunął ją na bok i pociągnął mnie w stronę baru. – Lepiej powiedz, co chcesz dostać w swój wieczór kawalerski.
- Niespodziankę! – stwierdziłem stanowczo.
- Jesteś pewien maluchu? – Ala zmierzyła mnie wzrokiem z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
- Nie przestraszysz mnie jędzo. Jestem prawdziwym facetem i niczego się nie boję! – pokazałem jej język. Wypiąłem dumnie pierś, chcąc wyglądać bardziej męsko. Ale gdzieś na dnie swojej duszy poczułem lekką obawę. Ta dziewczyna niebyła całkiem normalna. Nawet Tolkien mógłby jej pozazdrościć pokręconej wyobraźni. Właściwie to była zdolna do najdzikszych pomysłów. – Wiesz, nie musicie się specjalnie wysilać. Miły wieczór przy piwie zupełnie mi wystarczy. – Zacząłem ostrożnie się wykręcać.
- Nie martw się już moja w tym głowa, żebyś się dobrze bawił! – Ala walnęła mnie po przyjacielsku w plecy.
- Tego właśnie się obawiam – mruknąłem cicho do siebie.
……………………………………………………………………

Minęło dziesięć dni i zupełnie zapomniałem o tamtej rozmowie. Przyjaciele więcej do tematu wieczoru kawalerskiego nie wracali, doszedłem więc do wniosku, że przystali na moją skromną propozycję. Wracałem właśnie z zakupami do domu. Po drodze minął minąłem lokaja Aleksa. Przeszedł obok mnie bez słowa. Obrzucił jedynie pogardliwym spojrzeniem napakowane siatki. Nagle z bocznej uliczki wyjechał z piskiem opon samochód z zaciemnionymi szybami. Wyskoczyło z niego czterech zamaskowanych facetów i rzuciło się na mnie. Nie miałem żadnych szans. Nie zdążyłem nawet kwiknąć. W ciągu kilkunastu sekund znalazłem się w limuzynie. Zakneblowano mnie, zawiązano oczy i uprowadzono w nieznanym kierunku. Po pół godzinie samochód zatrzymał się. Byłem już cały zdrętwiały ze strachu. – To pewnie jacyś gangsterzy porwali mnie dla okupu. Znowu wyjdę przed Dawidem na idiotę, co nawet do domu dojść bezpiecznie nie umie. Daj boże, żeby nie chcieli tylko czegoś więcej oprócz pieniędzy – myślałem przerażony. Zostałem wyciągnięty jak pakunek i wniesiony do jakiegoś dużego, sądząc po echu, pomieszczenia. Zdjęto mi knebel, następnie odsłonięto oczy. Było dość ciemno i niewiele widziałem. – Jeny, to jakiś nocny klub. Zawieźli mnie do burdelu! Trafiłem w ręce handlarzy żywym towarem ! – zrobiło mi się słabo ze strachu. Właśnie miałem zamiar wytwornie zemdleć, kiedy włączyły się wszystkie światła.
- Niespodzianka! – wrzasnęli wesoło zebrani na sali przyjaciele i znajomi ze szkoły, a ja chwyciłem się za serce. – Wszystkiego najlepszego! – krzyknęła przez mikrofon uśmiechnięta Ala i włączyła muzykę. Wkrótce przede mną ustawiła się kolejka. Kumple po kolei składali mi życzenia i wręczali prezenty, które odkładałem na stojący obok mnie stolik. Kiedy tradycji stało się zadość przyjaciółka jeszcze raz weszła na podest.
- A teraz bawmy się! Ta noc należy do nas. Piotrusiu korzystaj, bo to ostatni dzień twojej wolności! – dyskdżokej włączył skoczną muzykę i ludzie zaczęli pląsać. Trzeba było przyznać, że koledzy stanęli na wysokości zadania. Impreza była świetnie zorganizowana. Śliczne kelnerki podawały alkohole i przekąski. Barman zrobił pokaz przyrządzania drinków i żonglerki kieliszkami. Kiedy po dwóch godzinach na podest weszli chipendejsi towarzystwo było już porządnie zawiane. Chłopcy z zespołu okazali się naprawdę wspaniali. Nie tylko świetnie wyglądali, ale jeszcze byli świetnymi tancerzami. Zrobili dla nas, profesjonalny striptiz, a ludziom, aż oczy powychodziły na wierzch z wrażenia. Kiedy zostali już w samych skąpych stringach zapowiedzieli atrakcje wieczoru. Podest do tańca zapadł się w dół, a na jego miejscu powstał spory basen wypełniony po brzegi różowym kisielem.
- Zapraszamy wszystkich chętnych do zapasów. Zabawa polega na wypchnięciu przeciwnika z powrotem na parkiet – mężczyźni weszli do środka i zanurzyli się w lepkiej mazi. Oczywiście chętnych do wygłupów nie brakowało. Dziewczyny pozrzucały bluzki, a chłopcy koszule i z piskiem zaczęli wskakiwać do basenu. Ala złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Wpadliśmy dokładnie między nagich tancerzy, którzy rzucili się na nas z bojowymi okrzykami. – Boże, ale kręci się mi w głowie. Dawid mnie zabije jak w tym stanie wrócę do domu! – To była moja ostatnia trzeźwa myśl. Z każdą chwilą przepychanki coraz bardziej mi się podobały. Śliskie ciała chłopaków wiły się wokół, a mnie zrobiło się niesamowicie gorąco. Chichotałem jak szalony próbując złapać któregoś z nich. Właśnie miałem przed nosem nieźle umięśnione udo jednego z czipendejsów i miałem zdecydowany zamiar go złapać, kiedy czyjeś silne dłonie podniosły mnie do góry i potrząsnęły.
- Kurna Piotrek, tym razem to ja cię naprawdę zabiję! – przez gęste, alkoholowe opary przedarł się wściekły głos mojego narzeczonego.
- Dawid? Chodź, pomożesz mi go złapać! Ma takie apetyczne nóżki – z beztroskim, pijackim uśmiechem spojrzałem mu w oczy.
- Ostatnim razem przysięgałeś, że już się nie napijesz wódki! – potrząsnął mną jeszcze raz.
- To ostatni dzień mojej wolności! – wybełkotałem z trudem. – Nie możesz mi zabronić. Poza tym to był szampan nie czysta, dotrzymałem więc słowa! Ha! I co ty na to? – złapałem go za szyję dla utrzymania równowagi.
- Jesteś okropny! Jak możesz macać się z obcymi facetami tarzając jak prosiak w kisielu. To ohydne! – warknął na mnie rozgniewany mężczyzna.
- Dawidku, nie bądź  zazdrosny! – wyszczerzyłem się do niego. – Jak zrobisz dla mnie taki striptiz jak oni, to też się z tobą pomacam. Ale musisz ściągnąć majteczki. Wiesz, oni nie byli całkiem w porządku  – ciągnąłem rozczarowanym tonem, nie zauważając nawet, że narzeczony zaczyna zgrzytać zębami. - Nie rozebrali się do końca. Hep! – czknąłem, a gaz z wypitego alkoholu wyleciał mi nosem.
- Nie dotykaj mnie pijaczyno – osunął mnie na odległość ramienia.
- Daj spokój, on jest kompletnie zalany, bierzemy go i wracamy do domu – usłyszałem obok głos Aleksa, najlepszego przyjaciela Dawida.
- Ja się tak martwiłem, że stało mu się coś złego, a ten mały łajdak zwyczajnie zaimprezował. Nie raczył nawet zadzwonić, gdzie się podziewa. Niech no tylko wytrzeźwieje! – mężczyźni wzięli mnie pod pachy i powlekli do limuzyny. – Cholera, cały się lepi. Zaświni mi auto.
- Przestań narzekać, ciesz się, że chłopakowi nic się nie stało, a to nie było prawdziwe porwanie – odezwał się Alek. Usadzili mnie między sobą. Dziwne, ale zupełnie straciłem siłę w rękach. Zarzucało mnie to na jedną, to na druga stronę jak szmacianą lalkę. Najpierw wpadłem na Dawida, lecz ten ofuknął mnie brzydko.
- Odczep się upaprańcu! Zniszczyłeś mój nowy garnitur od Armaniego! – ustawił mnie do pionu krzywiąc się paskudnie. Gdy samochód skręcił w prawo poleciałem z kolei na Alka i wylądowałem z głową na jego kolanach. Mężczyzna wyraźnie rozbawiony pogłaskał moje włosy.
- Ty mnie przynajmniej lubisz – podniosłem się niepewnie i pocałowałem go siarczyście w policzek. – Wiesz, on jest dziwny – wskazałem na narzeczonego. – Normalnie, to klei się do mnie jak druga skóra i od rana do wieczora myśli tylko o bzykaniu. A jak mu powiedziałem w klubie, że dam mu się pomacać jak zrobi dla mnie striptiz i zdejmie majteczki to się obraził. Zupełnie go nie rozumiem. Hep! – znowu te głupie bąbelki. Szampan to samo zło. Nie ma jak krajowe wyroby.
- Przesuń się do cholery! – usłyszałem niezbyt wyraźnie głos Dawida. Alek ryknął śmiechem, ale przesiadł się i zajął miejsce obok przyjaciela. Teraz to mój narzeczony siedział w środku łypiąc na nas obu groźnie czarnymi oczyma.
- Kochanie nie denerwuj się, bo ci żyłka pęknie. Po co zabrałeś mnie z takiej fajnej imprezy? – pociągnąłem go za ucho. – Za to, że jesteś takim straaasznym nnudziarzem nie pokażę ci mojej kkolekcji stringów – jąkałem się ziewając szeroko. - Wczoraj kupiłem takie piękne, koronkowe w kolorze złotej czekolady. Sprzedawca był bardzo uprzejmy i powiedział, że są zupełnie jak moje oczy. Dał mi nawet rabat.
- Piotrusiu, bądź lepiej cicho – śmiał się Aleks, zupełnie się nie przejmując wściekłą miną przyjaciela – strasznie sobie grabisz. Dawida za chwilę jasny szlag trafi. Nie chciałbym być jutro w twojej skórze.
-W takim razie dobranoc – poklepałem narzeczonego po ramieniu i wygodnie ułożyłem na nim głowę. Przytuliłem się do jego ciepłego boku i zamknąłem oczy. Zasnąłem kamiennym snem w jego bezpiecznych ramionach.
.............................................................................................................
Betowała kot_w_butach

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział 10



Wyciągnąłem z szafy stare, obtargane jeansy i jakiś ciasnawy podkoszulek. Spodnie wyglądały trochę dziwnie. Były nieco krótkie i ledwie dopiąłem je w pasie. – Chyba urosłem. Strasznie się zrobiły opięte. -Udałem się do kuchni. -  Trzeba będzie przyrządzić jakieś śniadanko. Ciekawe czy Dawid jeszcze śpi? –Gotowanie było moją mocną stroną. Lubiłem to robić. Miałem nawet własną książkę z przepisami. Postanowiłem zrobić omlety z pieczarkami .Ubrałem fartuszek w zajączki. Założyłem słuchawki na uszy i puściłem muzyczkę. Żywa piosenka Shakiry była w sam raz na dobry początek dnia.  Kręciłem tyłeczkiem usiłując naśladować wokalistkę i jednocześnie przygotowywałem posiłek. Wkrótce całe pomieszczenie napełniło się apetycznym zapachem smażonego boczku i grzybków. Nagle coś walnęło mnie w plecy i poturlało się na podłogę. Ktoś rzucił we mnie jabłkiem. Wyłączyłem muzykę. Odwróciłem się i zobaczyłem Dawida z wielkim bananem na twarzy, wpatrującego się z zafascynowaniem w mój tyłek.
- Piotrusiu, bądź dobrym samarytaninem i podziel się posiłkiem – po czym westchnął ciężko z miną męczennika. – Widzę, że przez najbliższe dwa tygodnie będę musiał ćwiczyć silną wolę.
- Sądząc po tym co się dzieje – zerknąłem na jego mocno zaciśnięte uda – to raczej będziesz trenował swoją prawą rękę, no chyba, że robisz to lewą.
- Gdybyś miał naprawdę dobre serce, to zrobiłbyś mi małą przysługę, tak jak wczoraj –  spojrzał na mnie pożądliwie.
- Wczoraj, to była chwila słabości. Taki dzień dobroci dla zwierząt – zarumieniłem się i pokazałem mu język.
- Ale z ciebie przewrotna bestyjka! Wkładasz najciaśniejsze spodnie jakie masz, opinające cię jak druga skóra. Potem wymachujesz przede mną tą zgrabną dupcią, by wreszcie stwierdzić, że mam się objeść smakiem. Jesteś naprawdę okrutny – drań popatrzył na mnie smutno, jak zraniony szczeniak.
- Nie przesadzaj – postawiłem przed nim talerz z omlecikiem. – Masz tu jedzonko pierwsza klasa. – Oderwałem kawałek i włożyłem mu wprost do buzi. – Zamilknij choć na dziesięć minut. Czy ty nie potrafisz myśleć o niczym innym tylko o bzykaniu?
- Piotruś, jestem zwyczajnym facetem. O czym mam myśleć mając przed oczami coś takiego?! – klepnął mnie znienacka w pośladek i lekko uścisnął.
- Aaa.. - kwiknąłem i odskoczyłem do tyłu. Złapałem swoją porcję i popędziłem z nią po schodach do sypialni. Usiadłem na łóżku. Tu przynajmniej będę mógł zjeść w spokoju z daleka od lepkich rąk narzeczonego. Poczekałem z godzinę, aż pójdzie do pracy i zszedłem na dół. Otwarłem szeroko okno w salonie. Z pobliskich krzaków dobiegł mnie jakiś pisk. Przeskoczyłem przez parapet wprost do ogrodu. Zaciekawiony zacząłem przeszukiwać zarośla. Po chwili do moich uszu dotarła interesująca rozmowa.
- Bodi, naprawdę widziałeś Kamila? Musiał przeczytać w gazetach zawiadomienie o ślubie Dawida.
- Będzie draka jak się zjawi. Piotrek chyba o nim nie wie!
- No to się dowie! Braciszek już dawno powinien mu opowiedzieć o swoim kochasiu.
- Ojciec się wścieknie. Nie znosi tego palanta!
- Faktycznie może być ostro. Chodźmy do domu. Za chwilę zaczną nas szukać.- Usłyszałem jak się oddalają. – No, no nieładnie. Zdaje się, że narzeczony ma sporo tajemnic, które przede mną ukrywa. Muszę go pociągnąć za język na temat tego, mam nadzieję, byłego chłopaka. Jeśli się okaże, że mnie oszukuje i na boku ma jakiegoś mena, to marny jego los! – podreptałem do domu w bojowym nastroju. Wszedłem do salonu i stanąłem jak wryty. Na kanapie siedział rozwalony obcy facet i uśmiechał się do mnie kpiąco. Przystojny był, nie powiem. Kędzierzawy rudzielec, o pięknej brzoskwiniowej cerze, tak rzadkiej wśród ludzi tego typu. Paznokcie miał wypiłowane i pomalowane jak jakaś panna. Spojrzał na mnie wyniośle i machnął wypielęgnowaną ręką jak na psa.
- Hej mały, gdzie jest Dawid? Mam do niego ważną sprawę. Zrób mi coś zimnego do picia, bo konam z pragnienia.
- Kim pan jest i co tutaj robi? – spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Jesteś tu nowy, prawda? Nazywam się Kamil Warski i chciałbym się zobaczyć z panem Lutomirskim. Pieski mnie dobrze znają, dlatego nie szczekały.
- Nie ma go w domu – rzuciłem chłodno. – Myślę, że powinieneś już wyjść – specjalnie zwróciłem się do niego na ty.
- Nie jesteś służącym? – obrzucił mnie zaciekawionym wzrokiem. – A może jesteś tym narzeczonym, co mu go ojciec podobno wynalazł? Myślałem, że stary ma lepszy gust! – obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem. – Biedny Dawid miał takie ciacho, tu wymownie wskazał na siebie, a wylądował ze smarkatym kocmołuchem. On naprawdę zamierza pokazywać się tobą na salonach?
- Natychmiast przeproś! – warknąłem do niego gniewnie.
- Niby za co? Toż to sama prawda! – rzucił mi kpiące spojrzenie.
- Ale ty masz tupet! Wchodzisz bez zaproszenia do mojego domu i jeszcze mnie obrażasz?! – Krew się we mnie zagotowała. Złapałem za leżącą na kredensie patelnię i walnąłem go nią w durny łeb, aż zadźwięczała.
- Oo.. – wrzasnął piękniś. Nawet nie próbował stawić mi czoła. Rzucił się do panicznej ucieczki. – O nie, za tego kuchtę ,tak szybko mu nie odpuszczę! Stłukę tchórza na kwaśne jabłko! – popędziłem za nim potrząsając groźnie patelnią. Temu durniowi ze strachu pomyliły się chyba kierunki, bo zamiast do bramki poleciał w druga stronę. Wpakował się wprost w ślepy zaułek. Przed sobą miał mnie, prychającego ze złości i wymachującego ciężkim garem, a za sobą domek dla ogrodowych pawi. Niewiele myśląc wpadł do środka i zatrzasną drzwi. Wziąłem stojące pod szopą grabie i podparłem nimi klamkę.
- Posiedź tam sobie trochę! Jak się trochę odchamisz i zdecydujesz się mnie przeprosić, to krzycz!
- Zapłacisz mi za to gówniarzu! Niech no tylko stąd wyjdę!
- Ale się boję! Zwiewałeś, aż miło było popatrzeć! Uważaj na ptasie kupki, łatwo się na nich poślizgnąć. Nie będę ci potem płacić odszkodowania, jakbyś coś sobie złamał. – Dobry humor zaczął mi powoli wracać. Ryms, usłyszałem łomot i paskudne przekleństwa.
- Najwyraźniej  przystojniaczek dobrze się bawi. Nie będę mu przeszkadzać – powiedziałem do siebie i poszedłem do domu. Napuściłem wody do wanny i zrobiłem sobie długą relaksującą kąpiel. Potem udałem się na zakupy w pobliskim supermarkecie i zabrałem się za przygotowywanie obiadu. Za trzy dni będę musiał wrócić do szkoły. Na razie porozpieszczam trochę narzeczonego. Może jak zapełni brzuch, przestanie ciągle myśleć jak mnie zaciągnąć do łóżka. Zajęcia domowe tak mnie wciągnęły, że zupełnie zapomniałem o zamkniętym w komórce Kamilu. Późnym popołudniem, kiedy zaczęło się już zmierzchać wrócił do domu Dawid wraz ze swoim ojcem.
- Nie złość się Piotrusiu, że przychodzę tak bez zapowiedzi. Przyniosłem ci kontrakt małżeński. Przeczytaj go sobie dokładnie zanim go podpiszesz – podał mi grubą kopertę. – Co tak pięknie pchnie?
- To nic specjalnego. Kurczak w rozmarynie z pieczonymi ziemniaczkami i zupa ogórkowa. Może zje pan z nami? – zaprosiłem go do kuchni, gdzie nakryłem dla dwóch osób. Dołożyłem talerz także dla niego.
- Nie wiem czy powinienem? – pan Benedykt spojrzał niepewnie na syna.
- Siadaj tato. Piotr naprawdę nieźle gotuje – zachęcił go Dawid.
- Nieźle? Też coś! Jestem mistrzem patelni – prychnąłem na niego urażony. – O boże, patelnia!! Zupełnie o nim zapomniałem! – zerwałem się na równe nogi. Popędziłem jak szalony do szopki dla pawi. Za mną biegli zaniepokojeni Lutomirscy.
- Mały, co znowu zmalowałeś? – krzyknął za mną Dawid. Kiedy dotarłem na miejsce zabrałem grabie i otwarłem drzwi. Namacałem włącznik, pstryknąłem i stanąłem jak wmurowany. Na grzędzie siedział Kamil cały wypaprany ptasimi odchodami. Musiał przewrócić się dobre kilka razy. Nie przypominał już wcale tego pięknisia z poranka. Pojękiwał cicho trzymając się za serce. Na mój widok nagle się ożywił. Oczy zabłysły mu jak u złego wilka.
- Jeszcze mi za to zapłacisz! Nie zostawię tak tego! Zamienię twoje życie w piekło! – otrzepał się, krzywiąc nosem od otaczającego go smrodu. Minął naszą trójkę dumnym krokiem, nie zaszczycając nas więcej spojrzeniem. Kiedy bramka się za nim zamknęła Lutomirscy popatrzyli na mnie ze zgrozą.
- No co? Wlazł tu bez zaproszenie i mnie obraził. Nie chciał przeprosić, więc postanowiłem dać mu nauczkę! Nabiłem mu tylko jednego, małego guza – zrobiłem minę skrzywdzonej niewinności.
- Jesteś o wiele groźniejszy niż na to wyglądasz – roześmiał się pan Benedykt.
- Po jakie licho go tam zamknąłeś? – jęknął narzeczony.
- Sam tam wlazł. Naprawdę! A potem o nim całkiem zapomniałem. Myślisz tylko o tym Kamilu. Ja już się dla ciebie wcale nie liczę – ułożyłem usta w podkówkę.
- Och, już dobrze. Tylko mi tu czasem nie rycz. Chodźmy lepiej dojeść ten obiad – Dawid złapał mnie za rękę i pociągnął do domu.
- Bojowe z ciebie maleństwo! – chichotał nadal, idący za nami pan Lutomirski.
- Tato, wiem, że nie lubisz Kamila, ale mógłbyś przestać podpuszczać Piotrka. On jest kompletnie nieprzewidywalny. Jeszcze coś głupiego wpadnie mu do tej jasnej główki – narzeczony odwrócił się do ojca popatrzył na niego z dezaprobatą.
………………………………………………………………………

Wieczorem Dawid zamknął się w swoim gabinecie mrucząc pod nosem, że ma jeszcze trochę pracy. Byłem już odrobinę śpiący. Poszedłem pod prysznic. Po wyjściu przebrałem się w pasiastą piżamę, którą dla kawału kupili mi przyjaciele na urodziny. Każdy prążek był w innym, odblaskowym kolorze. Kiedy się na nią patrzyło z bliska dosłownie mieniła się w oczach. Trochę się nudziłem. Zacząłem rozmyślać jak będzie wyglądała nasza noc poślubna. Nadal nie miałem pojęcia jak wygląda pełny stosunek. Może jednak lepiej byłoby się czegoś na ten temat dowiedzieć. Zgasiłem światło, włączyłem komputer i zacząłem szukać odpowiednich stron. Znalazłem film porno z dwoma młodymi chłopakami, nie wyglądającymi na bardzo doświadczonych. Jeden z nich był nawet do mnie podobny. Położyłem się na łóżku i z zaciśniętymi zębami zacząłem go oglądać. Wkrótce poczerwieniałem na twarzy, a w spodniach zrobiło się jakby ciaśniej. Nie wytrwałem jednak zbyt długo. Kiedy aktorzy zostali nadzy, ogromnie zażenowany zatrzymałem film. – Nie, całkiem na  trzeźwo nie obejrzę tego do końca – wstałem i wymknąłem się po cichutku do salonu. Nalałem sobie całą szklankę whisky z lodem i wróciłem do sypialni. Ulokowałem się w pościeli. Pociągnąłem porządny łyk i włączyłem z powrotem pornola. Kilka minut leżałem spokojnie, ale gdy jeden chłopak włożył drugiemu do pupy palec krzyknąłem zaskoczony.
- Eee..jakieś bujdy! Przecież to na pewno go boli! – poczułem jak ktoś siada obok mnie. Zobaczyłem roześmianą twarz Dawida spoglądającego to na ekran, to na alkohol w mojej ręce.
- No proszę, widzę, że doskonale się bawisz. Piotrek w co ty się ubrałeś? Od tych pasków można dostać zawrotów głowy.
- Widziałeś to? Z czego on się tak cieszy? Co też ci reżyserzy nie wymyślą, aby przyciągnąć uwagę! – procenty wyraźnie uderzyły mi do głowy. Normalnie coś takiego nie przeszło by mi przez usta.
- Hm, to trudno wytłumaczyć. Musiałbym ci zademonstrować – mężczyzna zwinnie złapał mnie w talii i przekręcił na brzuch.
- Puszczaj draniu – zacząłem się szarpać przestraszony.
- Spokojnie, nie zabiorę co twojego cennego wianka – ściągnął ze mnie bluzkę od piżamy i zsunął na uda spodnie. – Przestań myśleć. Zamknij oczy i się rozluźnij. Potraktuj to jak masaż – mruczał niski głosem do mojego ucha. Poczułem jak zaczyna uciskać delikatnie mięśnie moich pleców jednocześnie całując i liżąc mi kark. Słyszałem posapywania na ekranie i namiętne okrzyki aktorów. Mój penis zaczął gwałtownie domagać się większej uwagi. Otarłem się niecierpliwie o prześcieradła. Dawid zsunął dłonie na pośladki. Gładził je i masował mrucząc z zachwytu. Pociągnął wyżej moje biodra tak, że klęczałem z wypiętym tyłeczkiem i rozpaloną buzią ukrytą w poduszce. Zawstydzony swoją śmiałą pozycją chciałem mu umknąć, ale mi na to nie pozwolił. – Kochanie, jesteś taki śliczny. Pozwól mi się podziwiać. Nie masz pojęcia jaką sprawiasz mi przyjemność. – Jeden z jego palców, nawilżony jakimś olejkiem, zaczął zataczać kółeczka wokół mojego wejścia. Ostrożnie drażnił zaciśniętą dziurkę. – Dobrze ci? Mogę włożyć do środka?
- Aaa … - jęknąłem , a moje ciało zadrżało, kiedy poczułem jak się we mnie zagłębia. Kręcił nim na wszystkie strony jakby czegoś szukając. Nacisnął coś wewnątrz mnie i zobaczyłem gwiazdy. Wypiąłem się mocniej, aby spotęgować doznanie.
- Podoba ci się? Chcesz więcej? – zapytał ochryple Dawid.
- Ttak, jjeszcze – wyjąkałem z trudem. Cały byłem pragnieniem i pożądaniem. Musiałem jakoś ugasić ten ogień, który we mnie zapłonął. Mężczyzna dołożył powoli drugi i trzeci palec. Przyśpieszył tempo. Teraz już uderzał mocno w moją prostatę, a ja skomlałem i wiłem się pod nim, błagając o więcej. W końcu wygiąłem się w łuk i nadeszło upragnione spełnienie. Wytrysnąłem gwałtownie i opadłem na pościel w poorgazmowych dreszczach. Narzeczony tymczasem posapywał cicho i pocierał nabrzmiałym członkiem o moje pośladki. Nawet nie wiem kiedy zdążył się rozebrać. Wkrótce i on krzyknął i opadł na łóżko przytulając mnie do siebie.
- Jak  tam skarbie, czy zdołałem cię przekonać do tej pozycji? – pocałował mnie w szyję.
- Myślę, że tak. Na filmie nie wyglądało to tak ekscytująco – odwróciłem się do niego i wpiłem się mu w usta. Rozchylił je ulegle pozwalając mi robić z nimi wszystko na co miałem ochotę.
...............................................................................
Betowała kot_w_butach

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział 9


MartwyDzemik – Przepraszam, że przekręciłam twój nick. Nie chciałam cię bynajmniej urazić. Niestety wcale nie jest mi przykro, bo było to świadome działanie. Jak pierwszy raz przeczytałam twój pseudonim moja wyobraźnia dostała kręćka. Nie odpuściła mi przez cały dzień. Szanując słabe nerwy niektórych czytelników oraz swój żołądek  nie będę tu opisywać obrazów, jakimi mnie uraczyła. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz. Liczę na twoją tolerancję i poczucie humoru.



Pocałunki stawały się coraz gorętsze, a ja wprost rozpływałem się w jego ramionach. Czułem jak niecierpliwe dłonie wędrują po moim ciele wzbudzając w każdym jego zakamarku rozkoszne dreszcze. Zsunął mi z ramion kurtkę i wziął się za rozpinanie koszuli. Odchylił mi głowę w bok i przyssał się do szyi. Kręcił językiem kółeczka, a potem podszczypywał te miejsca zębami. Zacząłem drżeć, a nogi zaczęły się pode mną uginać. Kiedy jednak jedna z jego dłoni zawędrowała pod moją koszulę i pogładziła nagą skórę nagle przyszło otrzeźwienie. – O boże co ja robię? On zaraz mnie tutaj przeleci! Nie tak miał wyglądać mój pierwszy raz! Nie pozwolę mu zniszczyć moich marzeń. Już z tylu rzeczy musiałem zrezygnować. – Odepchnąłem silnie Dawida i skrzyżowałem ręce na ramionach.
- Piotrusiu, co się stało? – narzeczony spoglądał na mnie zaskoczony z nieco oszołomioną miną. – Przestraszyłem cię?
- Nie, ale na tym koniec. Skoro mamy się pobrać, będzie jeszcze dużo okazji – cofałem się nie wiedząc jak mam mu wytłumaczyć swoje zachowanie.
- Ale przecież ta jest doskonała – mężczyzna patrzył na mnie z kompletnym niezrozumieniem.
- Wiesz, ja….- zacząłem jąkać się nieporadnie. – Ja zawsze chciałem, aby mój pierwszy raz był wyjątkowy. Żebym do końca życia mógł o nim myśleć z uśmiechem na twarzy i kiedy przyjdą smutne dni, to wspomnienie ogrzewało moje serce. Przepraszam, ale nie mogę w ten sposób.
- Rozumiem, zaczekam – Dawid uśmiechnął się do mnie ciepło. – Jest tylko jedno ale – skrzywił się i poprawił swoje spodnie w kroku. – Postawiłeś mnie w stan, hm, gotowości. Ty chyba urodziłeś się, aby mnie dręczyć, co?
- Nie przesadzaj. Zimny prysznic załatwi sprawę – zrumieniłem się widząc sporą wypukłość w jego jeansach. Odwróciłem się na pięcie i nie oglądając się za siebie ruszyłem zwiedzać mój nowy dom. – Nie pozwolę sobą manipulować temu napaleńcowi. Nie mogę z nim zostać, bo wszystkie moje marzenia o romantycznej nocy poślubnej wezmą w łeb. Robię się ostatnio strasznie miękki wobec tego drania – Prychnąłem, zły na samego siebie. Przyśpieszyłem kroku. Okazało się, że chałupa jest naprawdę ogromna. Zbyt duża jak na dwie osoby. Na parterze był duży salon, gabinet, kuchnia z jadalnią i służbówka. Piętro zaś, zajmowało sześć sypialni oraz dwie bogato wyposażone łazienki. Z każdego pokoju było wyjście na balkon. – Ciekawe, która sypialnia należy do Dawida? – Było mi go odrobinę żal. Rzeczywiście znowu sobie z nim pograłem. Usłyszałem za drzwiami po prawej jakiś ruch i wszedłem do środka. Zobaczyłem wszędzie porozrzucane ubrania. Dawid w jedwabnym, czarnym szlafroku i z ręcznikiem w ręku miał zamiar chyba iść pod prysznic.
- A ty tu po co? Przyszedłeś mnie jeszcze pomęczyć? – rzucił mi niechętne spojrzenie. – Zaczynam myśleć, że masz w sobie ukrytego małego sadystę. Podszedłem do niego z przekornym uśmiechem i postukałem palcem w jego pierś.
- Dawid, czy ktoś ci już mówił, że za dużo gadasz? Usiądź sobie grzecznie, najlepiej na tamtym fotelu – starałem się, aby mój głos zabrzmiał jak najbardziej stanowczo. Pchnąłem go lekko w stronę imponującego mebla pokrytego brązową skórą.
- Piotrusiu, zaczynam się bać. Co ty planujesz? Twoje reakcje są dla mnie jak zwykle całkowitą zagadką – Dawid zrobił o co prosiłem, a teraz zerkał na mnie z podejrzliwą miną.
- Jeny, ta robota w mafii ci nie służy – uklęknąłem na fotelu pomiędzy jego udami. – Wszędzie widzisz wrogów. Przestań się tak na mnie gapić i połóż ręce na podpórkach. Cokolwiek by się działo nie waż się ich stamtąd zabrać! – spojrzałem na niego groźnie. – Jeśli się poruszysz lub zrobisz coś dziwnego natychmiast sobie pójdę – zacząłem powoli rozwiązywać pasek od jego szlafroka. Faktycznie miałem rację. Pod spodem był zupełnie nagi. Westchnąłem z zadowoleniem na widok jego nagiego torsu. Pogłaskałem twarde mięśnie klatki piersiowej, a potem bez ostrzeżenia zjechałem niżej i zacisnąłem palce na jego sutkach, delikatnie je przekręcając.
- Kurwa, Piotrek! Chcesz mnie wykończyć jeszcze przed ślubem? – powiedział lekko schrypniętym głosem. - Co się stało, że tak nagle zmieniłeś zdanie?
- Pomyślałem, że to jednak nie w porządku tak cię zostawiać samego z problemem – pogładziłem wspaniały, przyciągający  moje oczy jak magnes kaloryferek. – W końcu jestem twoim narzeczonym i powinienem o ciebie dbać – widziałem jak się zarumienił i zaczął szybciej oddychać.
- Nie mam pojęcia jakimi zasadami logiki ty się kierujesz, ale zaczynają mi się coraz bardziej podobać .
- Faktycznie potrzebujesz na gwałt pomocy – rozsunąłem szerzej jego uda i ciekawie zerknąłem w dół. Ostrożnie dotknąłem dużego, stwardniałego penisa i przejechałem palcem wzdłuż pulsującej żyły.
- Chcesz mnie zabić prawda? – zajęczał Dawid.
- No coś ty! Jak możesz tak mówić? – zacząłem badać znalezisko opuszkami palców co chwila wracając i postukując w maleńką dziurkę sączącą już pierwsze krople. Członek chłopaka drgnął i nabrzmiał jeszcze bardziej. – Przestań narzekać. Widziałeś jak do mnie pomachał i urósł? Chyba mnie lubi!
- Aaaa… O tak, nawet bardzo – wystękał z trudem mężczyzna. Na próbę zacisnąłem na interesującym mnie organie dłoń i zacząłem nią poruszać leniwie w górę i w dół. Widziałem jak Dawid z całej siły zaciska ręce na oparciach krzesła.
- Nigdy tego nie ćwiczyłem, ale jest fajnie – zaczynało mi się robić gorąco. – Jeśli tak dalej pójdzie to ja będę musiał brać zimny prysznic  - pomyślałem zawstydzony.
- Och, szybciej! – krzyknął, wypychając w moim kierunku biodra. Przyśpieszyłem ruchy i obserwowałem z zachwytem grę emocji na jego twarzy. Starał się zapanować nad swoimi uczuciami, ale zaczynał przegrywać ze swoim drżącym ciałem i ogarniającą go rozkoszą. Posapywał cichutko wijąc się pod moim dotykiem. Przesunąłem drugą dłoń na jego jądra i zacząłem je pieścić rytmicznie, okrężnymi ruchami. Poczułem nagle jak Dawid zaciska mięśnie i wygina się w łuk. Wystrzelił silnym strumieniem spermy wprost na moją rozpaloną twarz. – Ale ze mnie głupek, nie zdążyłem się odsunąć. – Opadł na krzesło zupełnie wyczerpany.
- Piotrusiu – odezwał się po chwili cichutko – nie wiem jak to zrobiłeś, ale zafundowałeś mi najlepszy orgazm w moim życiu - wyciągnął z kieszeni szlafroka chusteczki i otarł czule moją buzię z niezwykłej maseczki. – To podobno zawiera dużo białka i jest zbawienne dla cery – zachichotał. – Jak będziemy to robić wystarczająco często jest szansa, że nigdy nie będziesz miał zmarszczek.
- Hehe.. Bardzo śmieszne – wstałem i przeciągnąłem się, aż mi strzeliło w krzyżu. – Jasny gwint! – zakląłem czując bolesne pulsowanie w spodniach.
- Czyżbyś teraz ty potrzebował pomocy? – Dawid spojrzał na mnie z wyraźną satysfakcją.
- Zapomnij! – ruszyłem do drzwi z dumnie podniesioną głową krzywiąc się nieco przy każdym kroku. Te cholerne jeansy chciały chyba zrobić ze mnie eunucha.
…………………………………………………………

Dwie godziny później buszowałem po kuchni w poszukiwaniu czegoś jadalnego. Niestety lodówka i szafki były zupełnie puste. Chyba będę musiał wybrać się na zakupy. Niestety z forsą też u mnie krucho. Zaczekam na narzeczonego, może mnie poratuje. Zadzwoniłem do niego na komórkę.
- Dawid nie mam kasy, a muszę zrobić małe zaopatrzenie. Czy rozmawiałeś może z moimi rodzicami? – zapytałem niepewnie.
- Zakupy każę zrobić służbie ojca, więc się nie przejmuj. Zaraz też przyniosą ci coś gotowego do zjedzenie. I tak, rozmawiałem zarówno z moimi jak i z twoimi staruszkami. Dyskusja w obu przypadkach była dość burzliwa. Chcą się z nami spotkać dzisiaj po południu. Zaproponowałem neutralny grunt, czyli lożę w restauracji. Tam będą musieli się hamować, więc się nie martw. Poza tym pójdziemy razem.
- Trochę się boję – głos mi lekko zadrżał.
- Uspokój się i pamiętaj co ci mówiłem. Nie pozwolę, żeby cię skrzywdzili. Zaraz powinni dostarczyć ci ubrania. Przygotuj się na szesnastą. Hej. – rozłączył się, a ja usiadłem mocno zdenerwowany. Wiedziałem, że to będzie bardzo nieprzyjemna rozmowa. Po upływie zaledwie godziny dostarczono wszystko o czym mówił narzeczony. Najpierw zjadłem kanapkę, żeby uspokoić burczący brzuch. Potem zabrałem się za układanie wszystkiego w szafkach i lodówce. Kiedy spojrzałem ponownie na zegar wybiła właśnie piętnasta. Musiałem się sprężyć. Za niedługo przyjedzie po mnie Dawid.
Punktualnie o szesnastej trzydzieści byliśmy we włoskiej restauracji ,,Rosa del Vento”. Kiedy weszliśmy do loży wszyscy już na nas czekali. Przywitała nas głucha cisza i wrogie spojrzenia.
- Gdzie ty byłeś smarkaczu i dlaczego do nas nie zadzwoniłeś?! Przynosisz nam wstyd przez całe życie – mój ojciec oczywiście nie wytrzymał i wrzasnął na mnie, próbując jednocześnie złapać mnie za łokieć. Niestety ta sztuczka mu się nie udała. Czujny narzeczony wszedł pomiędzy nas i wskazał mi miejsce obok siebie.
- Pozwólcie, że ja zacznę. Panie Czarnoryski proszę się nie awanturować. To elegancki lokal i za chwilę przez pana nas stąd wyrzucą – spojrzał chłodno na niego i ten o dziwo posłuchał. – Paskudny sknera, boi się, że bogaty zięć się na niego obrazi. Jak pięknie spuścił uszy. Płaszczy się, aż miło popatrzeć – ciśnienie zaczęło mi rosnąć. Miałem ochotę wstać i dać mu w gębę. Z wielkim trudem się powstrzymałem. Dawid widząc moją minę położył mi rękę na ramieniu w uspokajającym geście. – Nie będziemy wracać do tego co się stało. Postanowiliśmy wspólnie, że od dzisiaj razem zamieszkamy. Ślub odbędzie się już za dwa tygodnie nie widzę więc problemu.
- Przecież to nie wypada – odezwała się słabym głosem moja matka. – Żadnego: Jak się masz synku? Co się stało? Nic. Najważniejsze jest to co pomyślą inni. – Moja ukochana rodzinka dawała z siebie wszystko, a mnie zachciało się płakać. Przygryzłem wargę tak mocno, że popłynęła z niej krew. Udało mi się jednak powstrzymać łzy. – Nie dam i  tej satysfakcji. Zaraz powiedzą, że nie tylko czarna owca ale i mazgaj.- Przyłożyłem do ust chusteczkę chcąc powstrzymać krwawienie.
- Naprawdę chcesz, żeby ten chłopak wszedł do naszej rodziny? – zapytała ze zgrozą pani Lutomirska patrząc na męża. – Przez niego będziemy mieć mnóstwo kłopotów. Nie ma żadnych zasad i nie umie się zachować. Powinieneś to jeszcze przemyśleć. - Dawid go lubi i dobrze się dogadują, a to najważniejsze. Skoro uważasz, że ma jakieś luki w wychowaniu to się tym zajmij. Od tego przecież jesteś, w końcu się na coś przydasz – mężczyzna spojrzał zimno na żonę.
- Jest jeszcze coś – odezwał się ponownie narzeczony. – Jeśli ktoś z was będzie chciał nas odwiedzić, koniecznie misi to wcześniej uzgodnić telefonicznie z obydwojgiem. To taka nowa zasada, proszę wszystkich o zastosowanie się do niej – spojrzał groźnie na zebranych. - Nie życzymy sobie żadnych niezapowiedzianych wizyt. Państwa Czarnoryskich proszę o przysłanie jutro rzeczy Piotra. A teraz wybaczcie, ale musimy iść na zakupy – złapał mnie za rękę i pociągnął do wyjścia zanim ktoś zdążył zaprotestować. W szatni pochyliłem się i pocałowałem go czule w policzek.
- Piotrusiu – mrugnął do mnie żartobliwie – robisz się strasznie sentymentalny.
- Powinieneś być dumny, bo właśnie mianowałem cię na mojego rycerza – przytuliłem się do jego piersi, która w tej chwili wydawała mi się jedynym bezpiecznym miejscem na całym świecie.
.............................................................................................
Betowała kot_w_butach

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział 8


   Przez cały dzień kac, solidnie dawał mi się we znaki. Głowa strasznie mnie bolała, a w żołądku ktoś chyba zamontował windę. Cokolwiek zjadłem lub wypiłem, podchodziło mi z powrotem do gardła. Z wykładów nie docierało do mnie kompletnie nic. Opary alkoholowe powoli opadały, a do mojego mózgu zaczęła docierać pewna niespodziewana wiadomość, na którą we wcześniejszym zamroczeniu nie zwróciłem uwagi. – Dawid przecież mówił coś o weselu. Rodzinka zaczęła planować ślub. Oczywiście mnie nikt nie raczył o tym zawiadomić. Mam nadzieję, że to jeszcze jakaś odległa przyszłość. Co jednak zrobię jak wyznaczyli już datę uroczystości?  Muszę się tego dowiedzieć! – Jak tylko skończyły się lekcje pożegnałem się w pośpiechu z przyjaciółmi i pobiegłem do domu. Na schodach spotkałem Jacka.
- Hej, nie wiesz kiedy rodzice jadą do Lutomirskich? – zapytałem z niewinną minką.
- Wyszli jakąś godzinę temu. Rany, gdzie tak lecisz? Jeszcze spadniesz z tych schodów młody! – krzyknął za mną brat, ale już go nie słuchałem. Puściłem się pędem do drzwi jednocześnie dzwoniąc po taksówkę. Jak tylko dotarliśmy do domu Dawida wyskoczyłem z auta jak z procy. Wpadłem z poślizgiem do środka jadąc trampkami po mocno wypastowanym parkiecie. Oczywiście w pobliżu drzwi kręcił się ten stary sztywniak i właśnie na nim udało mi się wyhamować.
- Panicz sobie czegoś życzy? – spojrzał na mnie wyniośle z góry, strzepując ze swojej marynarki jakieś niewidoczne pyłki. Pewnie się bał, że się czymś ode mnie zarazi.
- Gdzie jest spotkanie rodzinne? Matka po mnie zadzwoniła – łgałem jak najęty.
- To na pierwszym piętrze, drugie drzwi po prawej – odrzekł chłodno patrząc z obrzydzeniem na moje ulubione buty.
- Nie musisz mnie odprowadzać, wiem gdzie to jest – nie czekając na jego odpowiedź pobiegłem do góry. – Skoro mnie nie zaprosili, to pewnie coś kombinują. Muszę ich jakoś sprytnie podsłuchać. Pod drzwiami nie mogę stać, bo mnie ktoś przyłapie. Hm, mam pomysł  [albo potraktujemy to jako myśl, albo  dodasz coś w stylu np. wymamrotałem do siebie, w tej postaci nie bardzo wiem ja się do tego odnieść]– Poruszyłem klamką w drzwiach sąsiedniego pokoju. Na szczęście były otwarte. Wszedłem do środka, a potem na balkon okalający całe piętro. Okna do salonu obok były otwarte. Stając za murkiem doskonale słyszałem każde słowo.
- Do dwudziestego października są tylko dwa tygodnie, to dość mało czasu – usłyszałem głos Dawida. – Jesteście pewni, że uda się wam wszystko zorganizować?
- Nie martw się synku, z panią Czarnoryską doskonale sobie poradzimy – odezwała się jego matka.
- Czy kontrakt małżeński macie już gotowy? – zapytał narzeczony. – Mogę go zobaczyć?
- Oczywiście. Przeczytaj go i powiedz czy tak może zostać? – odezwał się stary Lutomirski. Przez chwilę trwała zupełna cisza.
- Jak dla mnie, to jest w porządku. Czy Piotr także go widział?
- No wiesz synu , jakoś nie zdążyliśmy.
- To nie zapomnijcie o tym. Nie pozwolę wam nim manipulować. Piotr nie jest już dzieckiem. Macie mu to dać do przeczytania jeszcze przed ślubem – stwierdził Dawid, a w jego głosie wyczułem groźne nutki.
- Cieszę się, że tak dbasz o interesy mojego syna – stwierdził mój ojciec. – Na pewno mu go przekażę.
- No panowie koniec interesów. Może przejdziemy do jadalni i coś przekąsimy? – zaproponowała grzecznie pani Lutomirska. Usłyszałem jak wychodzą z pokoju. Stałem na tym balkonie zupełnie skamieniały ze zgrozy. Byłem tak zaskoczony tym co mówili, że dosłownie mnie unieruchomiło z wrażenia. Zacząłem trząść się, jakbym dostał właśnie gorączki. – Boże, co za paskudni krętacze! Banda zimnych sukinsynów! Chcą mnie postawić przed faktem dokonanym. Powiedzą mi pewnie na dwa dni przed ślubem na którą godzinę mam przyjść. Tak mnie podejść! A ja głupi myślałem, że jeszcze mam dużo czasu! Potraktowali mnie jak małe dziecko, które nie wie co dla niego dobre. Jeny, co ja mam teraz zrobić?! – Myśli pojawiały się w mojej głowie i gasły z szybkością błyskawic. Wyszedłem na korytarz  i zobaczywszy, że nikogo nie ma wymknąłem się, niezauważony tylnym wyjściem. Włóczyłem się po mieście do samego wieczora. Nawet nie wiem, gdzie zostawiłem mój plecak. Byłem tak oszołomiony tym co usłyszałem, że błądziłem jak w gęstej mgle. Twarze mijających mnie ludzi były dla mnie tylko bezbarwnymi plamami. Moje życie się skończyło. - Jestem laką, którą steruje moja rodzina. Dzięki ładnemu opakowaniu można ją dobrze sprzedać temu co da więcej – wybuchnąłem histerycznym śmiechem i usiadłem na krawężniku. Przechodnie obchodzili mnie szerokim łukiem kiwając tylko głowami. Łzy same płynęły mi po policzkach, a ja nawet tego nie czułem. Nie wiem jak długo trwałem w tym stanie. Zaczął padać rzęsisty deszcz  i zrobiło się bardzo zimno. Cienka kurtka wkrótce przemokła i to mnie trochę otrzeźwiło. Gdzie ja się teraz podzieję, bo do domu na pewno nie wrócę? Nie po tym co mi zrobili. Na myśl przyszła mi ciocia Lusia mieszkająca w malutkiej wsi w pobliżu Krakowa. Zawsze była dla mnie taka serdeczna i miła. Powlokłem się smętnie w kierunku przystanku autobusowego. Komórka od dłuższego czasu dzwoniła jak szalona. Zirytowany jej dźwiękiem wrzuciłem ją do najbliższej kałuży. Na szczęście na pojazd nie musiałem długo czekać. Po kwadransie byłem już w drodze do Kawek. Kiedy stanąłem na progu niewielkiego domku ciotki byłem cały przemarznięty. Miałem sine usta i trząsłem się jak galareta. Na mój widok Lusia załamała ręce.
- Piotrusiu, wejdź szybko do środka. Wyglądasz jak siedem nieszczęść – od razu rzuciła mi na głowę ręcznik. – Chodź do łazienki i weź gorący prysznic. Zaraz dam ci jakieś suche ciuchy. – Lusia była mądrą kobietą. Nie pytała mnie o nic choć widziałem, jak bardzo jest zaniepokojona moim stanem. Natychmiast zastosowałem się do jej rad. Dwadzieścia minut później leżałem już w łóżeczku pod ciepłą pierzynką, a ciotka usiłowała mnie nakarmić gorącym rosołkiem.
- Przepraszam, ale nie mogę nić przełknąć – wychrypiałem cicho. Nadal drżałem na całym ciele i nie mogłem się uspokoić.
- Nie wiem co się stało drogie dziecko, ale możesz tu zostać ile chcesz. Mieszkam sama i przyda mi się towarzystwo. Wypij jednak trochę ziółek. Rozgrzeją cię i pomogą ci zasnąć. Odpocznij sobie. Czasami jak się prześpimy z jakimś problemem, to na drugi dzień zaczynamy go widzieć w nieco innych barwach. Wszystko się jeszcze ułoży. Zobaczysz. Pogłaskała mnie po głowie i zostawiła obok łóżka zapaloną lampkę.
- Nie zamykam drzwi. Jak będziesz czegoś potrzebować, to wołaj. Na pewno cię usłyszę. Mam tylko nadzieję, że za bardzo się nie przeziębiłeś na tym deszczu. Jutro sobie porozmawiamy i znajdziemy jakieś wyjście z twoich kłopotów – zamknąłem zapuchnięte powieki. Teraz dopiero poczułem, jak bardzo byłem zmęczony. Wkrótce pogrążyłem się w niespokojnym, pełnym koszmarów śnie.
……………………………………………………………………
   Obudziłem się po jakimś czasie cały spocony. Było mi strasznie gorąco. W gardle mnie drapało, w nosie kręciło, chyba naprawdę się załatwiłem. Przewidywania ciotki niestety się sprawdziły. Z parteru dobiegły mnie odgłosy ostrej sprzeczki.
- Nie ma mowy, nie puszczę cię na górę. Chłopak przyjechał do mnie w strasznym stanie. Był w jakimś szoku. Przerażony, zziębnięty, bóg tylko wie jak długo plątał się w taką paskudną pogodę po mieście. Piotrek to bardzo delikatny dzieciak. Nie wiem co mu zrobiliście, ale jeśli natychmiast nie przestaniecie, to wkrótce będziecie mu musieli zafundować dobrego psychiatrę. O ile już go nie potrzebuje.
- Proszę, chcę go tylko zobaczyć. Sprawdzić jak się czuje – ze zdumieniem usłyszałem podniesiony głos Dawida. – Nie ma pani pojęcia co ja przeżyłem, zanim się  zorientowałem gdzie on przepadł. Jego plecak został znaleziony na środku ulicy, kilkakrotnie przejechany przez samochody. Myślałem, że miał jakiś wypadek. Co chwilę do niego dzwoniłem, ale nie odbierał telefonu. Dopiero nasz lokaj naprowadził mnie na jego trop. Musiał podsłuchać naszą rozmowę i strasznie się zdenerwować. Chciałem mu sam wszystko wyjaśnić przy odpowiedniej okazji, ponieważ obawiałem się jego reakcji. Wiedziałem, że jest negatywnie nastawiony do tego ślubu. Chyba miał nadzieję jakoś się od niego wymigać. Bardzo proszę, tylko na chwilę.
- Dobrze. Ale jak go czymś wyprowadzisz z równowagi, to poszczuję cię psami – odezwała się groźnie Lusia. Uwierzcie, nie były to słowa rzucane na wiatr. Usłyszałem na schodach jego kroki i cały schowałem się pod pierzynę. – Wolę się udusić, niż rozmawiać z tym palantem. Mam nadzieję, że go zeżrą pupilki ciotki. - Była znanym na całą okolicę hodowcą dogów niemieckich. - Dla tych wielkoludów to pestka. Będą miały kolacyjkę ze świeżego mięska – myślałem mściwie.
- Piotrek, wyłaź spod tej kołdry. Wiem, że nie śpisz – poczułem jak siada obok mnie na łóżku.
- Spływaj zdrajco – wychrypiałem z trudem.
- Ugotujesz się tam głuptasie – pociągnął moją osłonę anty łajdakową w dół. – Na widok mojej zmaltretowanej buźki aż się zachłysnął powietrzem. – Co ty ze sobą zrobiłeś mały narwańcu? Nie mogłeś po prostu na mnie zaczekać i porozmawiać jak normalny człowiek?
- Widocznie nie jestem normalny. Aapsik – podał mi leżące na stoliku chusteczki. Chciałem usiąść, ale zakręciło mi się w głowie i  z powrotem opadłem na poduszkę.
- Jesteś strasznie czerwony. Nie masz czasem gorączki – dotknął mojego czoła. – Pójdę do twojej ciotki po jakieś leki, a ty nie waż się czegoś tu kombinować. Wystarczająco mnie dzisiaj nastraszyłeś. Na pewno odjąłeś mi co najmniej dziesięć lat życia.
- Czyli będę jednak wdowcem? Ale mi ulżyło, musisz się wysoko ubezpieczyć. Po twojej śmierci zgarnę kasę i ruszę na podbój świata – wyszeptałem, wykrzywiając się do niego złośliwie.
- Ledwie żyjesz, ale języczek niestety nic nie ucierpiał. Jadowity jak zwykle – wstał i poszedł do kuchni skonsultować z ciotką, co mi zaaplikować. Po chwili wrócił z herbatą malinową i aspiryną.
- Niczego od ciebie nie wezmę. Mogłeś po drodze dolać czegoś dziwnego do tej szklanki – wystawiłem mu język i schowałem się pod pierzynę tak, że było widać tylko moje oczy.
- Zaczynasz popadać w paranoję. Jeśli natychmiast tego nie wypijesz i nie połkniesz lekarstwa mam jeszcze to – wyciągnął drugą rękę z opakowaniem Pyralginy w czopkach. – Z przyjemnością ci to założę w odpowiednie miejsce. Dawno nie widziałem twojego ślicznego tyłeczka i zaczynam za nim tęsknić.
- Ożesz ty, ani się waż – pisnąłem przestraszony i łyknąłem aspirynę bez mrugnięcia okiem.
- Szkoda, miałem niewielką nadzieję na odrobinę atrakcji – mrugnął do mnie łobuzersko.
- Jak nie przestaniesz świntuszyć, to się poskarżę Lusi i jej maleństwa cię zeżrą – pogroziłem draniowi, ale on tylko się uśmiechną z wyraźną ulgą, nic sobie nie robiąc z moich pogróżek.
- Cieszę się, że jednak ze mną rozmawiasz – poprawił mi poduszkę i pogłaskał po policzku.- Śpij, zostanę tutaj i popilnuję by nic głupiego nie przyszło ci do tej roztrzepanej główki.- przytaszczył sobie z kąta ogromny fotel i rozsiadł się w nim z jakąś gazetą w ręku. Przytuliłem się do małego jasieczka, ale nie mogłem zasnąć. W uszach ciągle słyszałem chłodny głos mojego ojca, a do oczu znowu zaczęły się cisnąć zdradzieckie łzy.
- Dawid, ta gazeta ciekawa chociaż? – zapytałem nieśmiało.

- Piotruś, zamknij wreszcie oczy – przyjrzał mi się uważnie i podszedł do łóżka. – Posuń się maluchu – wpakował się obok mnie i objął mnie ramieniem. Wtuliłem się plecami w jego szeroką klatkę piersiową i westchnąłem z zadowoleniem. – Nie płacz już. Obronię cię przed każdym złem, ale pamiętaj że nie jestem jasnowidzem. Jak masz jakiś problem, to ze mną o tym porozmawiaj a nie uciekaj jak spłoszona sarna. – pocałował mnie delikatnie w kark i przysunął bliżej do siebie. To ciepło i niski, aksamitny głos rozbroiły mnie zupełnie. Ból i żal, które rozdzierały moje serce uciekły gdzieś hen daleko. Zapomniałem o całej mojej paskudnej rodzince i zasnąłem spokojnie, ukołysany jego oddechem.
...........................................................................................

   Rano ledwie przetarłem oczy dostałem śniadanie do łóżka. Niestety składało się na nie owsianka, gęsty, truskawkowy soczek i kubek kakao. Patrzyłem na tackę i kręciłem nosem jak rozpieszczony dzieciak.
- Piotrek jedz i nie marudź. Jak będziesz grzecznym chłopcem, to pokażę ci coś ciekawego. Mam dla ciebie niespodziankę. Myślę, że ci się spodoba.
- Ale do domu nie wracam. Nie chcę widzieć tej bandy nędznych handlarzy żywym towarem. Niech wynajmą mój pokój. Zawsze to dodatkowe parę groszy do rodzinnego skarbczyka.
- W porządku. Po drodze zastanowimy się, gdzie będziesz mieszkał. Stąd masz daleko na uniwerek. Mam pomysł. Ale nie wiem czy ci się spodoba. Pogadamy o tym na miejscu - Podziękowałem Lusi za opiekę i wsiadałem z Dawidem do samochodu. Postanowiłem mu zaufać. Kiedy jednak po godzinie wjechaliśmy w ulicę prowadzącą do pałacu Lutomirskich zacząłem wątpić w jego lojalność.
- Dawid, twojej rodziny też nie chcę widzieć. Zawróć auto – spojrzałem na niego zawiedziony.
- Spokojnie, zaczekaj na chwilę – minęliśmy zamek i skręciliśmy w jakąś boczną uliczkę. Po kilku minutach zobaczyłem wysokie ogrodzenie z bali. Narzeczony wyciągnął pilota i otworzył szeroką bramę. Moim zachwyconym oczom ukazał się taki oto widok.





- Och jaki piękny! Uwielbiam drewniane domy. Panuje w nich niesamowity klimat. Do kogo należy? – wyskoczyłem z samochodu i zacząłem rozglądać się dookoła.
- To nasz dom. Miałem ci go pokazać po ślubie, ale właściwie, to jest już wykończony. Możesz w nim zamieszkać nawet dzisiaj, jeśli chcesz - wyciągnął z kieszeni klucze.
- Naprawdę?! I nikt nie będzie tu mógł wejść bez mojej zgody? Przysięgnij! – złapałem go z rękę i zajrzałem mu w oczy.
- Oczywiście, to twój dom i ma porządną ochronę. Poza tym terenu pilnują cztery dobrze wyszkolone psy. Zapoznam cię z nimi potem i dam ci gwizdek na który reagują – Dawid otworzył drzwi i porwał mnie na ręce. Zapiszczałem zaskoczony. – Muszę przenieść cię przez próg, więc przestań się rzucać. - Wniósł mnie do rozległego holu i postawił na ziemi.
- Wspaniały. Tyle miejsca i tak pięknie pachnie. Zupełnie jakbym był w środku lasu – odwróciłem się do niego i zatonąłem w jego czarnych źrenicach. Śniłem o nich już od jakiegoś czasu, ale w życiu bym mu się do tego nie przyznał. Niespodziewanie rzuciłem mu się na szyję i wpiłem się w jego kuszące usta.
- To za to, że jesteś taką świetną pielęgniareczką – pocałowałem go ponownie,]tym razem podgryzając i liżąc jego wargi. - To za ten piękny dom – przywarłem do niego całym ciałem. – A tym, chcę cię przeprosić za wszystkie kłopoty jakich ci przysporzyłem – wdarłem się do środka i figlarnie trąciłem jego język swoim. Zaczęliśmy słodki taniec namiętności. Walczyliśmy zażarcie o dominację , aż wreszcie uległem, poddając mu się całkowicie. Objął mnie władczo, wzdychając z przyjemności. Powoli, z dnia na dzień, z godziny na godzinę zatracałem się w tym mężczyźnie coraz bardziej. – Obiecałeś, że mnie będziesz bronił przed całym światem, ale kto mnie obroni przed tobą kochanie – myślałem leniwie, całkowicie otumaniony słodkimi pocałunkami.
 ..........................................................................................
Betowała kot_w_butach



wtorek, 14 sierpnia 2012

Rozdział 7


Obudziłem się chyba bladym świtem i bynajmniej nie z własnej woli. Jakaś durna małpa potrząsała mną gwałtownie za ramię dysząc mi go ucha. Uchyliłem niesamowicie ciężkie powieki i ze zdumieniem zobaczyłem miotającą się obok mnie Alę.
- Kobieto, zwariowałaś? Po co budzisz mnie o tej porze? – burknąłem i już miałem obrócić się na drugi bok, kiedy ta jędza chwyciła mnie za nos.
- Piotrek, wiesz która godzina? Dochodzi południe. Za dwie godziny masz wykłady. Nie waż się zasypiać  – z jękiem usiadłem na łóżku. Głowa wydawała się ważyć tonę, a siedzący w niej krasnoludek malutkim młoteczkiem rozwalał mi mózg na kawałeczki.
- Nie dam rady, zaraz się porzygam – wykrztusiłem nieco ochryple podtrzymując obiema rękami dymiącą czaszkę, aby nie odpadła.
- No cóż, najwyraźniej masz kaca giganta. Jak przyjdziesz do siebie, to liczę na jakąś relację z wczorajszej imprezy. Wiem, że po pijaku rozrywkowy z ciebie facet, więc musiało być wesoło – wyszczerzyła się do mnie Ala.
- Dziewczyno, ja nic nie pamiętam. Mam tylko jakieś mętne przebłyski. Zaczekaj tu, muszę wziąć prysznic. Może po nim rozjaśni mi się w łepetynie – chwiejnym krokiem ruszyłem do łazienki.
- Faktycznie – skrzywiła nosem dziewczyna – cuchniesz jak jakiś menel. Wiesz chociaż jak wróciłeś do domu?
- Za dużo wymagasz od skołowanego człowieka. Tam w środku – ostrożnie dotknąłem swojej głowy – jest w tej chwili tylko jakiś chlupoczący glut. – Wziąłem po drodze ubranie i zamknąłem za sobą drzwi. Zacząłem się rozbierać jęcząc i przeklinając. Niezgrabne palce i chwiejące się ciało stawiało wyraźny opór. - Po jakiego grzyba tak się wczoraj nawaliłem. Przetrwanie dzisiejszych wykładów będzie iście bohaterskim wyczynem - opieprzałem się w myślach. Po jakiś dwudziestu minutach odświeżony i pachnący wyszedłem z łazienki. Tymczasem Ala buszowała mi po półkach najwyraźniej czegoś szukając.
- Rany, ale zrobiłaś rozpirz. Nie mogłaś zaczekać aż wyjdę?
- Sama znalazłam – pomachała mi tryumfalnie płytami z wypożyczalni. – Muszę to dzisiaj zwrócić. Przydały się?
- Wiesz, niezupełnie. Nie obejrzałem ich jeszcze do końca – zacząłem relacjonować przyjaciółce moje wczorajsze zmagania z filmami. Dziewczyna potrząsała tylko głową z politowaniem i co chwila pociągała mnie za ucho.
- Piotrusiu, jesteś naprawdę żałosnym facetem. Tam były instrukcje jak dla piętnastolatka. Jak można nie umieć wykorzystać ich w praktyce. To banalnie proste – patrzyła na mnie jak na wyjątkowy okaz kretyna.
- Jak jesteś taka sprytna, to pokaż co potrafisz! – rzuciłem niemądre wyzwanie. Usłyszałem pukanie i drzwi się uchyliły. Zobaczyłem w nich ponurą gębę Kamila. Miał jakieś arcytrudne egzaminy i od kilku dni zakuwał jak szalony. Chyba miał już tego dość, bo najwyraźniej humorek mu nie dopisywał.
- Młody, twój mężulek tu lezie – właśnie miał trzasnąć drzwiami kiedy z podłogi poderwała się Ala i podeszła do niego kołysząc kusząco kuperkiem. Trzeba przyznać, że niezła z niej laska. Z wieloma niewątpliwymi atutami. Zwłaszcza te górne rzucały się w oczy.
- Zaczekaj ptysiu – rzuciła słodko do zaskoczonego Kamila. Złapała go za krawat i przyszpiliła do ściany. – Masz dziewczynę przystojniaku? – obrysowała palcem jego usta.
- Yy..nie.. - wyjąkał speszony.
- Lubię takie nieśmiałe ciasteczka – pogłaskała go po policzku. – Nie mam z kim iść dzisiaj do kina. Chodźmy do twojego pokoju, to wszystko ci wytłumaczę – bezwstydnie obmacywała klatkę piersiową czerwonego jak burak braciszka. Nigdy bym nie przypuszczał, że zobaczę jak ten cwany prawnik zapomina języka w gębie.
- Ddo ppokoju? – wyjąkał z głupim wyrazem twarzy.
- Wiesz słodziaku, pewne rzeczy należy robić na osobności. Piotruś jest jeszcze bardzo młody, nie będziemy go więc gorszyć – złapała go za pasek od spodni i pociągnęła kompletnie ogłupiałego na korytarz, kiedy przechodzili obok mnie puściła mi oczko. – Ta wiedźma jeszcze mi brata zdeprawuje. - Spojrzałem w lewo i zobaczyłem jak na piętro wdrapuje się Dawid. Obejrzał się za znikającą w sypialni parą ogromnie zaskoczony.
- Piotrek, co ta piegowata wiedźma robi z Kamilem? Może powinniśmy go uratować?
- Wiesz, on się jakoś niespecjalnie bronił. Zresztą mam z nim na pieńku. Niech sobie radzi sam – uśmiechnąłem się do niego blado i zacząłem szukać Paracetamolu.
- Główka boli, co? – spojrzał na mnie kpiąco bez cienia współczucia. – Te naleweczki, to jednak takie całkiem zdrowe nie są.
- Po coś tu przylazł? Powinieneś wykazać choć odrobinę empatii. Człowiek tu cierpi i znikąd pomocy – wyburczałem do niego niegrzecznie.
- Cierpieć to ty dopiero zaczniesz za chwilę! Mój ty skarbeńku - zaszczebiotał złośliwie narzeczony – a jak tam u ciebie z pamięcią?
- Kiepsko, tylko jakieś ułamki wspomnień. A co, narozrabiałem? Czasem po pijaku dostaję strasznej głupawki – spojrzałem na niego nieco zaniepokojony.
-Tylko głupawki? Kochanie, ty wyraźnie się nie doceniasz. Mam tu coś, co odświeży ci pamięć. Pooglądaj sobie – podał mi swoją komórkę. Zerknąłem kątem oka i znieruchomiałem z wytrzeszczonymi oczami. Wyraźnie było słychać znajomą hinduską muzę. Dookoła ogniska,  prezentując taniec brzucha pląsały jakieś mocno zawiane postacie. Wśród nich z rozpaczą rozpoznałem siebie. Boso i bez koszuli kręciłem zadkiem razem z dziewczętami.
- O boże!!! To niemożliwe! Skąd to masz?! – wrzasnąłem na cały dom. - Kurwa co z ciebie za narzeczony?! Miałeś mnie pilnować! – krzyknąłem tym razem na Dawida. Do pokoju zwabieni moimi przekleństwami wparowali Ala z Kamilem. Kumpela prezentował się nienagannie, ale braciszek wyraźnie przeszedł przez piekło, o czym świadczyła rozpięta do pasa koszula, rozczochrane włosy i brak paska od spodni.
-Piotrusiu co się dzieje? – zapytała troskliwie.
- Masz, obejrzyj sobie. To na pewno już jest w sieci, więc co mi szkodzi – jęknąłem zrozpaczony osuwając się na podłogę. Po chwili ciszy rozległy się najpierw stłumione chichoty, a w końcu gromki śmiech tych dwóch potworów. I licz tu człowieku na przyjaciół i rodzinę. Przysłowiowy ostatni gwóźdź do trumny wbiją ci właśnie oni.
- Nie martw się, moi informatycy właśnie usuwają to z Internetu. Ale nie gwarantuję ci, że ktoś z twoich znajomych tego nie obejrzał – Dawid słodziuteńko się do mnie uśmiechnął. – Zresztą to nie był cały twój występ. Na szczęście drugą część tylko ja mam nagraną. W limuzynie jest kamera, która rejestruje wszystko.
- Proszę cię wykasuj, cokolwiek to jest – spojrzałem na niego błagalnie.
- Mowy niema, to jest obecnie mój ulubiony film. Oglądałem go już chyba ze sześć razy. Chyba nigdy mi się nie znudzi. Za każdym razem potem, muszę odbyć sesję prac ręcznych – zachichotał z błyskiem w oku. – Piotrusiu, a to pamiętasz? – postawił przede mną pustą butelkę sprayu po bitej śmietanie. Szczerze mówiąc, nic mi to nie mówiło. Powąchałem go. Do mojego nosa doszedł słodki zapach czekolady i nagle wszystko wróciło na swoje miejsce. Przed moimi przerażonymi oczyma przeleciał szereg niecenzuralnych obrazów.
- Cholera jasna, jestem zboczeńcem – zaskomlałem cichutko i zacząłem czołgać się w kierunku łóżka. Wpełzłem pod nie niezdarnie i skuliłem się w najciemniejszym kącie. – Zostawcie mnie tu, aż zdechnę. Za parę lat moje ciało zamieni się w mumię. Wtedy mnie pochowacie – wyjęczałem.
- Piotrek idioto, wyłaź stamtąd. Za godzinę mamy wykłady – fuknęła na mnie Ala usiłując stłumić śmiech.
- Ona ma rację cukiereczku – napieprzał się ze mnie ten łajdak Dawid – Odwiozę was, mam chwilę czasu. Jeszcze cię ktoś pozna, weźmie za tancerkę hula i porwie do nocnego klubu.
- Nie próbujcie mnie przekonać, zostaję tutaj na zawsze – niestety ich nie doceniłem. Złapali mnie za nogi i siłą wyciągnęli spod mebla. Ala wzięła mój plecak, a narzeczony wyniósł mnie na plecach jak worek kartofli. Wrzucił do samochodu bez odrobiny delikatności.
- Po co mnie tam wieziecie? Spalę się ze wstydu. Kupcie mi po drodze chociaż jakąś maskę – awanturowałem się na całego.
- Siedź cicho pijaku. Miałeś odwagę rozrabiać, miej teraz odwagę wejść do szkoły z podniesionym czołem. Ze mną i tak, nadal masz niewyrównane rachunki – syknął mi do ucha mężczyzna. Samochód zatrzymał się przed budynkiem Akademii. Dawid niespodziewanie wziął mój plecak i zarzucił sobie na ramię.
- Cóż za nadzwyczajna troskliwość! Prawie się wzruszyłem – warknąłem do niego. – Aż tak słaby nie jestem. Możesz już sobie iść. Ja muszę skorzystać z łazienki. - Skręciłem do drzwi po lewej. Wszedł za mną do środka z szerokim bananem na twarzy. Rzucił torbę pod umywalkę i spojrzał na mnie z dziwnym uśmieszkiem.
- Idę do kibelka. Naprawdę nie musisz tu tkwić - jego wzrok coraz bardziej mi się nie podobał. Wyczuwałem nadciągające niebezpieczeństwo. Wlazłem do kabiny i już miałem się od niego odizolować, kiedy zwinnie wsunął się za mną i zasunął zameczek.
- Dawid, odpala ci? Chyba nie będziesz patrzył jak załatwiam swoje potrzeby? – fuknąłem na niego zirytowany.
- Mam inne plany kochanie – przycisnął mnie plecami do ścianki. – Nadszedł czas na zemstę. Poza tym twoi rodzice przychodzą jutro omówić z moimi szczegóły wesela. Muszę więc coś sprawdzić, zanim będzie za późno – zaczął rozpinać mi pasek od spodni.
- Eeee…? Jakie wesele i dlaczego ja nic o tym nie wiem? Puszczaj debilu – usiłowałem mu się wyrwać.
- Nie miotaj się tak. Jeszcze ktoś nas usłyszy, a tego byś chyba nie chciał? – złapał zębami za moją dolną wargę. Nagle osunął się na kolana zdzierając ze mnie spodnie wraz z bielizną.
- Cco rrobisz? – wyjąkałem bezradnie i poczerwieniałem na twarzy.
- Sprawdzam towar. Kota w worku kupował nie będę. Pod tym prysznicem niewiele było widać. Muszę sobie popatrzeć z czym będę miał do czynienia – złapał mojego na wpół twardego członka i delikatnie pogładził czubkami palców. - Piękny.
- Ooch..!! - krzyknąłem zaskoczony jego bezczelnym atakiem.
- Tee, Czarnoryski czego tak wyjesz? Z kibelka spadłeś, czy co?! – rozległ się czyjś rozbawiony, obcy głos.
-Skąd wiesz, że to ja? – zapytałem zażenowany.
- Na plecaku jest twoje nazwisko, tancereczko ty nasza! Zrobiłeś się ostatnio dość sławny pączuszku – rechotał ktoś w najlepsze. W tym momencie poczułem jak Dawid rozsuwa mi uda i zaczyna zabawiać się z moimi jądrami. Pieścił je i ostrożnie podszczypywał, a mnie robiło się coraz bardziej słabo.
- Cholera! – pisnąłem cienko zanim zdążyłem zatkać sobie usta.
- Ej, młody. Jak masz kaca to idź do pielęgniarki po jakieś prochy. Jeszcze nam tu zemdlejesz – odezwał się inny osobnik, sądząc z odgłosów myjący właśnie ręce. Zerknąłem w dół i zobaczyłem kpiące spojrzenie narzeczonego. Pochylił się, polizał mojego penisa i mrugnął do mnie łobuzersko. Zagryzłem mocno dolną wargę usiłując się uspokoić. – Nie dam się. Muszę się trzymać i pokazać temu draniowi, że jego zagrania nie robią na mnie wrażenia – chciałem się odsunąć, ale skutek był raczej odwrotny do moich zamierzeń. Chłopak widząc, że chcę uciec, złapał mnie silnie dłońmi za pośladki. Zassał się na moim członku, po czym wsunął go głęboko do gardła. Wrażenie było niesamowite. Pierwszy raz ktoś pieścił mnie w taki sposób. Ta wilgoć, ciepło i sprytny język wędrujący tam i z powrotem zaczęły powoli doprowadzać mnie na skraj szaleństwa. Biodra same dostosowały się do narzuconego rytmu. Wychodziły naprzeciw utalentowanym ustom. Zacząłem cichutko pojękiwać z przyjemności. Nie mogłem się powstrzymać mimo wcześniejszych deklaracji. Siłą woli starałem się nie dopuścić do wytrysku. Niestety, kiedy Dawid zaczął w dodatku masować moje pośladku mrucząc z rozkoszy, zupełnie się poddałem. Wczepiłem palce w jego czarne włosy i dałem się ponieść pożądaniu. W końcu zatrzęsłem się na całym ciele spuszczając się mu wprost do buzi. Ten drań połknął wszystko bez mrugnięcia okiem. Nie uronił ani kropelki. Podniósł się do góry i pocałował mnie prosto w usta. Poczułem dziwny, lekko słonawy smak mojego nasienia.
-Ble, jak mogłeś to zrobić? – wyjąkałem jeszcze drżąc na całym ciele. - Musiałeś łajdaku sporo trenować, bo zadziwiająco sprawnie ci to poszło!
- Zazdrosny jesteś kociaku? – wyszeptał mi do ucha.
 - O ciebie, chyba żartujesz! Musiałbym być gejem! – wydąłem usta.
- Jak na zdeklarowanego macho, to bardzo ochoczo ruszałeś tyłeczkiem kochanie. I nie mów tak głośno, bo jeszcze znowu kogoś tu ściągniesz pocałował mnie jeszcze raz i pomógł mi zapiąć spodnie. Jakoś nie mogłem sobie poradzić z zamkiem. Usłyszałem jak drzwi do łazienki się uchylają i rozległ się wysoki głos Ali.
- Co wy tam do cholery robicie tyle czasu? Wyłaźcie perwersi, bo ktoś was nakryje na tych niegrzecznych zabawach. Zaraz będzie przerwa i ludzie się zlecą.
......................................................................................
Betowała kot_w_butach